Jak imiona wpływają na naszą przyszłość
Proste: Zofia, Jan, Anna, czy wymyślne, jak Dagmar, Stella lub Bastian – od tego, jakie imiona nadajecie swoim dzieciom, bardzo wiele zależy. Ale też bardzo wiele mówi o was, jako rodzicach. Warto sprawdzić, na czym polega ta zależność.
Dobór imienia dla potomka, wiele mówi o ambicjach rodziców wobec dziecka, ale też wyznacza mu często określoną pozycję wśród rówieśników. Istnieje też ciekawy związek pomiędzy noszonym imieniem a wybieranym zawodem.
Imię, jakie nosi dziecko, jest bardzo ważne dla jego poczucia tożsamości. Już kilkumiesięczne niemowlęta rozpoznają je, reagują na nie, lubią go słuchać. Dla takiego malca nie ma jednak znaczenia brzmienie wyrazu, którym go wołamy, ale sam fakt, że te właśnie dźwięki wypowiadane są właśnie do niego.
- Bardzo długo, bo aż do około szóstego roku życia dziecko uważa, że jest tym samym, co jego imię – wyjaśnia nam Katarzyna Przemyska, psycholog. – Na podstawie obserwacji kilku przypadków dzieci z Francji, którym z różnych względów zmieniono imiona, wywnioskowano, że moment ten stał się początkiem ich problemów z samoakceptacją, zachwiał poczuciem własnej wartości. Dzieci nie potrafiły powiedzieć kim są i jakie są. Nie umiały też przez pewien czas opowiadać o sobie – co lubią, o czym marzą… Zaburzyło to też ich poczucie bezpieczeństwa. Oczywiście można to wiązać z faktem, że sytuacja zmiany imienia powiązana jest często z jakimś innym trudnym doświadczeniem, jednak psycholodzy zaobserwowali, że to dzień zmiany imienia był zawsze przełomem.
Czy jednak to, jakie imię nadamy dziecku, ma jakiś wpływ na jego przyszłość? Ta zależność nie jest bezpośrednia. Czyli to nie imię kształtuje dziecko, ale imię jest wyrazem stosunku rodziców do potomka, mówi o ich aspiracjach względem syna czy córki, a także prowokuje pewne reakcje otoczenia wobec „nosiciela“.
Nie jest w ostatnich latach rzadkością, że nadawane są dzieciom imiona na fali popularności postaci serialowych czy gwiazd show-biznesu. W psychologicznym przełożeniu oznacza to, że rodzice dziecka chcą dla niego lepszej przyszłości, niebanalnego życia - jak z filmu. Taki sposób nadawania imion mówi zwykle o dorosłych, że nie do końca są oni zadowoleni ze swojej sytuacji czy pozycji, jaką zajmują w środowisku, dla dziecka natomiast chcieliby czegoś lepszego.
Obserwuje się także, że imiona pochodzące z popkultury, zwłaszcza imiona pochodzenia obcego (Britney, Jessica, Nikola, Brian) chętniej nadają dzieciom ludzie z grup słabo wykształconych, o niskim statusie społecznym, z rodzin ubogich.
Z kolei osoby z pewnym zacięciem artystycznym, zajmujące się zawodami twórczymi chętnie nazywają dzieci imionami prostymi, tradycyjnymi: Jan, Zofia, Tadeusz, Maria. Tu zaszła w ostatnich latach duża zmiana, bo jeszcze 20-30 lat temu to właśnie artyści „chrzcili” swoje pociechy oryginalnymi imionami.
Tradycyjne imiona nadają także ludzie dobrze wykształceni i wysoko oceniający swoją pozycję.
Jest także spora grupa osób, które nazywają swoje dzieci tak samo jak siebie.
- Komunikat dla malucha jest dosyć jasny - komentuje pani psycholog. - Podświadomie rodzic informuje: chcę, żebyś był taki jak ja, jestem zadowolony z mojego życia, z siebie, idź moimi śladami. Taka sytuacja niesie oczywiście ogromne emocjonalne obciążenie dla malucha, a później nastolatka. Z czasem zazwyczaj rodzi konflikty, gdy dziecko postanowi jednak pójść własną drogą. Zwłaszcza że „juniorzy“ pojawiają się zwykle w rodzinach, gdzie z pokolenia na pokolenie uprawia się określone zawody, dziedziczy się rodzinne biznesy itd.
Inną grupą rodziców są „rozczarowani” – czyli tacy, którzy marzyli o chłopcu, a przyszła na świat dziewczynka i odwrotnie. Oczywiście rzadko artykułują to głośno, ale w podświadomości ta tęsknota za potomkiem innej płci pozostaje i nadają dziecku np. żeńską wersję chłopięcego imienia. I w ten sposób mamy Karolinki, Kamile, Janki, Marianki... Zwykle dziewczynki te wychowywane są trochę jak chłopcy, gdy mają kilka lat bawią się głównie samochodami, a w wieku szkolnym zaczynają dominować w grupie.
Bardzo ważne w promowaniu pewnych zachowań dzieci jest to, jak się do nich zwracamy. Są rodzice, którzy o swoim synu mówią wyłącznie oficjalnie: Tomasz - nawet jeśli smyk ma trzy latka, słodkie dołki w policzkach i łobuzerski uśmiech na twarzy. Są też tacy, którzy o córce w każdych okolicznościach mówią Zosiulka, nawet składając wniosek o paszport dla niej... Jakie są konsekwencje? Dziecko, które nigdy nie jest nazywane zdrobnieniem, widzi siebie bardzo zasadniczo, brak w tym obrazie czułości, serdeczności, a więc wszystkiego, co wiąże się z okazywaniem uczuć. Jego relacje z innymi są często chłodne. Z kolei dzieci, których imiona są bardzo mocno zdrabniane (Zosiuleńko, Kamilciu, Iguniu, Jasiulku), długo pozostają dziećmi. Nawet jako dorośli lubią zachowywać się infantylnie, często unikają odpowiedzialności za swoje zachowania.
Joseph Nuttin Jr., psycholog pochodzący z Belgii, stwierdził, że inicjały - pierwsze litery imienia i nazwiska podobają nam się bardziej niż inne. Nieświadome przywiązanie do nich powoduje, że człowiek ma tendencje do poszukiwania partnerów o imieniu zaczynającym się na tę samą literę.
Okazuje się także, że ludzie częściej wybierają zawody, których nazwy mają pierwszą literę taką samą, jak ich imiona.
Zaskakujące są także wyniki badań przeprowadzonych przez amerykańskich medyków wśród pacjentów kilku szpitali psychiatrycznych. Okazało się, że ludzie z problemami psychicznymi częściej nosili imiona niespotykane w swoich czasach. Badacze mają dwie tezy: albo negatywnie reagujące otoczenie dało początek ich problemom psychicznym, albo udziwnione imiona powstały w chorych psychikach ich rodziców, którzy wychowując, kształtowali określony typ młodego człowieka.
A zatem, drodzy rodzice, nim wybierzecie imię swojego dziecka, zastanówcie się naprawdę bardzo dokładnie.