Trwa ładowanie...

''Słowa czasem ranią bardziej niż przemoc fizyczna''. Relacja z matką na zawsze zostawi w Ani ślad

Avatar placeholder
29.11.2018 17:22
''Słowa czasem ranią bardziej niż przemoc fizyczna''. Relacja z matką na zawsze zostawi w Ani ślad
''Słowa czasem ranią bardziej niż przemoc fizyczna''. Relacja z matką na zawsze zostawi w Ani ślad

Ania ma 24 lata i jest wesołą, pewną siebie dziewczyną. Nie zawsze było tak kolorowo. Ciągłe pretensje, wyzwiska i krzyki mamy doprowadziły ją na skraj wytrzymałości psychicznej. Po wielu latach Ania opowiada o tym, że słowa potrafią ranić bardziej niż przemoc fizyczna.

- W domu nigdy się nie przelewało. Tata pracował na budowie, mama opiekowała się mną, a potem jeszcze młodszym bratem. Były miesiące, kiedy rodzina musiała pomagać nam opłacić rachunki. To dziwne, ale wtedy wszystko było dobrze.

Kiedy wracałam ze szkoły, mama czekała uśmiechnięta z obiadem, pomagała mi w lekcjach i uczyła wierszyków. Byłam jej ukochaną Anią. Kiedy miałam 8 lat, zaszła w ciążę. Wtedy na idealnym obrazku zaczęły pojawiać się rysy – wspomina dziewczyna.

1. Nowy członek rodziny

- Kiedy urodził się Szymon, mama zaczęła więcej ode mnie wymagać. Rozumiałam to, bo z małym dzieckiem jest urwanie głowy, a ja byłam już duża. Niestety, czułam też, że rodzice odsuwają się ode mnie. Najważniejszy był brat.

Zobacz film: "Cyfrowe drogowskazy ze Stacją Galaxy i Samsung: część 3"

Ania czuła się zazdrosna, zdradzona przez rodziców. Miała 9 lat, a do jej obowiązków należało codzienne sprzątanie, przynoszenie opału i przyrządzanie sobie kolacji.

- Nienawidziłam mojego brata. Teraz już wiem, że to nie była jego wina. Mama po prostu stwierdziła, że skoro jestem już dużą dziewczynką, może zrzucić na mnie część obowiązków. Niby nic dziwnego, tylko że ani raz nie usłyszałam ''dziękuję, dobrze się spisałaś, kocham cię''...

Kolejne trzy lata upłynęły na podobnych zasadach. Ania miała wszystko, czego potrzebowała: ciepły obiad, czyste ubrania, schludne zeszyty. Do szkoły chodziła zawsze przygotowana. Po lekcjach rozwijała swój talent – rysunek. Mama dbała o nią tak, jak należy. Wymagała, ale częściej się uśmiechała, przytulała, rozmawiała.

2. Okres dojrzewania

- Kolejny kryzys nastąpił, kiedy poszłam do gimnazjum. Wydaje mi się, że mama uznała, że wchodząc w wiek dojrzewania stanę się nagle rozwydrzoną nastolatką. Kontrolowała mnie, sprawdzała zeszyty i dzwoniła do nauczycieli, chociaż zbierałam same piątki i dużo się uczyłam.

Kiedy miałam 14 lat, potrafiła kilka razy w ciągu nocy wejść do mojego pokoju i sprawdzić, czy nie poszłam na imprezę. Nawet gdybym chciała uciec, nie miałam z kim. Byłam niepewna siebie, nie miałam więc dużo znajomych.

Najdziwniejsze było to, że zamiast cieszyć się, że ma takie grzeczne dziecko, patrzyła na mnie jakoś tak z rozczarowaniem. Teraz wiem, że miała nadzieję, że stanę się tak przebojowa jak ona. Starałam się jeszcze bardziej, co przynosiło odwrotny skutek. Krzyczała na mnie, kiedy za późno odstawiłam talerz do zlewu. Nie zapomnę do końca życia chwili, w której zwyzywała mnie od najgorszych, bo zbiłam szklankę – Ania milknie. Po chwili jakby zbiera się w sobie i kontynuuje:

- Miałam 16 lat, kiedy zaczęła pytać mnie o chłopców. Na imprezach rodzinnych zagadywała moje starsze kuzynki o ich podboje miłosne. Śmiały się radośnie nie widząc, że sprawiają mi przykrość. Ja nie miałam czym się chwalić. Nie potrafiłam zaprzyjaźnić się z dziewczyną, a co dopiero z chłopakiem.

