Trwa ładowanie...

Fragment książki „Agencja Wynajmu Rodziców”

Avatar placeholder
Patrycja Nowak 28.03.2017 10:59
Agencja Wynajmu Rodziców/Jim Field
Agencja Wynajmu Rodziców/Jim Field (Agencja wynajmu rodziców)

Część pierwsza

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Barry Bennett zawsze się denerwował, gdy mówiono na niego Barry. Co za głupie imię dla nowoczesnego dziewięciolatka (prawie dziesięciolatka). Wszyscy jego koledzy nazywali się jakoś normalnie, jak Jake, Lukas czy Taj. W zasadzie nie nazywali się jakoś, lecz właśnie tak. Jake był jego najlepszym przyjacielem, Lukas drugim w kolejności, Taj trzecim. Chociaż czasami kolejność była odwrócona i Taj był najlepszym. Tak czy owak, żaden z nich nie miał takiego głupiego imienia jak Barry. Barry nawet nie znał nikogo, kto miałby podobne imię do jego. Na przykład nie znał nikogo o imieniu Brian. Albo Colin. Albo Derek. Albo noszącego jakieś inne imię, którego nie nadawano chłopcom od 1953 roku.

Zobacz także:

Pili i bili swoje dzieci. Teraz żądają od nich pieniędzy

Zobacz film: "Stramowski… nie czyta książek? "Nie mam czasu na taki rozwój!""

Nadanie mu imienia Barry było tylko jedną – chociaż zajmującą dość wysokie miejsce na liście – rzeczą, o które Barry obwiniał swoich rodziców (Susan i Geoffa – sami rozumiecie…).

To jest właśnie lista, którą Barry trzymał schowaną pod poduszką na łóżku (tym łóżku, na którym nie miał kołdry z Lionelem Messim, takiej, jaką miał Lukas):

RZECZY, O KTÓRE OBWINIAM MOICH RODZICÓW:

  1. Są nudziarzami.

  2. Dali mi na imię Barry (widzicie, mówiłem, że to znajduje się prawie na samej górze listy).

  3. Cały czas są zmęczeni.

  4. Nie pozwalają mi grać w gry wideo.

  5. Nie kupują mi żadnych gier wideo. Ani kołdry z Lionelem Messim.

  6. Są BARDZO, BARDZO, BARDZO surowi. Przykłady: każą mi iść do łóżka o 20.30, podczas gdy moi przyjaciele mogą chodzić spać DUŻO później; nie pozwalają mi jeść kwaśnych haribo, żeby nie bolał mnie od nich brzuch; i mówią: „To przekleństwo”, kiedy jedyne, co mówię, to TYŁEK, co nawet nie jest prawdziwym przekleństwem.

  7. Zawsze są dużo milsi dla moich sióstr bliźniaczek JS niż dla mnie, ponieważ to lizuski.

  8. Nie są sławni ani modni, ani tacy jak dorośli w magazynach czytanych przez mamę. (Po napisaniu tego Barry uświadomił sobie, że ten punkt przypomina punkt numer 1, ale skoro już dotarł do tego momentu i pisał długopisem, a nie ołówkiem, nie chciał skreślać ani zaczynać od początku).

  9. Są biedni. (Barry miał nieco wątpliwości co do tego punktu, ponieważ wiedział, że to nie jest wina rodziców. Jego tata pracował w IKEA, gdzie zajmował się dostarczaniem płasko zapakowanych paczek do magazynów czy czegoś w tym stylu, a jego mama była asystentką nauczyciela w szkole podstawowej. Wiedział więc, że to oznaczało niskie zarobki. Ale sądził też, że gdyby mieli trochę więcej pieniędzy, wówczas wiele kwestii od punktu 1 do 8 – chociaż nie to, że miał na imię Barry – w ogóle nie znalazłoby się na tej liście).

  10. NIGDY NIE URZĄDZAJĄ DLA MNIE FAJNYCH PRZYJĘĆ URODZINOWYCH. To była rzecz najważniejsza. Wszyscy jego przyjaciele niedawno obchodzili swoje dziesiąte urodziny i wszystkie przyjęcia były fantastyczne. U Jake’a były gokarty. Lukas urządził przyjęcie na kręgielni. A Taj miał limuzynę! Pojechali nią do kina na najnowszy film o Jamesie Bondzie!

Przeczytaj też:

Im później dziecko pójdzie do szkoły, tym lepiej. Wiesz dlaczego?

Barry uwielbiał Jamesa Bonda. Częściowo dlatego nienawidził swojego imienia, ponieważ zdawał sobie sprawę z tego, że James Bond nigdy by się tak nie nazywał. To znaczy wiedział, że James Bond miał na imię James, ale nawet gdyby tak nie miał, nazywałby się John lub David, lub Michael. Albo, jak twierdził Jake, miałby na imię Jake. Barry powiedział, że to nieprawda. Chociaż w głębi serca wiedział, że brzmienie imienia Jake było podobne do Jamesa.

