Trwa ładowanie...

Zapach barszczu, dźwięki kolęd – to jedne z elementów terapii. W Klinice Budzik cuda zdarzają się nie tylko od święta

 Katarzyna Grzęda-Łozicka
23.12.2019 17:16
Od początku istnienia Kliniki Budzik wybudziło się już 64 pacjentów.
Od początku istnienia Kliniki Budzik wybudziło się już 64 pacjentów. (mat. prywatne)

Jest karp, kolędy i życzenia, bo dzieci w śpiączce wszystko słyszą. Do większości z nich przyjadą w święta całe rodziny. Wszyscy w placówce przekonują, że ma to głęboki sens terapeutyczny. A w wybudzeniu mogą pomóc różne bodźce, czasem głos mamy, a czasem dźwięk meczu. Czego sobie życzą w te dni - nietrudno odgadnąć.

1. Święta dzieci w śpiączce z Kliniki Budzik

Klinika Budzik. Już po przekroczeniu progu czuć, że kliniką jest tylko z nazwy. W centralnym holu stoi piękna choinka.

Choinka w Klinice Budzik
Choinka w Klinice Budzik (arch. prywatne)

Na korytarzach gdzieniegdzie widać rozwieszone pranie, to najlepiej pokazuje, że życie w Budziku wygląda jak w normalnym domu.

Zobacz film: "Kolejny sukces Kliniki Budzik. To już 22 dziecko wybudzono ze śpiączki"
Życie w klinice toczy się jak w domu
Życie w klinice toczy się jak w domu (arch. prywatne)

Tu nikt nikogo nie wygania. Rodzic może nawet spać z dzieckiem w jednym łóżku. Nie tylko może, ale nawet musi być cały czas przy dziecku.

2. Marcel jest ofiarą wypadku

Jak wyglądają święta w Budziku? Pytam Jarosława Markiewicza, który razem z synem spędził tu ubiegłoroczną wigilię.

- Święta? Trochę jak w domu. Do niektórych przyjeżdżają rodziny, do niektórych nie. Do Marcela akurat przyjechała. Nawet karpia upiekłem. Podobno jestem dobry w gotowaniu – opowiada tata Marcela.

A barszczyk? – dopytuję.

- Tak, jest barszczyk, są kolędy. Tu spędziliśmy święta w ubiegłym roku, tu spędziliśmy urodziny Marcela. Kiedy tu trafiliśmy był w śpiączce wegetatywnej, czyli zero kontaktu, zero ruchu. Tylko leżał z otwartymi oczami. A teraz? Niech pani sama zobaczy – mówi Jarosław Markiewicz.

Patrzę i łzy radości same cisną się do oczu. Do sali wchodzi młody, dobrze zbudowany chłopak, wygląda jak w pełni zdrowy nastolatek. Dopiero bliższy kontakt pokazuje, że do pełni szczęścia trzeba jeszcze ogromnej pracy. Konieczna będzie długotrwała rehabilitacja, praca z neurologopedą. Marcel ma niedowład prawej strony i prawie w ogóle nie mówi.

Marcel zapadł w śpiączkę po wypadku drogowym.
Marcel zapadł w śpiączkę po wypadku drogowym. (arch. prywatne)

Ma 16 lat. Pojawił się w Budziku w listopadzie 2018 r. - Byliśmy tutaj ponad rok. To był wypadek z winy kierowcy ze skutkiem śmiertelnym. Kolega, który siedział tuż obok Marcela zginął na miejscu – opowiada tata.

3. Jest trochę jak w szkole...

Odwiedzam kolejną salę i słyszę kolejną poruszającą opowieść matki, która kocha i walczy o syna z determinacją, którą można tylko podziwiać. Nie narzeka, nie płacze. Po prostu jest przy nim i czeka. Te święta spędzą we dwójkę w Budziku. Będzie prawie jak w domu… Zrobi wszystko, żeby tak było.

Katarzyna Rekowska cały czas czuwa przy synku.
Katarzyna Rekowska cały czas czuwa przy synku. (arch. prywatne)

- Ja będę na święta tutaj z Igorkiem. Zastanawiałam się, czy przywozić też młodszą córkę, ale stwierdziłam, że dla niej lepiej będzie, jak zostanie w domu. Będzie z moją mamą. My tu, proszę mi wierzyć, tworzymy z pozostałymi rodzicami rodzinę. Jesteśmy ze sobą 24 godziny na dobę. Każdy przypadek jest inny, ale w zasadzie wszyscy jedziemy na tym samym wózku. I się wspieramy - opowiada pani Katarzyna Rekowska.

Igor z mamą.
Igor z mamą. (arch. prywatne)

To jak będą wyglądały te święta?

- Wstawiłam już zakwas na barszcz. Będą pierogi, będzie opłatek, będą kolędy. Na pewno nikt nie będzie siedział w swoim pokoju, tylko wszyscy wspólnie zasiądziemy na sali spotkań do kolacji wigilijnej. Postaramy się, żeby dzieciaki poczuły tę atmosferę – mówi mama Igorka.

