Trwa ładowanie...

Skąpy jak Polak na wakacjach. Oszczędzanie metodą "na dziecko" coraz popularniejsze

Avatar placeholder
10.07.2021 14:25
Polscy turyści tną koszty za dzieci
Polscy turyści tną koszty za dzieci (materiały własne)

Chcą oszczędzać na wszystkim. Jedzeniu, wycieczkach, noclegach, biletach lotniczych. Często wykorzystują w tym celu dzieci. Gdy się nie udaje, mogą zrobić awanturę. Polacy potrafią być bardzo przebiegli podczas planowania wakacyjnych wojaży.

spis treści
Polacy najchętniej wybierają wyżywienie all inclusive
Polacy najchętniej wybierają wyżywienie all inclusive (materiały własne)

1. Jak oszczędzić na jedzeniu?

- Często słyszę pytanie, po co w ogóle dzieciom all inclusive - przyznaje Mikołaj, który w biurze podróży pracuje od 6 lat. - Klientom często wydaje się, że to po prostu dostęp do nielimitowanych alkoholi. Bardziej zależy im na piciu niż jedzeniu. Są zniesmaczeni, gdy okazuje się, że w jednym pokoju nie można mieć różnych wariantów wyżywienia, bo chcieliby dla siebie wziąć all inclusive, a dla dzieci np. tylko dwa posiłki - wyjaśnia.

Mikołaj pracował wcześniej jako rezydent w Grecji, na Zakynthosie i na Krecie. Zrezygnował, bo jak mówi, miał dość nocnych telefonów informujących o tym, że komuś skończył się papier w toalecie.

Zobacz film: "Cyfrowe drogowskazy ze Stacją Galaxy i Samsung: część 2"

All inclusive to najbardziej pożądany wariant wyżywienia. Żeby zapłacić mniej, pomysłowi podróżni często wybierają tę opcję wyłącznie dla kilku uczestników wyjazdu. Pozostali muszą się zadowolić mniejszą liczbą posiłków. Zdarza się, że osoby wyposażone w opaski all inclusive wynoszą im jedzenie i napoje z restauracji.

W razie wycieczki fakultatywnej lub dłuższego spaceru turyści również zamiast w sklepie, zaopatrują się w prowiant z restauracji. Nawet jeśli wyraźnie wyeksponowane są prośby o niewynoszenie jedzenia.

- Nie kupią dzieciom soku na mieście, tylko dolewają do butelki. Wszyscy znamy te dramatyczne opowieści o turystach "koczujących" na lotnisku, którzy zawsze skarżą się na to, że ich dzieci są głodne. A przecież są na lotnisku, gdzie jest pełno sklepów z jedzeniem i piciem... Lepiej żeby dziecko płakało z głodu, niż wydać zawrotne 10 złotych na kanapkę czy wodę - opowiada zbulwersowany Mikołaj.

Jeśli w hotelu nie ma opcji all inclusive lub dany podróżny jej nie wybrał, Polacy również potrafią temu zaradzić. Niektórzy biorą z Polski spore zapasy, które dojadają w pokoju.

2. Savoir-vivre czy jego brak?

Gdy już uda się dolecieć do hotelu, czas delektować się pobytem i maksymalnie wykorzystać możliwości, które daje opcja all inclusive.

Mikołaj wylicza "grzechy" turystystów: - Nakładanie kopców jedzenia, wszystko naraz na talerz, ponieważ zapłacili, więc inwestycja musi się im zwrócić. Później oczywiście jest narzekanie na zatrucia. Winnych szukają w hotelu, zarzucają brak czystości. A zwykle to efekt przejedzenia. Ponieważ w cenie jest nie tylko jedzenie, ale i picie, rodzice chętnie sięgają po drinki, nie bacząc, że nie ma trzeźwej osoby do zajęcia się ich pociechami - komentuje Mikołaj.

Żeby nie stracić nic z posiłku, podróżni nie wstają od stołu, nawet gdy dzieci sygnalizują potrzeby fizjologiczne. - Widziałem już wysadzanie dzieci do doniczek w restauracji, czy na trawnik przy basenie. Przewijanie na stole w restauracji, potem zostawianie tam pieluch. Co ciekawe, inni goście mieli wówczas pretensje do kelnerów, że nie zabrali tego brudnego pampersa od razu, a nie do osób, które go tam kładły. Argumentowali, że rodzic na wakacjach może sobie na to pozwolić - opowiada Mikołaj.

