Trwa ładowanie...

Aborcja w latach 80. "To nie było tak, jak wyjście do fryzjera"

 Maja Erdmann
24.10.2020 22:39
Aborcja w latach 80. "To nie było tak, jak wyjście do fryzjera"
Aborcja w latach 80. "To nie było tak, jak wyjście do fryzjera"

W latach 80. aborcja była dozwolona, ale była wstydem. To była decyzja na całe życie i przez całe życie ciążąca na kobiecie. Tajemnica, z którą już zawsze musiała się mierzyć.

W latach osiemdziesiątych kobiety mogły usunąć ciążę z różnych powodów. Jeśli ciąża była wynikiem kazirodztwa lub gwałtu, ale także ze względu na trudną sytuację ekonomiczną.

– Nie wiem jakie były statystyki, ale wydaje mi się, że ta ostatnia opcja była wykorzystywana najczęściej – mówi Joanna. – Ja też taką wybrałam.

Joanna miała 17 lat, gdy brała udział w pielgrzymce na Jasną Górę. Bardzo chciała dotrzeć do swojej duchowości, umocnić wiarę w Boga. Tam też po raz pierwszy zobaczyła film o aborcji.

Zobacz film: "Cyfrowe drogowskazy ze Stacją Galaxy i Samsung: część 2"

– Nie pamiętam czy to był „Niemy krzyk” czy inny film – wspomina. – Trzy dni nie mogłam jeść tylko płakałam nad losem tych dzieci, których nóżki i rączki wyrywane z matek widziałam. Gdy wróciłam do swojego miasteczka zastanawiałam się, ile kobiet popełniło ten straszny czyn.

Dzisiaj widok podpasek, prezerwatyw czy lubrykantów w supermarkecie nikogo nie dziwi. Reklamy środków na potencję też nie. Wtedy, w latach 80. było inaczej.

– O seksie się nie mówiło, z wypiekami na twarzy oglądało się ostatnie strony książek do biologii, w których było o rozmnażaniu się człowieka. Jako nastolatki wstydziłyśmy się, gdy musiałyśmy stać w kolejkach po watę, bo podpasek jako takich jeszcze nie było – wspomina Joanna.

– Prezerwatywy wywoływały chichoty. O seksie się nie rozmawiało, bo to było zbyt intymne, to była sprawa dwojga ludzi i tylko ich. Moja koleżanka zaszła w ciążę, gdy chodziła do czwartej klasy liceum. Musiała zdawać maturę w wieczorówce, żeby wstydu w szkole nie siać. To był skandal, który odbił się na całej rodzinie, że córki nie dopilnowali - mówi Joanna.

Tymczasem jej rodzice, mimo że skończyła 18 lat nadal wypraszali ją z pokoju, gdy w filmie aktorzy lądowali razem w łóżku. Żeby tylko razem z nimi nie oglądała „tych momentów”.

Chłopaki wstydzili się poprosić o prezerwatywę w kiosku czy aptece, bo zaraz by się rozniosło po okolicy. W aptekach były jakieś krążki, Globulki Zet czy Patentex Owal - pieniące się środki plemnikobójcze.

– A my chcieliśmy się kochać, tak romantycznie – mówi Joanna. – Jednak co to by było, gdybym poszła do lekarza po środki antykoncepcyjne! Jeszcze do znajomego lekarza! Kazałby mi kalendarzyk prowadzić i używać prezerwatyw, a najlepiej poczekać do ślubu z tym wszystkim - opowiada.

Joanna zdała na studia w dużym mieście. Wolność. Akademik. Nikt nie pilnuje i nie ocenia. Zaszła w ciążę z kolegą ze studiów, mimo że używali prezerwatywy.

– Gdy poszłam do ginekologa okazało się, że jestem w trzecim, czwartym tygodniu ciąży. Pierwsza myśl: Nie mogę mieć tego dziecka. Strasznie się wstydziłam, że jestem w ciąży. Co rodzice powiedzą. A moje plany, żeby się wyrwać z tego mojego miasteczka. Nie miałam pieniędzy, pracy, nic.

Koleżanka ze studiów powiedziała jej, że nie ma problemu, że trzeba iść do lekarza do jednej z prywatnych przychodni i tam na pewno poradzą. – A ja widziałam przed oczami ten film, który obejrzałam na pielgrzymce. Czułam się jak morderca. Koleżanka pokazała mi jednak podręcznik dla studentów medycyny, w którym jasno było napisane, kiedy dziecko w moim brzuchu będzie miało ręce i nogi i układ nerwowy.

Kasa w prywatnej przychodni. Płacenie i wąski kawałek papieru z nazwiskiem i kwotą. Najpierw wizyta u psychologa.

– Pytał w jakich okolicznościach zaszłam w ciążę, ile mam lat, jakie plany, czy będę chciała mieć więcej dzieci i kiedy. W końcu stwierdził, że kwalifikuję się do zabiegu ze względów socjalnych. Idę w kolejkę do zabiegu. Korytarz był pełen kobiet. Niektóre rozmawiały ze sobą „Ja proszę pani, tylko na wypalankę”. Potem okazało się, że właściwie wszystkie są tylko na wypalankę, tak jak i ja - wspomina.

Joannę znieczulono. Zabieg wykonano. Potem dwie godziny dochodzenia do siebie na wspólnej, wieloosobowej sali.

- Nikt się nie przejmował intymnością. Pacjentki wywoływano po nazwisku. Myślę, że wszystkie bałyśmy się, tylko jednego: żeby nikogo znajomego nie spotkać. Ale z drugiej strony można było się tłumaczyć, że to tylko wypalanka – Joanna uśmiecha się gorzko.

– Potem przychodzili po kobiety mężowie, matki, narzeczeni, koleżanki. Wieźli je do domów… A ja zdałam sobie sprawę z tego, o ilu wypalankach słyszałam zanim tu trafiłam.

Po kilku tygodniach Joanna poszła na kontrolę do lekarza, który usuwał jej ciążę i od razu poprosiła o środki antykoncepcyjne. – Coś mi tłumaczył, że leki są za silne, że za młoda jestem na takie rzeczy, że kalendarzyk, prezerwatywa, krążki… A ja nie chciałam mieć dzieci, przynajmniej na razie.

Joanna ma córkę i syna. Niedługo zostanie babcią.

Polecane dla Ciebie
Pomocni lekarze