Trwa ładowanie...

Poród w drodze do szpitala albo dojazd w asyście policji. Prawdziwe historie matek, które mrożą krew w żyłach

Avatar placeholder
Anna Krzyżanowska 27.09.2020 09:45
Wiele przyszły mam boi się, że kiedy zacznie się poród, nie zdążą dojechać na czas do szpitala
Wiele przyszły mam boi się, że kiedy zacznie się poród, nie zdążą dojechać na czas do szpitala (123rf)

Gdy zbliża się termin porodu, przyszli rodzice najczęściej planują wszystko, co do najdrobniejszego szczegółu – opracowują najlepszą trasę do szpitala, spakowana szpitalna wyprawka czeka w przedpokoju, a numer telefonu do położnej oboje potrafią wyrecytować nawet wyrwani z głębokiego snu. Ale czasem życie płata figle i wszystko układa się na opak. Oto prawdziwe historie z porodówki.

1. Poród na parkingu

Pani Patrycja z Trójmiasta miała wyznaczony termin porodu na 29 czerwca i dokładnie tego dnia rano poczuła pierwsze skurcze. Ich częstotliwość zwiększała się na tyle szybko, że od razu zadzwoniła po siostrę, by ta zawiozła ją do szpitala. Jakby przeczuwając komplikacje, w ostatniej chwili zabrała ze sobą do samochodu ręcznik. Kobiety powoli przebijały się przez zatłoczone ulice. Sytuacja zaczęła robić się dramatyczna, gdy przyszła mama poczuła skurcze parte, a chwilę później odeszły jej wody.

- Bałam się, obok mnie nie było lekarza, który by widział, czy wszystko przebiega dobrze – opowiada pani Patrycja. - Sama też nic nie mogłam zobaczyć, bo wszystko zasłaniał mi mój własny brzuch. A gdy ręką wyczułam główkę dziecka, byłam przerażona, że zaraz urodzę!

Zobacz film: "Kontrowersyjny trend na porodówkach"

Siostry zorientowały się, że nie mają wielkich szans, by zdążyć, zadzwoniły więc po pomoc na policję. Najbliższy radiowóz eskortował auto z rodzącą do samego szpitala. Nie udało się jednak dojechać na oddział, miasto było zakorkowane, a trasa, którą jechali, była w remoncie. Dziewczynka przyszła na świat w samochodzie, na parkingu przed Szpitalnym Oddziałem Ratunkowym, w asyście policjantów i pielęgniarek.

- Łożysko urodziłam już na szpitalnym łóżku. Po wszystkim czułam się bardzo dobrze, z małą też wszystko w porządku. Ale poród rzeczywiście skończył się zdecydowanie szybciej, niż się tego mogłam spodziewać. Z pierwszym dzieckiem trwało to zdecydowanie dłużej – śmieje sięPatrycja. - A kiedy wychodziłyśmy ze szpitala, mała dostała od policjantów misia i list gratulacyjny.

2. Fast and Furious

"Fast and Furious" – tak określa swój drugi poród Elżbieta Blok Fernandez, autorka bloga Mama pod prąd. Kiedy podczas popołudniowego usypiania synka poczuła, że odeszły jej wody, była tak zaskoczona, że zamiast szybko jechać do szpitala, postanowiła wziąć prysznic i przygotować sobie obiad.

Niepokoiły ją bóle brzucha, nie była jednak pewna, czy są to skurcze. Czekając na męża, który utknął w taksówce w korku, spakowała walizkę dla siebie i dla synka. Dopiero w drodze do szpitala poczuła, że skurcze się nasilają, a ich częstotliwość i długość wyraźnie wskazują, że poród rozpoczął się na dobre. Na oddział pani Ela dotarła, również w korku, o godz. 17.00 z ośmiocentymetrowym rozwarciem. Domagała się znieczulenia, ale na to było już zdecydowanie za późno.

- Poparłam dosłownie kilka razy i to nawet nie jakoś zbyt mocno. Boleć prawie nie bolało, a i wysiłku jakiegoś nadmiernego w parcie nie wkładałam, aż tu nagle czuję, że już po wszystkim - wspomina pani Ela.

- Zegar na sali porodowej wskazywał godzinę 17:10, czyli minęło jedynie 10 minut od przekroczenia przeze mnie bramy szpitala – dodaje. - Co spowodowało aż tak szybki poród? Może nic. Może tak po prostu miało być? - zastanawia się pani Ela…

A może to przez daktyle? Jadła ich w ciąży dużo, a badania dowodzą, że spożywanie daktyli w ciąży może wpływać na szybsze rozwieranie się szyjki podczas porodu.

