Pierwszoklasisty boją się uczniowie i nauczyciele. "Dostał ataku furii"
Rodzice szkoły podstawowej na Dolnym Śląsku twierdzą, że ich dzieci boją się chodzić do placówki. Wszystko przez jednego pierwszoklasistę, który ma terroryzować rówieśników i kadrę pedagogiczną. - Wykrzykiwał, że jutro przyniesie do szkoły nóż albo nożyczki i zabije moją córkę - twierdzi jedna z matek.
1. Pierwszoklasista terroryzuje całą szkołę?
Bulwersującą sytuację, do której ma dochodzić w jednej z dolnośląskich szkół podstawowych, przedstawiono 6 kwietnia w programie “Uwaga TVN”. Ze względu na dobro dzieci nie ujawniono, o którą placówkę chodzi.
Z relacji rodziców uczniów wynika, że jeden z chłopców terroryzuje rówieśników i nauczycieli. Wydaje się, że pedagodzy nie potrafią zapanować nad sytuacją. Chodzi o ucznia pierwszej klasy.
- Moja córka została skopana na WF-ie, bo w zawodach sportowych była szybsza od niego. Potem została skopana pani, która go odciągała od mojej córki - opowiada jedna z matek w programie.
Takich historii jest dużo więcej. Rodzice twierdzą, że chłopiec przeklina, rzuca przedmiotami, kopie, pluje, bije dzieci i nauczycieli. Podobno dziecko wyprowadza z równowagii nawet najbardziej błachy powód.
- Mój syn uciekał przed tym chłopcem. W pewnym momencie położył się na podłodze, osłonił głowę, a on okładał go rękami. Kiedy syn wstał, tamten kopnął go w twarz - mówi jedna z matek.
Rodzice twierdzą, że chłopiec stosuje poważne groźby wobec innych dzieci.
- On zawsze musi być z przodu, pierwszy i najważniejszy. Jednego dnia pierwsza przed klasą stała moja córka. Ten chłopiec podszedł i stanął pierwszy, co zdenerwowało moją córkę. Kiedy drzwi do klasy się otworzyły, wszedł tam tylko on i dostał ataku furii. Pani wychowawczyni i pani pedagog próbowały go uspokoić, ale on wykrzykiwał, że jutro przyniesie do szkoły nóż albo nożyczki i zabije moją córkę - twierdzi inna matka.
Chłopiec ma być agresywny także poza szkołą. Dziennikarze dotarli do trenerki pływania, która opowiedziała, jak pewnego dnia dziecko nie chciało wyjść z basenu.
- Zaczął mnie łapać za rękę i krzyczeć: "Zabiję cię, szmato". Przytrzymałam go za rękę, żeby się obronić. Inne dzieci widziały tę sytuację. Kiedy udało się wejść do szatni, dostałam jeszcze od niego w brzuch i klapkiem w twarz. Została wezwana policja, opiekun dziecka, który po przyjeździe na miejsce odpowiedział, że "mu się dałam". Najgorsze było to, że to dziecko widziało postawę ojca w tej sytuacji - opowiada trenerka.
2. "To wołanie o pomoc"
Rodzice twierdzą, że próbowali kontaktować się z mamą chłopca.
- Napisałam do mamy tego chłopca. Odpisała, że porozmawia z synem. Za kilka dni sytuacja się powtórzyła. Wtedy mama tego chłopca napisała, że skoro jej syn zagraża mojej córce, to niech się córka trzyma od niego z daleka - mówi kobieta, która twierdzi, że dziewczynka została skopana.
Z mamą chłopca próbowała kontaktować się także inna kobieta.
- Chciałam powiedzieć tej mamie, że to nie chodzi tylko o nasze dzieci, także o jej dziecko. Że to wołanie o pomoc jej syna. Nie odpisała mi - mówi.
- W ich oczach zawsze winny jest ktoś inny, a nie to dziecko - dodaje inna kobieta.
- Rodzice tego dziecka nie bywają na zebraniach. Ze strony szkoły dostaliśmy informację, że zrobiono wszystko, co w ich mocy - twierdzi jedna z matek.
3. Szkoła: Współpraca z rodzicami jest trudna
Rodzice twierdzą, że zanim przyszli ze sprawą do mediów, próbowali rozwiązać sytuację na wiele innych sposobów. Mieli alarmować o sprawie dyrekcję. Zawiadomili policję, MOPS, kuratorium oświaty i sąd.
Co na to przedstawiciele szkoły?
- Próbowaliśmy dodatkowo wspomóc nauczyciela na lekcjach i przerwach - mówi wicedyrektorka szkoły, a szkolna pedagożka dodaje, że kadra nie może chodzić za sprawiającym problemy dzieckiem za rękę i cały czas go pilnować.
- Na tym poziomie, na którym zauważyliśmy nieprawidłowości, postanowiliśmy odseparować chłopca i przyznać mu nauczyciela, który będzie się nim zajmował. I coś takiego zrobiliśmy - komentuje dyrektor szkoły.
Szkoła nie mogła się jednak ubiegać o tzw. nauczyciela wspomagającego. Żeby to zrobić, uczeń powinien mieć stosowne orzeczenie od specjalisty. Wymagałoby to też zgody jego rodziców. Innym rozwiązaniem mógłby być indywidualny tok nauczania. Na to musieliby się jednak zgodzić rodzice.
- Współpraca z rodzicami tego chłopca była trudna. Niechętnie przyjmowali nasze uwagi. Podkreślają, że w domu nie mają problemów z dzieckiem i że dotyczy to tylko szkoły - twierdzi dyrektor.
Rodzice chłopca odmówili dziennikarzom komentarza.
Kuratorium oświaty przeprowadziło postępowanie wyjaśniające i uznało, że sama szkoła nie dopuściła się żadnych nieprawidłowości. Sprawą zajmuje się teraz sąd rodzinny. Po wydarzeniach na basenie chłopiec został objęty indywidualnym tokiem nauczania na niektórych lekcjach.
Blanka Rogowska, dziennikarka Wirtualnej Polski
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl