Czym jest czytanie globalne?
Czytanie globalne (wczesne czytanie, czytanie całowyrazowe) to termin, który przywędrował do Polski przed dwudziestu laty wraz z książką jego twórcy Glenna Domana, która nosi tytuł „Jak nauczyć małe dziecko czytać” (Glenn Doman, Janet Doman, Jak nauczyć małe dziecko czytać, wyd. EXCALIBUR, Bydgoszcz 1992). Od momentu pojawienia się czyni ona niemało zamieszania.
1. Początki czytania globalnego
Ale po kolei. Glenn Doman, amerykański fizykoterapeuta, w 60. latach ubiegłego wieku opracował metodę rehabilitacji osób mających uszkodzony mózg. Zadowolony z efektów zastanawiał się, jak metoda ta sprawdziłaby się w odniesieniu do dzieci zdrowych. Od tej chwili czytanie globalne poczęto stosować w pracy z małymi dziećmi najpierw w Stanach Zjednoczonych, potem w kolejnych państwach. Glenn Doman dostał wiele odznaczeń państwowych w różnych krajach. Instytut Osiągania Ludzkich Możliwości, który założył w 1955 r. w Filadelfii, prowadzi obecnie córka Glenna, Janet Doman. W Instytucie są propagowane idee stymulowania najmłodszych na różnych polach działalności.
Książka Domanów (współautorką jest córka Glenna Domana) wywołała spore zainteresowanie wśród pedagogów i psychologów polskich. Dwadzieścia lat temu prowadzono w przedszkolach naukę czytania, toteż obiecujący tytuł książki zachęcił wielu nauczycieli oraz rodziców do podjęcia prób „zabawy w czytanie” z zupełnie małymi dziećmi. Mistrz Doman obiecywał coś, co brzmiało jak bajka – dziecko będzie czytać, nie znając alfabetu. I tak było. Zalecano codzienne, kilkuminutowe prezentacje plansz z wyrazami, a ich zawartość w okamgnieniu zostawała przyswajana przez ogromnie chłonny umysł maluchów. Po przyswojeniu treści plansz z jednym wyrazem zalecano prezentowanie zwrotów dwu-, trzywyrazowych. Potem zdań.
Wszystko szło jak z płatka. Do momentu, w którym pokazywało się dziecku nowy wyraz. Okazywało się to trudnością nie do pokonania. Maluch potrafił odczytać wyraz „oko”, widział go bowiem wcześniej. Kiedy pokazano mu planszę z napisem „oczko” – nie wiedział, o co chodzi.
Od tego czasu zaczyna się okres zniechęcenia wobec metody i ostrej krytyki czytania globalnego. Niektórzy okrzyknęli Domana szarlatanem.
Pracowałam wówczas w przedszkolu. Miałam już specjalizację z pedagogiki przedszkolnej ale wcześniej skończyłam studia polonistyczne. Bardzo mi to pomogło w zrozumieniu idei Domana. Napisałam do Janet Doman list, w którym zawarłam swoje wątpliwości co do sensu prowadzenia dzieci tą metodą w Polsce, gdzie jest inna struktura języka, a każde słowo posiada wiele odmian.
Otrzymałam informację, iż zasadniczym celem pracy tą metodą jest stymulowanie prawej półkuli mózgu, umiejętność czytania (globalnego – to ważne!) przychodzi mimochodem i jest „efektem ubocznym” stosowania metody, zaś podczas pracy z dziećmi innych narodowości należy uwzględnić specyfikę danego języka. Dostałam także olbrzymią ilość materiałów na temat czytania globalnego i „błogosławieństwo”, by próbować, próbować, próbować.
Od tamtej pory pracowałam z polskimi dziećmi, poszukując sposobów na zmodyfikowanie metody Domana tak, by uwzględniała ona to, co w języku polskim jest inne – szeroko rozbudowaną fleksję.
2. Czym jest czytanie globalne i czy przy jego pomocy można nauczyć czytać małe dziecko?
Zacznę od tego, że istnieją dwa rodzaje czytania. Jedno, to czytanie globalne, całowyrazowe. Dziecko, patrząc często na napis na kubeczku z serkiem, po jakimś czasie „czyta” nazwę tego serka. Tak dzieje się z tytułami książeczek, napisami nad sklepami, imieniem dziecka, jeśli piszemy mu je odpowiednio często. Dziecko nie musi bowiem znać liter, by zapamiętać cały obraz graficzny wyrazu. Traktuje wyraz jak piktogram. My, dorośli, też czytamy globalnie piktogramy, czyli obrazki symbolizujące jakąś treść. Na widok przekreślonej koperty z charakterystycznym wózkiem na parkingu odbieramy sygnał: „Miejsce dla niepełnosprawnych”. Napis niepotrzebny, prawda? To właśnie jest globalne czytanie.