Patrzę na panią Kasię i widzę kobietę pełną energii i radości. - To jedna z tych historii, których się nie zapomina – mówi dyrektor placówki. - Igorek zapadł w śpiączkę po wypadku, w którym zginął jego ojciec. Przeżył tylko chłopczyk i mama, w domu czeka na niego siostra - dodaje.

Do Budzika trafili w marcu. Igorek był wtedy w stanie wegetatywnym, po prostu leżał. Po kilku miesiącach poprawa jest widoczna. Nie wybudził się, ale są pierwsze symptomy, które dają nadzieję, że wróci. Zaczyna się uśmiechać.

Igor w listopadzie skończył 7 lat.
Igor w listopadzie skończył 7 lat. (arch. prywatne)

- Igor nie mówi, bo ma rurkę tracheotomijną, natomiast jestem pewna, że wszystko rozumie, czasami mi odmruguje – opowiada mama chłopca.

- Rodzic ma być w Budziku, żeby nauczyć się opieki nad dzieckiem. Jest trochę jak w szkole - śmieje się mama Igora. - Dostajemy plan i godziny zajęć i funkcjonujemy według tego schematu. W międzyczasie trzeba dziecko nakarmić, przewinąć. Myślę, że najważniejsze, że tu odzyskałam spokój, teraz wiem, że sobie poradzę – podkreśla pani Katarzyna Rekowska.

Za niego i za jego mamę wszyscy trzymają tu kciuki podwójnie. Jeżeli uda się wybudzić chłopca, czeka go długotrwała rehabilitacja i lata terapii. Mama ze wszystkim będzie musiała radzić sobie sama. Ale nikt nie ma wątpliwości, że sobie poradzi.

4. Tu nie da się niczego oszukać. Widać, jak dziecko reaguje na rodzica

Nigdzie indziej życzenia zdrowia i radości nie brzmią mocniej niż w takich miejscach jak to. Większość pacjentów jest tu na granicy życia i śmierci. Rodzice muszą z nimi rozmawiać - to jest naczelna zasada.

- Wszystkich wybudzonych dzieci mamy 64. Klinika istnieje 6 i pół roku. Przez Budzik łącznie z tymi dziećmi, które teraz mamy przeszło 140 podopiecznych. Dysponujemy 15 miejscami. U nas jest długi okres pobytu, więc ta rotacja jest stosunkowo niewielka – wyjaśnia Maciej Piróg, dyr. zarządzający placówką.

Maciej Piróg - dyrektor zarządzający Kliniki Budzik.
Maciej Piróg - dyrektor zarządzający Kliniki Budzik. (arch. prywatne)

Do kliniki przyjmowane są dzieci przebywające w śpiączce nie dłużej niż 12 miesięcy od urazu lub 6 miesięcy, jeśli śpiączka wystąpiła z przyczyn nieurazowych. Z założenia dzieci mogą być tu leczone przez 12 miesięcy, z możliwością przedłużenia o kolejne 3.

Gwiazdy na spotkaniu PBKM i Fundacji "Akogo?"
Gwiazdy na spotkaniu PBKM i Fundacji "Akogo?" [6 zdjęć]

Dr Tomasz Baran wraz z aktorką grającą w serialu "M jak miłość".

zobacz galerię

Rodzic jest tu z dzieckiem 24 godziny na dobę. Obecność jednego z opiekunów jest obowiązkowa, to jeden z filarów terapii – kontakt z bliskimi i rozmowa.

- Wybudzenie to jest dostarczanie bodźców do wszystkich zmysłów śpiącego dziecka. To jest z jednej strony rehabilitacja ruchowa, z drugiej cała gama działań, które mają pobudzić dziecko, żeby do nas wróciło. Głos czy dotyk rodzica są bardzo istotne - mówi dyrektor Budzika.

- Tu nie da się niczego oszukać. Widać nawet przez zachowania dziecka, jak one różnie reagują na swoich rodziców. To wszystko, co było dla nich wcześniej ważne, jeśli chodzi o jego emocje, zainteresowania, teraz może być pomocne, ale najistotniejsza jest obecność bliskich - dodaje.

Dowód? Historię opowiada dobry duch ośrodka - pani Kasia. - Jakiś czas temu przyjęliśmy chłopca, rokowania, szczerze mówiąc, były beznadziejne. Zero kontaktu. Ale chcieliśmy o niego zawalczyć. Chłopiec brał udział z kolegami w konkursie, który dłużej będzie pod wodą. Kiedy do nas trafił przekonaliśmy mamę, żeby z nim zaczęła rozmawiać i żeby mu powiedziała, że nie ma do niego żalu, że tak zrobił – opowiada kobieta.

Trudno w to uwierzyć, ale kiedy matka zaczęła z nim rozmawiać, w dość krótkim czasie się wybudził.

5. To nie jest tak, jak na filmach

W "powrocie" pomagają upodobania sprzed wypadku. Jeśli ktoś lubił mecze, tu też może ich słuchać, jeżeli ktoś uwielbiał psy, w jego leczeniu pomocna może być dogoterapia.

