Trwa ładowanie...

"Oddaję dziecko do naprawy". Jeden szpital na Polskę

Avatar placeholder
19.12.2024 19:26
"Oddaję dziecko do naprawy". Jeden szpital na Polskę
"Oddaję dziecko do naprawy". Jeden szpital na Polskę (Getty Images)

Próby samobójcze, samookaleczenia na zabicie wewnętrznego bólu. Alkohol i garść leków, żeby choć na chwilę zapomnieć o cierpieniu. W jakim piekle musi być dziecko, żeby po wyjściu z oddziału psychiatrycznego powiedzieć: "To były najlepsze wakacje w moim życiu".

1. Gorsze warunki niż dorośli alkoholicy

Ponury, ulewny dzień. Długi podjazd prowadzi do brzydkich, żółto-pomarańczowych budynków. W oknach kraty, przy wejściu domofony. To Mazowieckie Centrum Neuropsychiatrii w Józefowie, jedyny ośrodek w kraju, w którym dzieci w kryzysie psychicznym leczy się kompleksowo.

(arch.prywatne)

W oddziałach stacjonarnych przyjmuje się pacjentów "ostrych", prawie zawsze z zagrożeniem życia. Z kolei na oddziałach dziennych młodzi poddawani są terapii dłuższej niż kilkutygodniowa, jest nawet oddział leczenia uzależnień.

O zbliżających się świętach przypomina choinka stojąca w holu i to, że w szpitalu jest wyjątkowo luźno - na 22 zakontraktowane łóżka jest "tylko" trzydzieścioro dzieci. Często jest ich powyżej czterdziestki. Dlatego na potrzeby oddziału dziecięcego zaadaptowano oddział covidowy z drugiego piętra.

Wszędzie stłoczone łóżka, w niektórych salach ciężko przejść. Stare, zniszczone toalety z niezamykającymi się drzwiami. Sale do terapii z zabrudzonymi farbą stołami krzyczą o remont. Przepełnione gabinety personelu medycznego ledwie mieszczą biurka.

Szpital jest w opłakanym stanie, ale lekarze i cały personel przeładowanego ośrodka robią wszystko, aby ratować dzieci, które chcą się unicestwić. Niestety, warunki, w jakich pracują medycy, przypominają minioną epokę.

(arch.prywatne)

Najbardziej uderza kontrast w porównaniu do szpitala psychiatrycznego dla dorosłych Drewnica, który odwiedziłam zaledwie dwa miesiące wcześniej. Alkoholicy i osoby z innymi problemami mają do dyspozycji nowoczesny budynek, z wygodnymi salami i wyposażeniem na miarę XXI wieku.

W Polsce jest zaledwie 563 psychiatrów dziecięcych i młodzieżowych, wielu z nich w wieku emerytalnym, a pomocy potrzebuje coraz więcej dzieci.

2. Dwa prysznice na oddział

Lekarz psychiatra Bożena Hrycan jest ciepła, otwarta i konkretna. Minęła osiemnasta. Odwiedzający rodzice już wyszli, więc zastępca kierownika oddziału psychiatrycznego dla dzieci ma czas na rozmowę. W innych szpitalach rodzice mogą zostać z dziećmi, ale nie tu.

- Chcielibyśmy, aby było to możliwe, ale nie mamy miejsca - wyjaśnia psychiatra.

lek. Bożena Hrycan
lek. Bożena Hrycan (arch. prywatne)

Po korytarzu pogrążony we własnym świecie, snuje się około 9-letni chłopiec. Jego nieco osowiały rówieśnik wygląda z sali. Ożywia się, gdy lekarka gładzi go po głowie. Cztery spacerujące korytarzem dziewczynki wydają się odnajdywać lepiej w szpitalnej rzeczywistości, zaintrygowane, pokazują swoją salę zastawioną łóżkami.

Doktor Hrycan wskazuje na prawo. - To przedłużenie korytarza to w jednym: stołówka, świetlica i miejsce odwiedzin. Chłopcy i dziewczynki mają oddziele łazienki, ale prysznice już są wspólne. Działają dwa, czasem trzy na cały oddział. A to jest nasza szatnia - pokazuje na wieszaki uginające się pod ciężarem kurtek i stojace poniżej rzędy butów.

Idziemy na drugie piętro uruchomione w czasie pandemii: - Tam mieliśmy oddział covidowy, ale zostawiliśmy go i teraz przyjmujemy na nim dzieci. Bo jak inaczej? Musimy je gdzieś pomieścić, bo inaczej leżałyby na korytarzu.