Agencja Wynajmu Rodziców/Jim Field
Agencja Wynajmu Rodziców/Jim Field

Czasami Jake potrafił nawet unieść jedną brew (czego Barry, choć bardzo się starał, nie umiał zrobić: zawsze podnosiły się obie naraz) i mówił: „Nazywam się Bond. Jake Bond”. Barry uważał, ale nie powiedział tego na głos, że to brzmiało całkiem OK. Na pewno lepiej niż: „Nazywam się Bond. Barry Bond”.


Jake (i jego brew) pojawili się w domu Barry’ego w tę niedzielę, sześć dni przed jego urodzinami, kiedy Barry bardzo wnerwił się na mamę i tatę.

Cała trójka przyjaciół Barry’ego stała na progu i słyszała, jak Geoff Bennett mówi: „Nie, przykro mi”, co – jak Barry nie po raz pierwszy stwierdził – jego tata powtarzał bardzo często.

Chcesz być dobrym rodzicem? Nie kupuj dziecku zabawek
Chcesz być dobrym rodzicem? Nie kupuj dziecku zabawek [6 zdjęć]

Kiedyś drewniane klocki, kolejki, pluszowe misie. Dziś konsole do gier, drony, tablety. Na przestrzeni

zobacz galerię

Jake trzymał piłkę do nogi Nike Premier League, Lukas miał na nogach czarne trampki conversy, a Taj zupełnie nową, ze wzorem z tego sezonu, koszulkę drużyny Chelsea. Przez co Barry, który był ubrany w dżinsy z dyskontu, koszulkę z dyskontu i buty z dyskontu, poczuł się trochę jak śmieć. Ale nie na tyle źle, żeby nie chcieć iść z nimi pograć.

– Tato! – powiedział. – Tylko na pół godziny!

– Nie, przykro mi – powtórzył tata. – Wiesz, że nie pozwalamy wam chodzić do parku bez osoby dorosłej…

Sprawdź:

W ciąży piła na umór, teraz spodziewa się kolejnego dziecka i ma nowy nałóg

Barry spojrzał na zatroskaną twarz ojca. Wyglądał na bardzo zmęczonego, chociaż Barry nie wiedział, jak bardzo jest zmęczony, bo Geoff Bennett ostatnio zawsze wyglądał na zmęczonego. W jego włosach pojawiły się siwe pasma. Tak naprawdę było zupełnie na odwrót – w jego siwych włosach były czarne pasemka. Był ubrany w granatową koszulę z napisem IKEA, chociaż w weekend nie musiał jej nosić. Barry wolałby, żeby jej nie nosił, szczególnie w obecności jego przyjaciół. Za każdym razem, gdy się z nimi spotykał, tata Jake’a był ubrany w elegancki garnitur, tata Taja w skórzaną kurtkę, a tata Lukasa, który przez jakiś czas grał w zespole (!), miał obcisłe dżinsy i okulary przeciwsłoneczne (Barry zauważył, że nosił je nawet wtedy, gdy nie było słonecznie).

– Ale… – zaprotestował Barry, wskazując trzech chłopców czekających na progu – wszyscy moi przyjaciele mogą!

– Cóż, obawiam się, że to decyzja ich rodziców.

Barry odwrócił się i spojrzał na swoich kumpli. Jake uniósł jedną brew. A wtedy wyglądał tak, jakby chciał powiedzieć: „Och, drogi Barry, jaka szkoda, że zostałeś obarczony takimi dziwnymi, surowymi (a także zmęczonymi i źle ubranymi) rodzicami…”.

Nie powiedział tego na głos. Powiedział tylko:

– Przykro mi, Barry. – Odwrócił się na pięcie i odszedł, odbijając piłkę.

– Tak, szkoda, Barry – powiedział Taj i dołączył do Jake’a.

– Ja też żałuję – powiedział Lukas, który z jakiegoś powodu czekał, aż dotrze do końca ścieżki przed domem Bennettów, zanim odwrócił się ponownie i dodał: – Barry.

Chociaż Barry wiedział, że współczucie innym ludziom, na przykład głodującym dzieciom pokazywanym w wiadomościach, jest pożądaną cechą, uświadomił sobie, że naprawdę, ale to naprawdę nie podoba mu się, że jego kumple współczują właśnie jemu.

Fragment książki Davida Baddiela "Agencja Wynajmu Rodziców", Wydawnictwo Lemoniada.pl.

Polecane dla Ciebie
Pomocni lekarze