Przez kolejny rok zmieniło się niewiele. Kiedy jednak nasza bohaterka skończyła 17 lat, awantury w domu stały się codziennością.

- Wszystko robiłam nie tak. Za wolno odkurzałam, za mało opiekowałam się bratem. Byłam w tak kiepskiej kondycji psychicznej, że nie mogłam jeść. Wypadały mi włosy, twarz się zapadła, bolał mnie brzuch. Cały czas byłam chora, a mama krzyczała, że ''nie ma na co wydawać pieniędzy, tylko na antybiotyki''. Zaczęła też wyzywać Szymona, ale młody nie dał sobie w kaszę dmuchać.

3. Walka z depresją

Rodzina zaczęła zwracać uwagę na moje dziwne zachowanie. Napierali na rodziców, żeby zapisali mnie do psychologa. Mama oczywiście grała zmartwioną i kochającą. Zapisała mnie na wizytę, nawet poszła ze mną na pierwszą. Zamiast wysłuchać, co mam do powiedzenia, zaczęła opowiadać psychologowi, że ''taki mam charakter'' i pytać, ''co ona ma ze mną zrobić, żebym zaczęła się uśmiechać''.

Dostałam tabletki i poczułam się trochę lepiej. Mama obchodziła się ze mną jak z jajkiem. Niestety, tabletki były za silne, miałam omamy, byłam rozkojarzona. Połowa dawki już nie pomagała. Ona chyba liczyła na cud, bo tylko patrzyła na mnie z obrzydzeniem ledwo hamując emocje – opowiada Ania.

5 kontrowersyjnych praktyk rodzicielskich
5 kontrowersyjnych praktyk rodzicielskich [6 zdjęć]

Każdy rodzic wypracowuje własny styl wychowania i stara się go konsekwentnie stosować. Są jednak takie

zobacz galerię

- Nadszedł dzień moich 18. urodzin. Nie chciałam robić imprezy. Miałam trzy koleżanki, chciałam iść na pizzę i piwo. Wiedziałam, że rodziców nie stać na zorganizowanie przyjęcia. Kiedy zapytali mnie, co chciałabym dostać, powiedziałam, że marzę o kursie rysunku. Podeszli do tego sceptycznie. Nie widzieli sensu wydawać kilku setek na hobby.

Było im szkoda pieniędzy na spełnienie mojego marzenia, ale jakimś cudem wystarczyło na imprezę dla rodziny. Było ze 30 osób. Ciotki, kuzyni, babcie. 3 dania gorące i morze alkoholu. Tylko ja nie piłam nic, bo brałam tabletki. Nie miałam wpływu nawet na smak tortu. Mama omawiała wszystko z ciotkami.

4. ''Chciałam tylko uciec''

Na chwilę przerywamy rozmowę. Ania bierze kilka głębokich wdechów i kontynuuje:

- Zaczęłam zajadać stres. Na początku przytyłam tylko tyle, że wyglądałam zdrowo. Zbliżała się studniówka. Zostałam zaproszona przez kolegę z równoległej klasy. Nic wielkiego, po prostu wychodziło taniej. Mama była w euforii. Zapisała mnie do fryzjera i kosmetyczki. Czułam się jak lalka barbie, ale ona była w swoim żywiole. Cały czas żartowała, że może wreszcie z kimś się pocałuję. Jakbym była gorsza przez to, że nie byłam w związku. Wyrzutek...

- Kiedy Rafał po mnie przyjechał, założyła najlepszą sukienkę i chichotała jak nastolatka. Chciała wyjść na ''fajną'', a tylko przysporzyła mi wstydu. Z Rafałem oczywiście do niczego nie doszło, ale dobrze się bawiliśmy. Wkrótce on znalazł dziewczynę, a ja zaczęłam jeszcze więcej jeść.

Nie byłam gruba, ale było widać, że przytyłam. Przy wzroście 170 cm ważyłam prawie 70 kg. To 20 kg na plusie przez dwa lata. Mama wyzywała mnie od grubasów i spaślaków. Przed rodziną zachowywała się normalnie, broniąc mnie, że ''przecież nie wyglądam jeszcze tak źle''. Wszyscy byli zażenowani, bo nikt nie komentował mojego wyglądu, a ona cały czas mówiła tylko o tym.

