Jak spędzić święta?
Wszyscy dookoła chodzą i psioczą na śnieg i mróz. Przyznam szczerze, że kompletnie ich nie rozumiem. Przecież już za 10 dni Wigilia. Musi być biało! Musi być mroźno! To zalegający wszędzie biały puch jest idealnym tłem dla choinki, karpia, światełek i kolęd. Błoto, plucha, plus 10 stopni, ograbiają Boże Narodzenie z co najmniej 50% „ciepła".
Gdy mróz szczypie w nos, a drzewa przykryte śnieżnymi czapami, świat dookoła ulega przeobrażeniu. Robi się bajkowo, tajemniczo. Aż chce się uwierzyć w Mikołaja, elfy i czary. Gdy w takiej oprawie idziemy z dziećmi do lasu na spacer, nie potrafię oprzeć się wrażeniu, że przekroczyłam próg starej szafy i zewsząd otacza mnie skuta lodem Narnia. Tylko fauna i latarni brak.
Śnieg przed świętami sprawia, że zwalniam - nie tylko na drodze. W całym tym galimatiasie i przedświątecznym zabieganiu, przystaję na chwilę, by przyjrzeć się uśmiechniętym buźkom dzieci, toczącym bitwę na śnieżki. By obserwować rumieniec, który kwitnie im na policzkach, gdy piją gorącą czekoladę po powrocie do domu. Przyglądam się, z jakim podekscytowaniem wyjmują kolejną czekoladkę z kalendarza adwentowego. Słucham niekończących się dyskusji o tym, co komu przyniesie Mikołaj. Odpowiadam wciąż na te same pytania. Kiedy choinka? Kiedy prezenty? Czy pamiętam o mleku i pierniczkach dla Mikołaja? A w środku jest mi coraz cieplej.
I czytam ulubione opowieści Kubusia Puchatka o świętach. I wzruszam się na nich tak, jak na reklamach i świątecznych piosenkach. Nie, nie ze smutku. To nostalgia. To nagle uświadomione szczęście, że mam kochającego męża, cudowne dzieci, że jesteśmy razem. To pragnienie, by tak było już zawsze. Wzbierają we mnie, jak fala przypływu typowe dla Bożego Narodzenia emocje. Robię się refleksyjna, zapatrzona do środka naszej rodziny. Łatwiej znaleźć mi czas i chęci na bycie razem.
1. Nastrój świąteczny
Niestety na ogół właśnie wtedy, w ten szczególny dzień, czar częściowo pryska. Wyłazi ze mnie Perfekcyjna Pani Domu, chcę, by było pięknie, smacznie, idealnie. Pojawia się stres i nerwy. Wiem, że niepotrzebnie. Zapominam, że Wigilia to czas spokoju i wyrozumiałości. Czas, „gdy milkną wszelkie spory". Dzień, w którym najważniejsza jest rodzina, bliskość, radość i wybaczenie.
Niepotrzebnie skupiam się na tym, czy biały obrus jest wystarczająco biały, zastawa doczyszczona, a dekoracje idealnie rozłożone. Robię to, bo tak mnie wychowano. Powielam obraz mojej Matki, który pamiętam z dzieciństwa. Zabieganej, zmęczonej i zestresowanej w czasie tego, podobno spokojnego, wieczoru. Jak Ona martwię się, czy wszystkim zasmakuje grzybowa, kapusta i śledzie. Drażni mnie wszystko i wszyscy. Pokrzykuję, całkiem bez sensu, dodatkowo się nakręcając. A później żałuję.
Co roku staram się odpuścić i co roku mi się to nie udaje. Nie zawsze napięcie mija, gdy wraz z pierwszą gwiazdką zasiądziemy do stołu. Potrzeba mi czasu, oddechu. Gdy wszystko już podane i ogarnięte. Gdy wszystkie krytyczne uwagi zostały już wygłoszone, gdy przetrwaliśmy odwieczną dyskusję na temat tego, że dzieci pawie nic nie jedzą z wigilijnego stołu, zaczynam łapać dystans patrząc, jak moje Szczęścia buszują pod choinką rwąc papier i wydając okrzyki zachwytu. I nikt mnie nie przekona, że prezenty powinno się otwierać w skupieniu, z należytym szacunkiem, by pokazać jak wiele znaczą. Bzdura!
Powoli wraca do mnie czarodziejski nastrój świąt. Czuję go najpełniej, gdy zostajemy sami. Tylko we czwórkę. W kominku płonie ogień, śnieg za oknem skrzy się w delikatnej poświacie bożonarodzeniowych światełek, w domu pachnie piernikiem, pomarańczą i wigilijnym kompotem. Jest „ciepło", przytulnie, rodzinnie. Gdy zawinięta w puchaty koc, z kubkiem gorącego wina lub aromatycznej kawy przytulę się do męża, zapatrzę w wirujące bombki, jestem naprawdę szczęśliwa.
Duże i małe problemy, z którymi borykam się na co dzień chowają się głęboko choć na kilka chwil.
Święta Bożego Narodzenia to dla mnie wieczory otulone śniegiem, ciche i pełne pozytywnych emocji. To wspólne „nic nierobienie”. To spacery, czytanie książek i spotkania z przyjaciółmi. Czas pełen radości i swobody. To dni inne od rodzinnych zjazdów. Nie mogę się doczekać. Już niedługo. Jeszcze tylko kilka dni!