Koronawirus u dzieci. 2,5 latka wymiotowała i miała owrzodzenie na języku. "Ze szpitala wyszliśmy z diagnozą: PIMS o fenotypie Kawasaki"
Na teleporadzie usłyszeli najpierw, że to grzybica języka, potem, że szkarlatyna. Objawy się nasilały, a żaden lekarz nie chciał przyjąć dziewczynki, bo formalnie była na kwarantannie. W szpitalu padła diagnoza: PIMS o fenotypie choroby Kawasakiego.
1. U Amelki PIMS rozwinął się dwa tygodnie po zakażeniu koronawirusem
Rodzice 2,5 letniej Amelki zachorowali na COVID pod koniec listopada, dziewczynka miała wysoką gorączkę i katar. Po 3 dniach objawy minęły. Niestety po dwóch tygodniach choroba wróciła ze zdwojoną siłą.
Zaczęło się od trudnej do zbicia gorączki sięgającej 39 stopni i wymiotów. Wtedy mama po raz pierwszy skontaktowała się z lekarzem. Pediatra zalecił, żeby podawała dziecku probiotyk, zbijała gorączkę i dbała o odpowiednie nawodnienie dziewczynki. To był jednak dopiero początek całego szeregu dolegliwości.
- Najpierw na teleporadzie lekarz stwierdził, że to jelitówka. Potem doszły kolejne objawy. Zauważyłam wysypkę na plecach rozszerzającą się po całym ciele i zmiany na języku. Wtedy podczas kolejnej teleporady pediatra kazał nam wysłać zdjęcia języka, wysypki i powiedział: "To wygląda na zapalenie jamy ustnej" i przepisał lek antygrzybiczy. Kolejny lekarz na podstawie zdjęć też stwierdził grzybicę - opowiada Beata, mama dziewczynki.
Ani wysypka, ani gorączka nie ustępowały. Wysypka z czasem rozlała się na całe ciało. Kolejna teleporada i nowa diagnoza - podejrzenie szkarlatyny. Pani Beata widziała, że stan dziewczynki jest poważny, więc w końcu podjęli z mężem decyzję, żeby jechać z małą do szpitala.
- Stwierdziliśmy, że musi ją obejrzeć lekarz. W związku z tym, że formalnie nadal była na kwarantannie, w związku z potwierdzonym u mnie i u męża COVID-em, żaden lekarz w okolicy nie chciał jej przyjąć. W końcu pojechaliśmy do szpitala pediatrycznego w Warszawie. Tam wszystko potoczyło się dość szybko: izolatka, wywiad z lekarzem, osobiste zbadanie i pobranie wymazu na COVID. Po około godzinie informacja, że zostajemy na oddziale, bo pomimo iż objawy do złudzenia przypominały szkarlatynę, to niestety nie mogli wykluczyć, że to powikłania pocovidowe - opowiada pani Beata.
2. Dziewczynka zachorowała na PIMS-Kawasaki
Badania wykazywały nieprawidłowości w morfologii i podniesione parametry wskazujące na stan zapalny. Gorączka nadal męczyła dziewczynkę. W szpitalu pojawiły się kolejne objawy: zapalenie spojówek, pękanie ust i biegunka.
- Po 5 dobach odkąd córka zgorączkowała zapadła decyzja o konieczności podania immunoglobulin. Kroplówka trwała ponad 10 godzin, przez cały ten czas córka musiała mieć na palcu pulsoksymetr, dostała lek rozrzedzający krew. Odstawiono też antybiotyk, bo badanie wykluczyło zakażenie paciorkowcem, a tym samym wykluczyło szkarlatynę - opowiada mama.
- Na drugi dzień po podaniu córka zaczęła czuć się lepiej, objawy stopniowo ustępowały. Pojawiło się łuszczenie skóry. Kontrolne badania pokazały, że jest lepiej, a stan zapalny ustępuje. Na szczęście echo serca było prawidłowe. Do domu wyszłyśmy z rozpoznaniem PIMS o fenotypie choroby Kawasaki - dodaje.
Amelka czuje się dobrze. Wszystko wskazuje na to, że choroba nie pozostawiła po sobie poważnych powikłań. Przez jakiś czas musi się zgłaszać na kontrolne badanie do poradni kardiologicznej.
- Jesteśmy po pierwszej kontroli, badania się poprawiają, serduszko pracuje, jak trzeba. Czeka nas jeszcze jedna kontrola w czerwcu, bo lekarze mówią, że ta choroba może być wielofalowa, ale jestem dobrej myśli - mówi pani Beata.
Mama dziewczynki postanowiła podzielić się swoimi doświadczeniami, żeby uczulić innych rodziców.
- Nie chcę nikogo straszyć, ale chcę uczulić. Przede wszystkim trzeba bacznie obserwować dziecko przez kilka tygodni po przechorowaniu COVID, po drugie: nie dać się, po żadnym pozorem, zbyć lekarzowi i jeżeli coś nas niepokoi, nie możemy ograniczyć się do teleporady. Gdyby nie to, że w porę pojechaliśmy do szpitala, to mogło się różnie skończyć - przyznaje mama Amelki.
3. Zespół PIMS jako powikłania po COVID-19 u dzieci w Polsce
Pierwsze przypadki PMIS u dzieci odnotowano w marcu ubiegłego roku w Stanach Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii. Choroba początkowo objawia się wysoką gorączką i wysypką, niebezpiecznie niskim ciśnieniem krwi i ostrym bólem brzucha, a następnie zaczyna przypominać wstrząs toksyczny.
Brytyjscy lekarze informują, że do tamtejszych szpitali z rozpoznanym PIMS trafia w ostatnim czasie nawet 100 dzieci tygodniowo. To trzy razy więcej niż w kwietniu 2020 roku. Lekarze tłumaczą, że liczba przypadków PIMS rośnie proporcjonalnie do wzrostu zakażeń. Problem widać też w Polsce.
- Nie jest prawdą, że w Polsce problem PIMS nie istnieje. Tylko w Warszawie mamy prawie 100 przypadków tej choroby, a w całym kraju jest około 300 zdiagnozowanych pacjentów. To bardzo duża liczba – opowiada dr hab. Ernest Kuchar, specjalista chorób zakaźnych, kierownik Kliniki Pediatrii z Oddziałem Obserwacyjnym Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego, przewodniczący Polskiego Towarzystwa Wakcynologii.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Rekomendowane przez naszych ekspertów
- 14-latek z zespołem PMIS-TS. Objawy przypominają chorobę Kawasakiego
- "Pozostał strach". Rodzice dzieci, które przeszły Kawasakiego opowiadają o lęku przed powikłaniami i nawrotem choroby
- 8-letnia Zuzia trafiła do szpitala w ciężkim stanie z powodu PIMS. Wcześniej nikt nie wiedział, że była zakażona koronawirusem