Trwa ładowanie...

Dwa razy odsyłali ją do domu. Dziecko zmarło

Avatar placeholder
Katarzyna Łukijaniuk 25.09.2023 08:23
Dziecko zmarło po 40-minutowej reanimacji
Dziecko zmarło po 40-minutowej reanimacji (Facebook)

Do tragedii doszło na oddziale położniczym. Mały Luca zmarł zaledwie dzień po narodzinach. Wcześniej jednak jego mama wielokrotnie próbowała kontaktować się ze szpitalem, ponieważ odczuwała niepokojące dolegliwości. Mimo to, pracownicy szpitala Tameside General Hospital w Wielkiej Brytani odsyłali ją do domu, a później nie odbierali telefonu. Trwa śledztwo w tej sprawie.

spis treści

1. Zaczęła odczuwać skurcze

Ciąża Nicole Ditchfield przebiegała w prawidłowy sposób. Co prawda kobieta zachorowała na COVID-19, ale nie wiązało się to z poważnymi konsekwencjami zdrowotnymi. Gdy była w 39. tygodniu ciąży, miała kontrolną wizytę na oddziale położniczym. Mały Luca ważył wtedy ponad 3 kilogramy.

Tydzień później mama zauważyła jasnoróżowe plamienie. Od razu zadzwoniła na oddział, gdzie poproszono ją o ponowny telefon, jeśli sytuacja ulegnie pogorszeniu. W międzyczasie wypadała kolejna wizyta kontrolna, a przyjęcie na oddział zaplanowane zostało na 24 stycznia. Dwa dni wcześniej z samego rana mama zaczęła jednak odczuwać skurcze. Jak wynika z dochodzenia – gdy zadzwoniła na oddział, usłyszała, że powinna się przespać lub wykąpać, a na dolegliwości bólowe zażyć paracetamol.

Zobacz film: "Rozwój odporności u dzieci"

Skurcze nasilały się, więc po kilku godzinach kobieta ponownie zadzwoniła do szpitala. Podczas rozmowy telefonicznej pracownicy stwierdzili, że nie jest ona w aktywnej fazie porodu i poprosili, aby Nicole nie dzwoniła, dopóki skurcze nie będą pojawiały się co 4 minuty.

2. Odsyłali ją do domu

Nagle zaczęła krwawić, więc poproszono, aby przyjechała na oddział. Tam dowiedziała się, że ma 3,5-4 cm rozwarcie, a z dzieckiem jest wszystko w porządku. Przepisano jej leki przeciwbólowe i odesłano do domu. Personel powiedział, że powinna się zgłosić, gdy skurcze będą się pojawiały co 3 minuty przez co najmniej godzinę.

Kobieta wróciła do domu i zdrzemnęła się. Obudził ją ból wywołany skurczami. Nicole zadzwoniła więc na oddział i powiedziała personelowi, że wydaje się jej, że odeszły jej wody. Nadal plamiła i miała bolesne skurcze. Kobieta po raz drugi udała się na oddział. Jej zdaniem pracownicy szpitala nie do końca wierzyli w to, że odeszły jej wody i sugerowali, że to mocz. Po zbadaniu położna stwierdziła, że wokół główki dziecka wciąż znajduje się płyn, więc nie ma dowodów na odejście wód płodowych. Nicole po raz drugi została odesłana do domu, choć jej stan wymagał interwencji lekarskiej.

W domu kobieta odczuwała bolesne skurcze, ale obiecała położnym, że nie będzie dzwoniła, dopóki nie będą one występować co 3 minuty. Ostatecznie dzwoniła jednak na oddział położniczy 13 razy. Niestety nikt nie odpowiadał. Dopiero za 14 razem ktoś odebrał telefon.

Gdy mama po raz trzeci udała się na oddział, miała już 10-centymetrowe rozwarcie. Położna próbowała sprawdzić tętno dziecka. Kobieta pamięta tylko tyle, że zaczęło spadać, a personel zaczął się spieszyć. Podczas śledztwa partner Nicole przyznał, że pracownicy biegali wokół jego partnerki, a on sam nie wiedział, co się dzieje. Później usłyszał, że dziecko ma problemy z oddychaniem.

3. 40-minutowa reanimacja

Za jakiś czas zobaczył śpiącą partnerkę oraz noworodka podłączonego do specjalnych rurek. Mężczyzna nie zdawał sobie sprawy z powagi sytuacji. Był jednak zszokowany wyglądem syna. Później dowiedział się, że z powodu braku tlenu dziecko doznało uszkodzenia mózgu i że konieczna była 40-minutowa reanimacja.

Niedługo później lekarze powiedzieli, że nie są w stanie nic więcej zrobić. W końcu para podjęła decyzję o odłączeniu aparatury podtrzymującej ich maleństwo przy życiu. Luca zmarł. Początkowo kobieta czuła się winna, kiedy jednak zapoznała się ze szpitalnym raportem, zrozumiała, że doszło do szeregu zaniedbań i poprosiła prawnika o pomoc.

"Bardzo trudno nam było rozmawiać o tym, co się stało... Moją pierwszą reakcją było to, że szpital nas okłamał" - mówi Nicole.

Wśród uchybień znalazło się m.in. to, że personel był przekonany, że skurcze powinny występować dokładnie co 3 minuty przez co najmniej godzinę. To zdecydowanie opóźniło reakcję lekarzy na zaistniałą sytuację. Mały Luca zmarł 24 stycznia 2022 roku. Śledztwo jednak nadal trwa.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Rekomendowane przez naszych ekspertów

Polecane dla Ciebie
Pomocni lekarze