- Jeśli jesteście w ciąży i jecie daktyle, przy pierwszych skurczach jedźcie czym prędzej do szpitala. Inaczej możecie nie zdążyć! - śmieje się.

3. Poród przez telefon

Położna Alina Wasilewska z Piły spotkała się w swojej pracy z wieloma ciekawymi przypadkami, przyjmowała porody domowe, lotosowe, szczególnie zapamiętała jednak jeden – domowy poród przez telefon.

- Przyszły tata zadzwonił do mnie, że to chyba już, że zaczyna się poród. Mama była akurat w wannie. Kiedy przez telefon usłyszałam jej oddech, wiedziałam, w której fazie porodu się znajduje. Lata doświadczenia robią swoje – śmieje się położna.

- Byłam w drodze do tych państwa, tatuś włączył telefon na głośnomówiący. Poprosiłam, by rodząca wyszła z wanny i położyła się na łóżku. Robili wszystko według moich poleceń, dziecko urodziło się szybko, nie zdążyłam dojechać, zabrakło dosłownie 15 minut. Poród przyjął tata, łożysko mama urodziła już w mojej obecności. Wszystko poszło dobrze, to było trzecie dziecko tej pary. Statystycznie najszybciej rodzą właśnie kobiety, które wcześniej już rodziły, przy trzecim czy czwartym dziecku często się zdarza, że dojeżdżają do szpitala w ostatniej chwili. Przy pierwszym dziecku bywa różnie – zwykle kobiety są bardziej zestresowane, wcześniej przyjeżdżają do szpitala, a i sam poród trwa dłużej.

4. Śmiech na sali

Pierwszy poród pani Eli Blok Fernandez idealnie pasował do tego schematu. - Tak, jak ja się stresowałam porodem, to chyba mało która kobieta się stresuje. Nie wyobrażałam sobie, jak to możliwe, żeby coś tak ogromnego, jak noworodek przecisnęło się przez coś tak małego, jak szyjka macicy i pochwa. Nie ma szans - opowiada.

Kiedy jednak termin porodu nieuchronnie się zbliżał, przyszła mama musiała przyzwyczaić się do myśli, że będzie rodzić. Co więcej - po kursie w szkole rodzenia postanowiła, że będzie rodzić naturalnie. Pierwsze skurcze pojawiły się w nocy. Zgodnie z podręcznikową wiedzą pani Ela zaparzyła sobie melisę, wzięła ciepły prysznic i dopiero rano pojechała do szpitala. Przypomniała sobie, że może skorzystać z mniej konwencjonalnego środka znieczulającego potocznie zwanego gazem rozweselającym, czyli z podtlenku azotu. Połączenie gazu z komedią, którą włączyli sobie z mężem dla zabicia czasu, spowodowało, że czuła się wspaniale, cały czas się śmiała, a nawet tańczyła tango!

Poród nie posuwał się jednak do przodu, a pani Ela poczuła w końcu zmęczenie. Poprosiła więc o znieczulenie i podłączona do aparatu KTG… zasnęła. Budziła się kilka razy i po chwili zasypiała znowu, aż do momentu, kiedy jedna z położnych zorientowała się, że widać już główkę dziecka!

- Kiedy usłyszałam słowa położnej, dostałam takiego ataku śmiechu, jak mało kiedy. Nigdy bowiem nie słyszałam, żeby kobieta spała w najlepsze podczas porodu i nie była świadoma, że główka dziecka już z niej wychodzi - wspomina pani Ela. - Do sali porodowej zleciał się chyba cały personel szpitala. Nie wiedzieli, co się dzieje. Dlaczego ktoś się śmieje na sali porodowej? Drugi okres porodu trwał bardzo krótko, synek przyszedł na świat bezproblemowo. Jaki był mój pierwszy poród? Genialny! - dodaje młoda mama.

- W porodzie najważniejsze jest to, żeby nie przeszkadzać naturze, a personel jest od tego, żeby wyłapać patologię – podsumowuje położna Alina Wasilewska. - Z perspektywy lat widzę, że dziś młode mamy mają większą wiedzę, są oczytane, ale jednocześnie bardziej przestraszone, a stres źle wpływa na ciążę i na układ nerwowy dziecka.

Zobacz także: Poród w kilkanaście minut. Co powinniśmy wiedzieć o "błyskawicznych" porodach?

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Rekomendowane przez naszych ekspertów

Polecane dla Ciebie
Pomocni lekarze