Trwa ładowanie...

Powrót do pracy – łączenie kariery i macierzyństwa

 Ewa Rycerz
Ewa Rycerz 03.12.2018 15:14
Powrót do pracy – łączenie kariery i macierzyństwa
Powrót do pracy – łączenie kariery i macierzyństwa

Gdy urlop macierzyński powolnym krokiem zaczyna zbliżać się do końca, a na horyzoncie pojawia się powrót do pracy, mamy zazwyczaj wpadają w panikę. Czy już powinnam zostawić dziecko, czy jeszcze z nim zostać w domu? Kogo prosić o pomoc w opiece? Zatrudnić nianię czy wysłać je do przedszkola? A co, jeśli sobie z tym wszystkim nie poradzę? Rozterki tego typu są zrozumiałe. Jak ułatwić sobie zatem ten czas rozstania?

Jak to wyglądało u mnie? Mój macierzyński trwał 9 miesięcy. Po tym czasie zdecydowałam się wrócić do pracy. Rozmawiałam o tym wielokrotnie z mężem i oboje stwierdziliśmy, że tak będzie dobrze. Ale – jak zawsze – rzeczywistość pokrzyżowała plany łączenia kariery z byciem mamą. Dojazdy, bycie stale pod telefonem, presja czasu, stres – to wszystko odbijało się negatywnie na całym moim życiu, nie tylko na relacji z dzieckiem. I wtedy, po dwóch miesiącach, podjęłam decyzję, że z pracy rezygnuję. Kolejną znalazłam po pół roku. Syn był już o 6 miesięcy starszy, rozumniejszy, a ja – spokojniejsza.

Rozumiecie, co chcę napisać?

1. Nie taki łatwy powrót do pracy

W świetle dzisiejszych przepisów kobieta, która wraca na rynek pracy po macierzyńskim, może zrobić to po roku lub wcześniej – jeśli tak zdecyduje. Wszystko jest kwestią porozumienia z pracodawcą. Przy czym oczywiście warunkiem jest zatrudnienie na umowę o pracę. Jednak nie o przepisach będę pisać, a o tym, jak to z tym powrotem faktycznie jest.

Gdy przebywa się z dzieckiem w domu przez rok – mówię to troszkę prowokacyjnie – w kulminacyjnym momencie można zacząć wariować. Człowiek jest istotą społeczną i potrzebuje towarzystwa. Dlatego wiele mam na powrót do pracy czeka z utęsknieniem. Rozmowy z koleżankami z firmy, poranna gorąca kawa, nowe zadania do wykonania, oderwanie od nużącej już w końcu tematyki „okołodziecięcej” – tak wiele z nas widzi swoją nową rzeczywistość. A później okazuje się, że nie jest ona taka różowa i że może warto było jednak zostać z Maluchem w domu.

Bo dzieci przecież chorują, często również zarażają swoich rodziców. Leki i zwolnienia trzeba więc wliczyć w koszty. Dojazdy do pracy, powroty z nich, gotowanie późnymi wieczorami, zdecydowanie mniej czasu dla dziecka, partnera i siebie – to kolejne rozterki, jakie przeżywa mama. A z drugiej strony: pracodawca daje nowe zadania, oczekuje dyspozycyjności i solidności. Orzech zaczyna się robić coraz trudniejszy do zgryzienia.

Zobacz film: "Dlaczego należy wspierać rodziców?"

– Dzisiejsze mamy na rynku pracy są często bardzo zagubione – przyznaje dr Aleksandra Piotrowska, psycholog, ekspert kampanii Emolium „Wspieramy Was od 1. dnia”. – Z jednej strony chcą być dobrymi pracowniczkami, chcą zasługiwać na uznanie, robić karierę. Z drugiej – marzą o spędzaniu czasu z dzieckiem, o zabawie i spokojnym wychowywaniu. Łączenie tych dwóch sfer okazuje się niezwykle trudne – dodaje Pani psycholog.

Niestety, pracodawcy zazwyczaj nie ułatwiają życia młodym mamom. – Nie rozumiem, dlaczego ważne zebrania muszą być zwoływane po godz. 16, a istotne decyzje mają zapadać wieczorami. Taka jest niestety rzeczywistość w większości biur. Jak z takiej praktyki obronną ręką mają wyjść mamy? – denerwuje się Piotrowska.

Czasem zdarza się, że mamy wpadają w błędne koło. Im więcej obowiązków realizują w pracy, tym mniej w domu, a to prowadzi do frustracji. Z kolei ona rodzi poczucie winy. – Wyjściem z takiej sytuacji jest zwyczajna rozmowa z pracodawcą. On przecież może nie wiedzieć o naszych problemach. Spróbujmy się dogadać. Może bowiem okazać się, że przejście na połowę etatu czy zmiana czasu pracy na elastyczny wyjdzie nam tylko i wyłącznie na dobre – mówi dr Piotrowska.

Z każdej sytuacji jest więc wyjście. Czasem szczera rozmowa może zdziałać cuda, a wtedy wszyscy będą zadowoleni.

Następny artykuł: Rady, które nie ranią
Polecane dla Ciebie
Pomocni lekarze