- Pamiętam, że było u nas też dziecko, które grało na skrzypach i były takie ćwiczenia, że patrzyło na różne instrumenty, a potem puszczaliśmy ich dźwięki i jak usłyszało ukochany instrument, to w kąciku oczu pojawiły się u niego łzy - opowiada Monika Kumosińska-Ryś, psycholog z Kliniki Budzik.

Wybudzanie trwa kilka tygodni albo miesięcy. To nie jest tak jak na filmach, że ktoś pod wpływem ogromnego wzruszenia otwiera nagle oczy i wraca. To jest stopniowy proces.

Klinka Budzik.
Klinka Budzik. (arch. prywatne)

- Ja pamiętam taką historię chłopca, który miał 3 lata i był transportowany karetką na tomograf. Były duże korki i kierowca zapytał mamę, czy może jechać na sygnale, czy to nie przestraszy małego. Mama pozwoliła. I ten chłopczyk zaczął się wtedy śmiać, przez 10 minut zanosił się od śmiechu. Tak mu się ten kogut spodobał. Po kilku tygodniach od tego wydarzenia chłopiec się wybudził. Ale to był pierwszy znak, że wraca – wspomina Maciej Piróg.

Dyrektor Budzika przekonuje, że najważniejsze jest uświadomienie rodzicom i opiekunom, że dzieci w śpiączce nas słyszą i rozumieją. - To są kolosalne emocje, kiedy ten pacjent nie może w żaden sposób zasygnalizować tego, że to wszystko słyszy. Ostrzegamy rodziców, żeby uważać na to, co się przy nim mówi – podkreśla dyrektor.

6. 64 wybudzonych dzieci, każdy to osobna historia

Daria zapadła w śpiączkę w wyniku urazu mózgu po wypadku. Wiktor trafił do Budzika po zatrzymaniu krążenia. 14-letnia Julita została potrącona przez samochód. Wiktoria zapadła w śpiączkę w styczniu 2018 r. Jej stan przez wiele miesięcy nie ulegał poprawie. W końcu wróciła. Zaczęła czytać, grać w szachy, a nawet malować.

Sebastian spędził w Klinice prawie rok.
Sebastian spędził w Klinice prawie rok. (Fundacja Akogo?)

Sebastian trafił do Budzika wskutek niefortunnego upadku ze schodów, wtedy doznał urazu mózgu. Po roku pobytu, 10 grudnia opuścił klinikę.

Takich historii można by opowiadać setki. Każda zwala z nóg. Oczywiście nie każda kończy się happy endem, jak u Sebastiana, ale wszystkie dzieci wracają do domu w dużo lepszym stanie, a rodzice zyskują wiedzę, jak się nimi opiekować.

Obecnie na terenie ośrodka jest 16 dzieci. 60 proc. to ofiary wypadków komunikacyjnych. Trafiają tu też nastolatki, które próbowały popełnić samobójstwo albo pacjenci, u których śpiączka jest konsekwencją innej poważnej choroby np. wylewu. Każde dziecko to inna historia, inny rodzinny dramat.

- Mieliśmy 4 nastolatki, którym prawie się udało popełnić samobójstwo. To były dziewczynki i sposób, w jaki chciały się pozbawić życia pokazuje, że to nie był przypadek. One naprawdę chciały się zabić. I teraz to dziecko w bardzo ciężkim stanie zaczyna się budzić. Co się mogło poprawić na lepsze od tamtego czasu? A na gorsze zmieniło się bardzo dużo - opowiada Maciej Piróg, dyr. Budzika. - Można by powiedzieć, że teraz to się dopiero nie chce żyć. A jak jest inaczej po tym wszystkim, dzięki pracy z naszymi terapeutami, psychologami, to jak się z tego nie cieszyć, jak nie powiedzieć, że to wszystko ma sens? - dodaje wzruszony.

7. Marcel też wraca do domu...

Marcel i jego tata tegoroczne święta spędzą już w domu na Dolnym Śląsku. Pytam go, czy się cieszy? Pokazuje kciuk uniesiony do góry i mówi: "koledzy". W jego oczach widać radość i lekką niepewność: jak to będzie po roku wrócić do dawnego życia? - Wymodliliśmy ten jego powrót – mówi jego tata bez wahania.

Marcel spędzi święta w domu.
Marcel spędzi święta w domu. (arch. prywatne)

- Na OIOM-ie lekarze mówili nam, że to są już ostatnie chwilę. Ordynator dał nam do zrozumienia, że to już jest koniec. Ale my cały czas wierzyliśmy, że się uda, cały czas się za niego modliliśmy. W jednym czasie chyba z 30 mszy było odprawionych w jego intencji w różnych miejscach, bo mamy rodzinę rozsianą po całym świecie. Zawsze trzeba mieć nadzieję - dodaje ojciec Marcela.

To cud? Cud, ale takie cuda w Budziku dzieją się nie tylko na święta.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Rekomendowane przez naszych ekspertów

Polecane dla Ciebie
Pomocni lekarze