Czytając w ten sposób, dziecko nie zastanawia się i nawet nie wie jeszcze, że wyraz składa się z liter. Ten etap porównuję do oglądania i nazywania budowli z klocków lego, w której to malec nie dostrzega poszczególnych elementów. Ot, widzi budowlę i nazywa ją.
Innym rodzajem czytania jest czytanie analityczno-syntetyczne „zwyczajne”, to, którego uczymy się w szkole. Tutaj potrzebna jest nie tylko znajomość liter, ale i umiejętność ich składania, co jest trudnym wyzwaniem. Jest to bowiem etap najtrudniejszy w procesie nauki czytania. Rodzice nieraz skarżą się, że ich dziecko zna cały alfabet, a kiedy zobaczy wyraz, nie potrafi go odczytać. Prawidłowo. Co innego jest wyuczyć się nazw liter, co innego umieć je syntezować. To zadanie o wiele trudniejsze i wymagające wielu ćwiczeń.
Wracam do pytania w podtytule. Czy metodą Domana można nauczyć dziecko czytania? Odpowiadam – tak, ale będzie to czytanie globalne nie analityczno-syntetyczne. Tego drugiego młody człowiek będzie musiał się nauczyć tak czy siak, bo bez niego przejść przez życie nie sposób.
Skoro tak, to po co sobie zawracać głowę czytaniem globalnym? Czy nie jest to jeszcze jeden bezsensowny obowiązek, który ambitni rodzice chcą dołożyć swojemu malcowi, odbierając mu chwile przeznaczone na zabawę?
3. Zalety czytania globalnego
Odpowiem tak – dwudziestoletnie zgłębianie tematu pozwoliło mi osiągnąć pewność, że czytanie globalne to wspaniała zabawa, która ma same zalety. Prowadzona w atmosferze luzu i radości (a jest to warunek podstawowy) daje dzieciom i rodzicom mnóstwo satysfakcji. Rozwija i pogłębia ważne procesy umysłowe – pamięć, spostrzegawczość, umiejętność analizy wzrokowej, uwagę. Nie bez znaczenia jest fakt, że codzienne sesje, choć zaledwie kilkuminutowe, są jeszcze jedną okazją do wspólnej z dzieckiem zabawy i bliskości.
Czytanie globalne wspaniale rozwija prawą półkulę mózgu, która wykorzystywana jest w niedostatecznym stopniu, a odpowiada za tak ważne procesy jak intuicyjny, nieschematyczny sposób rozumowania, a także pamięć wzrokową. Stymulując jej aktywność, sprawiamy, że dziecko lepiej zapamiętuje, szybciej czyta, potrafi znakomicie liczyć w pamięci, rozwija w sobie słuch muzyczny.
Nigdzie nie wyczytałam jeszcze jednego, a stwierdzam to ponad wszelką wątpliwość – dzieci prowadzone metodą czytania globalnego prędzej i łatwiej opanowują czytanie „zwyczajne”, czyli analityczno-syntetyczne. Zaczynają czytać nieznane wyrazy bez żmudnych ćwiczeń i czytają płynnie bez głoskowania, co można zaobserwować na filmikach, które prezentuję na stronie .
Bywa, że rodzice zgłaszają wątpliwość czy dziecko, które zaczyna czytać wcześniej niż jego rówieśnicy, nie ma uboższego dzieciństwa od tego, które nie czyta. No cóż, nie widzę żadnego niebezpieczeństwa w tym, że pięciolatek sam przeczyta sobie książeczkę. Większego niebezpieczeństwa upatrywałabym w tym, że przez kilka godzin dziennie będzie oglądał filmy w tv czy garbił się przy komputerze. Wśród dorosłych jest wiele osób, które czytały w wieku pięciu czy czterech lat. Z reguły są to osoby kochające książki i czytanie, z dużą wiedzą ogólną, którym proces czytania potrzebny jest do życia jak powietrze.
Podsumujmy zatem:
- czytanie globalne nie jest sposobem na nauczenie się „zwykłego” analityczno-syntetycznego czytania,
- jest etapem przejściowym między nieczytaniem i czytaniem zwyczajnym, pozwalającym łatwiej i szybciej opanować to drugie,
- rozwija i doskonali ważne funkcje umysłu,
- jest sposobem na znakomitą zabawę z dzieckiem,
- nie wymaga starań, zachodu, długich ćwiczeń – wystarczy kilka minut dziennie.
Aby zalety czytania globalnego uwidoczniły się w procesie zabawy z dzieckiem, trzeba spełnić pewne warunki dotyczące atmosfery, w jakiej odbywają się sesje. O tym opowiem następnym razem.