Trwa ładowanie...

Skandal na porodówce. Reaguje Rzecznik Praw Pacjenta

Avatar placeholder
Maja Leśniewska 27.02.2024 17:21
Ewa podkreśla też, że czuła się upokorzona
Ewa podkreśla też, że czuła się upokorzona (Getty Images, East News)

- Do sali weszła położna, która przyjmowała mnie rano i powiedziała: "O, w poród się bawimy? Moje pieski tak robią, gdy się chcą ze mną bawić" - wspomina Ewa, która w związku z traumatycznym porodem napisała skargę na szpital im. Żeromskiego w Krakowie.

spis treści

1. Poród Ewy

Ewa, której historię opisało TOK FM, przedstawiła swoje okołoporodowe doświadczenia w skardze wysłanej do kancelarii szpitala im. Żeromskiego w Krakowie 12 stycznia, czyli miesiąc po porodzie. Jak opisuje, w szpitalu spędziła sześć dni. Najpierw trafiła na patologię ciąży.

- Miałam badanie ginekologiczne wraz z USG około godz. 4:30, gdy przyjechałam do szpitala. Następny był obchód o godzinie 9. Wtedy nikt mnie nie badał. Po godzinie 11 skurcze były tak silne, że poszłam do pielęgniarki i powiedziałam, że nie jestem już w stanie wytrzymać tego bólu. Przed godziną 12 miałam kolejne badanie ginekologiczne - opowiada.

Zobacz film: "Poród w prywatnej klinice?"

Wspomina, że gdy skurcze i ból nasilały się, nikt się nią nie interesował.

- Tak jak uczono mnie w szkole rodzenia, przy każdym skurczu starałam się przyjąć pozycję kolankowo-łokciową. Kiedy klęczałam na łóżku, próbując jakoś przetrwać kolejny skurcz lędźwiowy, do sali weszła położna, która przyjmowała mnie rano i powiedziała: "O, w poród się bawimy? Moje pieski tak robią, gdy się chcą ze mną bawić". Jedyne, co byłam w stanie wtedy odpowiedzieć to: "Moje też" - opowiada Ewa.

- Wtedy tego nie analizowałam. Po prostu skupiałam się na tym, żeby przestało mnie boleć i to było jedyne, co mnie zajmowało. W poród się nie bawiłam. Realnie rodziłam. Raczej wolałabym usłyszeć: "Dobrze ci idzie" albo: "Fajnie, że znasz tę pozycję". Odniosłam wrażenie, jakbym zrobiła coś niewłaściwego, jakbym - zdaniem tej pani - powinna leżeć - dodaje.

W momencie, gdy ból był już nie do wytrzymania, wysłano ją pod prysznic. Doszła do niego sama.

- To była łazienka, która ma dwoje drzwi - wspólna na dwa pokoje. Nie powiem, że była brudna. Była po prostu stara. Leżałam na tych płytkach w pozycji kolankowo-łokciowej. Cały czas byłam na kolanach. Polewałam się wodą i w momencie, kiedy skurcz chociaż trochę przechodził, próbowałam wstać, ale udawało mi się wstać tylko na jedno kolano i natychmiast dobijał mnie kolejny skurcz. Miałam jeszcze w głowie tę myśl, że zajmuję łazienkę, a dziewczyny być może będą chciały skorzystać - mówi.

Zdaniem Ewy jedyną osobą, która interesowała się jej stanem, była jej współlokatorka z pokoju.

O 13:50 trafiła na salę porodową. Towarzyszył jej mąż. Synka urodziła o 15:25. Nie pamięta, by podawano jej oksytocynę - dowiedziała się o tym z wypisu. Jej zdaniem musiała także wywalczyć kontakt "skóra do skóry", gdyż pediatra chciała zabrać dziecko do badania.

Ewa podkreśla też, że czuła się upokorzona już po porodzie w trakcie badań ginekologicznych.

- To było badanie wyzute ze wszelkiej empatii i poczucia godności. Ściąga się majtki przy wszystkich, którzy są w pokoju, rozkłada się nogi i pokazuje krocze. Zero parawanu. A lekarka przychodzi z pytaniem: "Pupa nadal czerwona?". W życiu nie byłam tak obnażona jak tam - mówi.

2. Odpowiedź szpitala

Skarga kobiety dziwi tym bardziej, że w rankingu Fundacji Rodzić Po Ludzku krakowski Szpital Specjalistyczny im. Stefana Żeromskiego zajmuje drugie miejsce w Małopolsce.

Placówka wszczęła w sprawie postępowanie wyjaśniające.

"Przebywając na Odcinku Patologii Ciąży w każdej chwili mogła Pani wezwać położną, gdyż przy każdym łóżku szpitalnym, a także w każdej łazience są specjalne dzwonki, z których należy skorzystać w razie złego samopoczucia, a wtedy pomoc zostanie bezzwłocznie udzielona" - to fragment odpowiedzi szpitala.

W odpowiedzi dodano także, że "personel medyczny nie zauważył u Pani żadnych niepokojących symptomów świadczących o tym, że przeżywa Pani bardzo trudne chwile" i zapowiedziano, że "z położną została przeprowadzona w tym zakresie rozmowa wyjaśniająca przez Położną Oddziałową i Pełnomocnika ds. Praw Pacjenta".

Po publikacji tekstu w TOK FM sprawą zainteresował się Rzecznik Praw Pacjenta.

- Wszcząłem w tej sprawie postępowanie wyjaśniające oraz zwróciłem się do podmiotu leczniczego o wyjaśnienia, a w szczególności o przekazanie dokumentacji medycznej. Chodzi m.in. o wyjaśnienie, w jakim stanie pacjentka trafiła do placówki leczniczej, informację, czy podmiot leczniczy przeprowadził wewnętrzne postępowanie wyjaśniające w tej sprawie i wskazanie, jakie kroki zostały podjęte w placówce leczniczej w celu niedopuszczenia w przyszłości do zaistnienia podobnych zdarzeń - przekazał Bartłomiej Chmielowiec.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Rekomendowane przez naszych ekspertów

Polecane dla Ciebie
Pomocni lekarze