Rodzice i dzieci na wakacjach czują się beztrosko i bezkarnie. Dzieci biegają nago po plaży lub przy basenie. Pieluchy kąpielowe to rzadkość. Zdarza się więc, że dzieci załatwiają swoje potrzeby w piasku albo w wodzie. Rodzice nie reagują. Ewentualnie poganiają obsługę, żeby szybciej sprzątała. Później składają reklamacje, że basen był nieczynny w trakcie ich pobytu.

Oczywiście jeśli leżaki i parasole są dodatkowo płatne, wiele osób płacić nie zamierza. Ewentualnie wykupią leżak sobie, ale nie dzieciom. Wciskają się między leżaki z ręcznikami. Dobrze, jeśli są to ich własne ręczniki. Często jednak to te wyniesione z hotelu. Niekiedy więc obsługa wymaga kaucji za korzystanie z ręczników plażowych, co również oburza turystów.

Rozleniwieni rodzice pozwalają dzieciom na wszystko, na beztroskie demolowanie pokoi i terenów hotelowych, bo "przecież to tylko dzieci”. - Na zwrócenie uwagi jest atak, że ktoś jest chamski i nie lubi dzieci - wspomina Mikołaj.

Polacy niechętnie dopłacają do serwisu plażowego
Polacy niechętnie dopłacają do serwisu plażowego (materiały własne)

3. Małe dzieci - mały kłopot

- Zgodnie z przepisami linii lotniczych, dzieci do dnia drugich urodzin podróżują nieodpłatnie na kolanach rodziców - tłumaczy Agata, specjalista ds turystyki. To dlatego wiele osób podejmuje próby fałszowania dat urodzenia dzieci, żeby nie płacić za bilet. - Klienci potrafią przyjść z pięciolatkiem i zapytać, czy nie można wpisać, że ma dwa lata, bo wtedy wezmą go na kolana. - Notorycznie spotykam też osoby, które upierają się, że ich dzieci w wieku 16 i 17 lat, to przecież wciąż dzieci i powinny mieć świadczenia hotelowe gratis. Chociaż często są to osoby grubsze i wyższe ode mnie i na pewno sporo jedzą - komentuje Mikołaj.

Mnóstwo osób deklaruje też chęć spania z dziećmi w jednym łóżku, czy też oznajmia, że dzieci mogą spać na podłodze.

- Pokoje rodzinne są zwykle dość drogie. Często cena za dorosłą osobę jest wyższa niż w standardowej dwójce, a dochodzą jeszcze opłaty za dzieci. Regularnie słyszę deklaracje, że w pięć osób zmieszczą się na dwóch łóżkach, albo że dzieci będą spać na podłodze - opowiada Agata.

4. Dowody proszę

Pracownicy biur podróży zgodnie przyznają, że niezwykle częsta jest też nieznajomość dat urodzenia oraz imion najbliższej rodziny.

- Głównie u ojców zdarza się, że nie są pewni, kiedy urodziło się ich dziecko, nawet jeśli mają tylko jedno. Co ciekawe, spotkałam się też kilka razy z podobną sytuacją u matki dziecka - dodaje Agata.

Problemem są również imiona. Niektórzy podają je w formie zdrobnień. - Takie formy też są dozwolone, teraz można nazwać dziecko, jak się chce - dowiadujemy się w biurze podróży. - Chodzi o to, żeby dane na bilecie zgadzały się z dokumentem, który będzie okazywany na lotnisku.

Niestety, niektórzy - znów zwłaszcza ojcowie, ale czasem też dziadkowie podróżujący z wnukami - mają dylemat: czy Kuba to Jakub, czy po prostu Kuba? A może Wojtek to nie Wojciech? Czy istnieje imię Maciek?

- Niby już nic mnie nie powinno dziwić, ale jednak zaskakuje to, że ktoś nie wie, jak się nazywa jego własne dziecko - dopowiada się Mikołaj.

Regularnie zdarzają się też próby podróży z dokumentem już przeterminowanym, legitymacją szkolną, aktem urodzenia, albo po prostu oświadczeniem: "Przecież to moje dziecko!"

Imiona pracowników biur podróży zostały zmienione.

Polecane dla Ciebie
Pomocni lekarze