Kiedyś podczas zakładania butów przysiadłam na schodku. Szarpnęła mnie z całej siły i postawiła na nogi, krzycząc, że mam taki ''bebech'', że nie mogę nawet się schylić. Myślałam tylko o tym, żeby stamtąd uciec. Czekałam na wakacje i studia.

Pomysł studiów mama popierała, chociaż krzyczała, że sama mam zarobić na mieszkanie i jedzenie. Chciała móc chwalić się zdolną córką, jednocześnie nie wydając ani grosza – mówi dziewczyna z goryczą.

- Przed maturą obgryzałam paznokcie i drapałam się do krwi. Głównie po brzuchu, żeby nie było widać. Zdałam śpiewająco, ale jak pomyślę, ile musiałam się osłuchać... Mama nie miała zielonego pojęcia o matematyce, ale kazała mi powtarzać wzory na głos. Kiedyś uderzyła mnie w tył głowy, kiedy podałam dobry wzór, ale ona nie potrafiła go odczytać z zeszytu.

Po wynikach przytulała mnie i mówiła, że jest ze mnie dumna. Miałam nadzieję, że coś się zmieni, że pokazałam jej swoją wartość. Nic z tego, wkrótce zaczęła krzyczeć, że powinnam już zacząć zarabiać na studia. Denerwowało ją, że jestem pełnoletnia, a ona musi mnie żywić. Po kolejnej awanturze nie wytrzymałam. Zaczęłam krzyczeć, po prostu wrzeszczeć, bez ładu i składu. Zamurowało ją na tyle, że zdążyłam się spakować i wyjść. Dzwoniła przez miesiąc. Później dała sobie spokój.

13-latka straciła ojca i wpadła w depresję. Na jej ciele zaczęły pojawiać się dziwne plamy
13-latka straciła ojca i wpadła w depresję. Na jej ciele zaczęły pojawiać się dziwne plamy [4 zdjęcia]

13-letnia Giorgia Lanuzza miała szczęśliwe dzieciństwo. Otaczała ją kochająca rodzina oraz mnóstwo znajomych

zobacz galerię

5. Nowy początek

Twarz Ani wreszcie rozjaśnia uśmiech.

- Teraz moje życie jest dobre. Mam narzeczonego, jesteśmy razem już 3 lata. Mieszkam we Wrocławiu, 500 km od domu rodzinnego. To tu przyjechałam po ucieczce z domu. Pomogła mi ciocia, dała wsparcie i pieniądze. Teraz kończę psychologię. Dopiero na studiach zrozumiałam, że mama chciała nie tylko przelać na mnie swoje niespełnione ambicje, ale też zrobić ze mnie swoją ulepszoną kopię. Niestety, za bardzo różniłyśmy się charakterami.

Wiem, że motywów jej działania trzeba doszukiwać się w jej trudnym dzieciństwie. Niekochana, nieszanowana... Nie miała łatwo. Szkoda tylko, że akurat ona powieliła schemat, a nie całkiem się go wyparła. To tak jak z dzieckiem alkoholików: albo będzie pił jak rodzice, albo zostanie abstynentem.

Do domu jeżdżę dwa razy w roku, na święta. Wybaczyłam mamie, ale nie potrafię zapomnieć. Ona zachowuje się jak gdyby nigdy nic. Odwiedzam rodzinne strony głównie ze względu na brata. Na szczęście jego nie traktuje tak, jak mnie. Może dlatego, że jest chłopcem? Szymon często mnie odwiedza, zwierza mi się i powtarza ''Anka, no problem, luuuuz'' – Ania śmieje się głośno.

Gdyby nie decyzja o wyprowadzce, być może nie byłoby mnie już na tym świecie. Depresja to straszna choroba. Bliscy, którzy powinni wspierać i bezwarunkowo kochać, czasem tylko dokładają ci problemów i smutków. A słowa potrafią ranić milion razy gorzej niż przemoc fizyczna. Nie zostawiają ran na ciele – one zostawiają je na duszy.

*Wszystkie imiona i miejsca zostały zmienione w celu utrudnienia identyfikacji bohaterki

Zdarzyła ci się podobna historia, albo chcesz podzielić się swoimi spostrzeżeniami? Skontaktuj się z nami przez dziejesie.wp.pl

Polecane dla Ciebie
Pomocni lekarze