To, co widać, jest pokłosiem systemowych problemów z psychiatrią dziecięcą. Opisywał mi je wcześniej lekarz psychiatra Jerzy Popek, dyrektor szpitala ds. medycznych. Nie krył żalu, że politycy od wielu lat obiecują dofinansowanie psychiatrii dziecięcej i młodzieżowej, ale sytuacja się nie zmienia.

- Wystarczy zapewnić godne warunki dla pacjentów, godne wynagrodzenie dla personelu - mówił Popek i szybko dodał: - Nie mówię tu tylko o lekarzach.

Sytuacji nie poprawia też to, że do Józefowa na obserwację trafia także młodzież zagrożona demoralizacją, która powinna zostać skierowana do ośrodków socjoterapeutycznych lub wychowawczych. To "kukułcze jajo" to kolejny problem dla przeciążonego personelu szpitala - trzeba dbać o ich izolację, aby nie demoralizowali innych pacjentów.

3. 10-latek uzależniony od alkoholu

Alkohol, środki przeciwbólowe, jakieś świństwo kupione w internecie - dzieci, które trafiają do szpitala, już z tym eksperymentowały. Uzależnieni od alkoholu 12- i 13-latkowie to codzienność, ale w Józefowie zdarzają się i pijący alkohol poniżej 10. roku życia.

- No i jest cała gama środków psychoaktywnych, które biorą dzieci. Są powszechnie dostępne w sieci i do tego tanie - mówi doktor Popek.

Problemem jest również powszechny dostęp do środków przeciwbólowych. - Można je kupić na każdej stacji benzynowej - mówi doktor Hrycan, a dyrektor Popek dodaje: - Na ostatnim dyżurze przyjmowałem dziewczynkę, która się zatruła lekiem z paracetamolem. Takie leki są sprzedawane wszędzie, bez ograniczeń. Nie we wszystkich krajach tak jest. A młodzież jest teraz w tym zakresie "wyedukowana" i dobrze wie, co brać.

Nie pomaga też ułatwiony dostęp do marihuany.

- Nie ma marihuany medycznej - zastrzega Popek. - W Polsce używa się tego terminu, żeby ją można było zalegalizować i aby lekarz mógł ją przepisać na potrzeby leczenia. To było specyficzne obejście prawa, bo byliśmy krajem, gdzie wszystkie środki psychoaktywne były nielegalne. Marihuana jest nadal marihuaną, tylko może być legalnie kupiona.

Tak jak przybywa młodocianych alkoholików, tak coraz częstsze są również przypadki samookaleczeń wśród dzieci. - Nowe klasyfikacje uwzględniają taką diagnozę psychiatryczną, jak "niesamobójcze samookaleczenia" - mówi doktor Hrycan.

4. "Następnego dnia nie było"

Mimo wieloletniego doświadczenia są historie, które Bożeną Hrycan wstrząsają nadal, i których nigdy nie zapomni. Jedną z nich jest historia 14-latki, której matka uznała, że dziewczynka przestała być idealna i ją porzuciła.

Mama wymagała od niej, żeby była najlepsza we wszystkim i dziecko nie wytrzymało presji.

- Nastolatka trafiła do nas po próbie samobójczej - wspomina psychiatra. Dopiero podczas hospitalizacji ojciec dziewczynki nawiązał z córką ponowne relacje. I choć wydawało się to wręcz niemożliwe, zdecydował, że córka z nim zamieszka.

- Dla mnie było szokiem, że matka może porzucić dziecko, nie dlatego, że jest agresywne - mówi dr Hrycan.

Inna 12-latka została przywieziona do Józefowa pod koniec roku szkolnego i spędziła na oddziale całe lato.

- To był trudny pobyt, także z powodu jej psychopatologii, bo to była dziewczynka ze spektrum autyzmu, niezdiagnozowana, z wysokim potencjałem inteligencji. Miała zachowania opozycyjno-buntownicze, co przy spektrum autyzmu jest jeszcze trudniejsze. Trafiła do nas z powodu nasilonych myśli samobójczych i poważnych samookaleczeń, podejmowanych w celach samobójczych - opowiada psychiatra.

Dziewczynka wymagała nieustannej uwagi personelu, ale podczas wypisu powiedziała lekarzom: "To były najlepsze wakacje w moim życiu".

