Amelka - siatkówczaka niszczycielka. Trzylatka potrzebuje pomocy
Mała Amelka była radosną, uśmiechniętą trzylatką. Chodziła do przedszkola, miała przyjaciół, ulubione zabawy. Jej bezpieczny świat runął, kiedy w oku dziewczynki pojawił się niebezpieczny błysk. Siatkówczak – orzekli lekarze. Nowotwór złośliwy. Pokonać go może tylko jeden lekarz na świecie.
1. Wiadomość o raku
Historia Amelki zaczyna się dość banalnie. Pewnego ranka, gdy po wakacyjnej przerwie trzylatka szykowała się do przedszkola, jej mama zauważyła dziwny blask w oku. Po chwili obserwacji zauważył go także tata dziewczynki.
- Postanowiliśmy jak najszybciej skonsultować to z lekarzem – mówi Emil Dobek, tata dziewczynki. I wtedy zaczął się wyścig. O tym, że meta jest bardzo daleko, a jednocześnie tak blisko, dziewczynka i jej rodzice przekonali się już niedługo.
Pierwszy telefon do przychodni. Odmowa – brak terminów. Najbliższa wizyta na NFZ może odbyć się w następnym roku, bo w tym skończyły się limity. Prywatnie? Nie jest lepiej. Wszędzie kolejki. Sprawę skomplikował zbliżający się wtedy długi weekend.
Drugi telefon, trzeci, piąty... Po trwających w nieskończoność chwilach udaje się zarezerwować wizytę u okulisty jeszcze tego samego dnia. Bez znaczenia jest fakt, że lekarz nie ma dziecięcej spacjalizacji.
2. Badania na CITO
Jedna z przychodni w Lublinie. Mała Amelka dzielnie znosi zamieszanie jakie się wokół niej utworzyło. Niespokojna jest za to okulistka, jakby sama nie mogła uwierzyć w to, co widzi. Bada oko bardzo dokładnie.
- Jest masywny wysięk do ciała szklistego, siatkówka jest częścowo uniesiona – informuje rodziców lakonicznie. Ale na ich pytanie, co to wszystko oznacza, odpowiada wymijająco, że przyczyn może być wiele.
Sprawa okazuje się poważna. Okulistka sugeruje, by natychmiast udać się na badania do specjalistycznej kliniki. Na skierowaniu wyraźnie, drukowanymi literami pisze: CITO. Natychmiast. Rangę sprawy podkreślają trzy duże wykrzykniki.
3. Druzgocąca diagnoza
- Nie spaliśmy całą noc, mieliśmy wtedy dużo różnych przemyśleń. Ciągle wierzyliśmy, że "to" nie jest to najgorsze. W naszej rodzinie nikt wcześniej nie chorował na nowotwory – cichym głosem wspomina Emil Dobek.
I wtedy zadzwonił telefon. To była okulistka, u której państwo Dobek byli z dziewczynką. Sama umówiła trzylatkę na dodatkowe badania. W głowach rodziców Amelki zapaliła się lampka ostrzegawcza - to musi być coś poważnego. Po niedługim czasie córka zostaje poza kolejnością przyjęta na badanie okulistyczne, zdjęcie oka, USG.
I znowu ten sam scenariusz. Lekarz nie dowierza w to, co widzi. Nic konkretnego nie mówi. Prosi o konsultację profesora. Razem stwierdzają, że dziecko wymaga kolejnych, coraz bardziej szczegółowych badań.
Mogą być one zrobione tylko w Centrum Zdrowia Dziecka, bo tylko tam znajduje się specjalistyczny sprzęt. Na skierowaniu ponownie pojawia się złowieszczy napis: CITO. Obok rozpoznanie - retinoblastoma, czyli siatkówczak – nowotwór złośliwy oka.
4. Pytania bez odpowiedzi
Dotychczasowy świat Amelki i jej rodziców runął jak domek z kart. W miejsce poczucia bezpieczeństwa wkradła się niepewność i strach.
