"Nie przyj, nie przyj!". Oburzona matka opisuje swój poród
Brak zainteresowania, obcesowe traktowanie i w końcu szybkie "łapanie" dziecka. Tak swój poród opisuje Diana Grobelna, mama dwójki dzieci. - Czułam się, jakbym rodziła w latach 80. XX wieku - podsumowuje kobieta. Swoją historię postanowiła nagłośnić, by przestrzec inne matki przed tego typu wydarzeniami.
1. "To nie to"
- Do szpitala trafiłam ze skierowaniem w dzień swoich urodzin. Tak się złożyło, że akurat był to koniec 41. tygodnia ciąży. Nie miałam wystarczająco dużego rozwarcia, by rozpocząć akcję porodową i trafiłam na izbę przyjęć. Tam leżałam i czekałam na założenie cewnika Foleya, zwanego także "balonikiem". To sposób, który pozwala rozwierać szyjkę macicy, zachęcając organizm do uwalniania odpowiednich hormonów - opisuje kobieta.
Lekarka, która prowadziła jej ciążę nie mogła zejść z oddziału, Diana zaczęła więc spacerować po szpitalu. Chciała przyspieszyć akcję.
- Ruszyło mnie dopiero wieczorem. Od godz. 21:00 zaczęły się skurcze, które były coraz silniejsze. Zaczęłam liczyć. Po godzinie poinformowałam położną, która podłączyła mnie pod KTG i męża - by był w gotowości. Po dwóch godzinach regularnych skurczy co 2-3 min. i godzinnym zapisie KTG usłyszałam, że to fałszywy alarm "i to nie to" - opowiada kobieta.
Skurcze miały być za częste, a położna - według relacji Diany, stwierdziła, że nie ma sensu wzywać lekarza, ponieważ po wyciągnięciu "balonika" skurcze miną. Później okazało się, że cewnik wypadł, a przyszła mama miała 4 cm rozwarcia. Pojechała na oddział.
Zobacz wideo na temat dzieci, które mogą okazać się interesujące:
- Podłączyli mnie do KTG i lekarz też stwierdził, że na zapisie skurczy nie widzi. Jako kobieta, która rodzi drugi raz czułam, że akcja się zaczyna i z pewnością w głosie oznajmiłam, że ja dzisiaj urodzę. Po północy zaprowadzili mnie i męża na salę, ponownie podłączyli i kazali czekać - relacjonuje.
2. "Zapomniałam, proponuję gaz"
W niedługim czasie do skurczów dołączyły bóle krzyżowe. By uśmierzyć dolegliwości, Diana chciała wykorzystać działanie tensu. To przezskórna stymulacja elektryczna, niefarmakologiczna metoda łagodzenia bólu porodowego.
Kobieta opisuje, że prosiła o tens kilka razy. W odpowiedzi usłyszała: "za chwilę", "zapomniałam, proponuję gaz", "zapomniałam o gazie", "tens jest w szafie, nie mam klucza"...
- I za piątym, ostatnim razem, kiedy oznajmiałam, że już nie dam rady i żądam tensu i odłączenia od KTG, nagle się znalazł. Położna stwierdziła jednak, że skoro wiem, czym jest tens, to na pewno wiem też, jak się go zakłada. I kazała się zawołać, kiedy będę gotowa wrócić na łóżko.
Wzięłam więc prysznic, sprawdzilśmy w internecie jak się zakłada tens i podłączyliśmy go, a potem położyłam się znowu na fotel. A później też sama musiałam podłączyć się pod KTG, bo położna stwierdziła, że nie ma czasu - dalej relacjonuje kobieta. I dodaje, że sama podłączała również pasy do urządzenia monitorującego czynność serca płodu.
3. "Nie przyj, nie przyj!"
Kiedy poczuła, że zbliżają się bóle parte, poprosiła męża o wezwanie położnej.
- Gdy przyszła, stwierdziła, że mam pełne rozwarcie. Kiedy jednak dopytałam, wycofała się i powiedziała, że to 8 cm. Dziecko miało być wysoko, ja miałam mieć czas, a w razie czego wstrzymywać parcie - opowiada Diana.
I przyznaje, że wpadła w panikę. Czuła, że dziecko jest coraz niżej. Zaczęła krzyczeć, mąż szukał położnej. W końcu ktoś przyszedł i udał się po inną położną. Ta, gdy zobaczyła, że dziecko jest już prawie na świecie, sama zaczęłą wzywać pomocy.
- Akcja toczyła się bardzo szybko. Nie zdążyli rozłożyć fotela do porodu, a położna krzyczała tylko: nie przyj, nie przyj, błagam cię, nie przyj. Dmuchaj! Nie zdążyła nawet nałożyć drugiej rękawiczki i złapała dziecko w locie - relacjonujue rozemocjonowana kobieta.
Jej synek urodził się w pęcherzu i z pępowiną owiniętą wokół szyi. Od momentu wyjścia położnej z sali do porodu miało minąć ok. 5 min.
4. Żal do szpitala
To był drugi poród Diany. Pierwszy - spokojny i opanowany, odbył się w innym szpitalu w Poznaniu. Wtedy czuła się komfortowo.
Teraz twierdzi, że nie oczekiwała od porodu żadnych rewelacji. Chciała jedynie czuć się bezpiecznie. Nie chciała, żeby ktoś przy niej stale był, środków przeciwbólowych także nie potrzebowała. W końcu pierwsze dziecko urodziła bez znieczulenia.
- Chciałam tylko informacji i zainteresowania. Mam żal do szpitala i obsługi, że zostałam tak obcesowo potraktowana. Przed porodem nie wykonali mi nawet usg, a w czasie akcji nie zajrzał do nas nikt, nie byłam zbadana ani razu, nie zostałam poinformowana o postępie porodu - podsumowuje Diana.
Szczęśliwie jej syn urodził się zdrowy i dostal 10 punktów w skali Apgar.
5. Tak się rodzi w Polsce?
Mimo wielu przepisów, standardów opieki okołoporodowej i zaleceń medycznych, historii podobnych do tej, którą opowiedziała Wirtualnej Polsce Diana Grobelna jest dużo więcej. Ta część z nich, która ma negatywny finał w postaci śmierci matki lub dziecka zazwyczaj jest nagłaśniana. Druga część, czyli historie, które zakończyły się szczęśliwie są prywatnymi opowieściami kobiet. Mamy nie chcą lub boją się nagłaśniać tego typu przypadków.
Często też zostają z tymi wydarzeniami same. Wspierają je jedynie inne kobiety. Być może właśnie dlatego opowieść Diany odbiła się sporym echem w sieci.
"Bardzo współczuję takiej sytuacji. I koszmarnych wspomnień, w głowie się nie mieści. Dobrze, że wszystko się pozytywnie zakończyło" - pisze jedna z użytkowniczek Facebooka.
"Jestem w szoku" - pisze inna.
W podobnym tonie wypowiadają się też kolejne. I wszystkie radzą, by Diana zgłosiła sprawę do szpitala.
- Tak, zamierzam wnieść skargę, ale muszę to przemyśleć i się przygotować - zapowiada kobieta.
Co na to Ginekologiczno-Położniczy Szpital Kliniczny UM im. Karola Marcinkowskiego w Poznaniu? O komentarz poprosiliśmy Lesława Ciesiółkę, rzecznika prasowego szpitala.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.