- Oniemieliśmy. To jest dramat, jeżeli 12-letnie dziecko stwierdza, że najlepszymi wakacjami był czas spędzony na oddziale psychiatrycznym - Bożena Hrycan do dziś nie potrafi ukryć emocji.

Z końcem niektórych historii psychiatra nigdy się nie pogodzi.

- Dziewczynka miała autyzm, bardzo źle reagowała na leki i mimo że miała wysoki iloraz inteligencji, funkcjonowała tak, jakby była niepełnosprawna intelektualnie. Strasznie się samookaleczała. W szpitalu wydawało się jednak, że wszystko idzie ku dobremu. Około rok po wypisie dowiedziałam się, że nie żyje. Było to tuż przed terminem wizyty u mnie - wspomina lekarka.

Jak dodaje, nic nie wskazywało na to, że dojdzie do tragedii. - To były wakacje, a ona szykowała się do wyjazdu z koleżankami. Kupiła nawet z mamą farbę do włosów, by następnego dnia je ufarbować. I tego następnego dnia nie było - mówi Bożena Hrycan.

5. Samobójcy pod ścisłą obserwacją

W Józefowie najwięcej jest dzieci, które z różnych powodów nie chcą dłużej żyć.

- Są po próbach samobójczych albo z intensywnymi myślami samobójczymi i z dużym zagrożeniem samobójczym. To często dzieci, które zadzwoniły na numer alarmowy lub wysłały SMS-a do koleżanki, lub kolegi. Często pożegnalnego. Zdarzają się też przypadki, że rodzice znajdują list pożegnalny i jadą z dzieckiem na izbę przyjęć, żeby zobaczyć, czy istnieje ryzyko samobójcze - tłumaczy lekarka.

Wśród personelu funkcjonuje umowny system obserwacji dzieci, które wydają się najbardziej zagrożone ryzykiem samobójczym, albo tych, które szukają okazji, żeby sobie zrobić krzywdę. Sygnałem ostrzegawczym może być połamana skuwka od długopisu lub brakująca zszywka w zeszycie.

Jeżeli mija bezpośrednie ryzyko, dzieci otrzymują status "bez wyjść" - mogą funkcjonować w obrębie oddziału i mają obowiązek uczestniczyć we wszystkich aktywnościach.

To superścisła obserwacja, kiedy dziecko nadal robi wszystko, żeby odebrać sobie życie albo zachowuje się autoagresywnie - uderza głową o ścianę czy zaciska ręce na szyi.

- Wtedy na sali z takim dzieckiem zawsze jest pielęgniarka bądź pielęgniarz. Stoją nawet przed toaletą, wsłuchując się w niepokojące odgłosy - mówi Bożena Hrycan.

Na dziecięcym oddziale psychiatrycznym przebywają dzieci poniżej 14. roku życia, starsze przyjmowane są na oddział młodzieżowy. Najczęściej trafiają po próbach samobójczych lekami, np. tymi z paracetamolem. Preparat sam w sobie zazwyczaj nie zabije, ale może tak uszkodzić wątrobę, że pacjent umiera w męczarniach.

6. "Niech mi pani naprawi dziecko"

Rodzice kompletnie nie są świadomi problemów.

- Rodzice mówią wprost: ja nie chcę takiego dziecka. Mają nadzieję, że zmienimy ich zachowanie. Oddają nam dziecko do naprawy i dosłownie używają takich słów - zdradza doktor Hrycan.

Często są sytuacje, gdy w trakcie hospitalizacji mały pacjent nabiera zaufania do lekarza czy psychologa i mówi po raz pierwszy o wielkiej traumie, np. o wykorzystaniu seksualnym. - To są bardzo trudne tematy, ale mamy dużo takich przypadków. Na czterdziestu kilku pacjentów z taką historią będzie co najmniej jeden. Zazwyczaj robią to osoby bliskie dziecku - mówi psychiatra.

Od czasu pandemii rodzice wypełniają kwestionariusz wywiadu dotyczący rozwoju wczesnodziecięcego dziecka. Jest tam rubryka dotycząca powodu przyjęcia.

- Często rodzice w konflikcie wypisują w tym miejscu rozprawki. Można przeczytać w nich wszystko: o rozwodzie, drugim rodzicu, problemach domowych. Tylko o samym dziecku nic nie można przeczytać.

(WP.pl)

Joanna Rokicka, dziennikarka Wirtualnej Polski

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Rekomendowane przez naszych ekspertów

Polecane dla Ciebie
Pomocni lekarze