Ale emocje trzeba było odsunąć na bok. Musieli wsiadać w samochód i jechać jak najszybciej do Centrum Zdrowia Dziecka. Tam diagnoza zostaje potwierdzona. Ostateczne badanie dna oka w znieczuleniu ogólnym ma być wykonane kilka dni później. Jak się okazało – potwierdziło najgorsze obawy.
Najgorsze, ponieważ lekarze stwierdzają, że umiejscowiony w górnej części gałki ocznej siatkówczak jest w bardzo zaawansowanym stadium, z licznymi wysiękami do ciała szklistego, a to pogarsza rokowania i leczenie. Jedyną drogą leczenia, zaraz po chemioterapii, jest usunięcie oka.
- Myśleliśmy wtedy, że to jakiś koszmar, który zdaje się nie mieć końca. W naszych sercach coś pękło, bo jedyna, ukochana córka, nasza Amelka, ma raka – wspomina ze łzami w oczach tata dziewczynki.
5. Leczenie
By dokładniej zbadać nowotwór, lekarze wykonują u Amelki szereg kolejnych badań: morfologię krwi, rezonans magnetyczny, USG, RTG. Okazuje się, że jest jedno małe "szczęście" w tym całym nieszczęściu - guz umiejscowił się w jednym oku, nie ma przerzutów. Amelka natychmiast zostaje skierowana na onkologię i rozpoczyna chemioterapię.
Tu też nie wszystko poszło tak, jak powinno. Przez pomyłkę pielęgniarka nieprawidłowo wkłuła wenflon i część chemii dostała się pod skórę zamiast do krwi.
Ręka dziewczynki sinieje. Z minuty na minutę jest coraz gorzej. Pielęgniarka wkłuwa się po raz drugi i mała pacjentka dzielnie znosi 4,5 godzinną aplikację leku.
Dalsze dni upływają pod znakiem leczenia obrzękniętej ręki i przyjmowania kolejnych dawek chemii. Amelka traci apetyt, bolą ją stawy i mięśnie. Ciągle trzyma się za żuchwę i co chwilę powtarza, że bardzo ją boli. Tego, co czują w takim momencie rodzice, nie da się opisać słowami.
6. Nadzieja
Polscy lekarze nie dają dziewczynce szans na wyleczenie i pełną sprawność. Zalecają usunięcie oka. Ale jest dla małej Amelki nadzieja - realna pomoc. Jest nią leczenie w Stanach Zjednoczonych, w klinice dr. Abramsona, który może się pochwalić 90-proc. skutecznością leczenia podobnych przypadków.
Bez zbędnego wahania rodzice dziewczynki kontaktują się ze znanym okulistą-onkologiem. Wysyłają dokumentację. Odpowiedź jest szybka i kontrektna - stan oka jest bardzo poważny, a wysięk do oka niebezpieczny, jednak dr Abramson podejmie się leczenia. Z nóg zwala jednak cena: ponad milion złotych. I kolejny, dobrze już znany rodzicom napis: CITO.
7. Pomóż!
Amelka musi jechać do Stanów Zjednoczonych jak najszybciej. Każdy dzień zwłoki może kosztować ją utratę wzroku. Rak jest podstępny – narasta bardzo szybko. W ciągu 48 godzin może podwoić swoją masę.
Małej, bezbronnej, ale jakże silnej pacjentce pomóc może każda kwota wpłacona na konto w Fundacji Dzieciom Zdążyć z Pomocą.
Oto dane:
FUNDACJA DZIECIOM „ZDĄŻYĆ Z POMOCĄ”
ul. Łomiańska 5, 01-685 Warszawa
Bank BPH S.A. 15 1060 0076 0000 3310 0018 2615
tytułem: 29857 Amelia Dobek darowizna na pomoc i ochronę zdrowia