Sześciolatek sześciolatkowi nierówny?
1 września, zgodnie z nowelizacją ustawy o systemie oświaty, próg pierwszej klasy szkoły podstawowej ma przekroczyć cały rocznik sześciolatków, czyli dzieci urodzonych w 2009 roku. Naukę rozpoczną razem z rocznikowo siedmioletnimi dziećmi, urodzonymi w drugiej połowie 2008 roku oraz tymi, które przyszły na świat pomiędzy 1 stycznia a 30 czerwca 2008 roku, jednak wcześniej zostały uznane za niegotowe do rozpoczęcia edukacji. Nie wszystkie maluchy opuszczą jednak przedszkola.
W niektórych przypadkach rodzice mogą bowiem starać się o odroczenie, dzięki któremu ich pociecha stanie się pełnoprawnym uczniem dopiero za rok. Potrzebna jest jednak opinia wydana przez poradnię psychologiczno-pedagogiczną. Zdaniem MEN w tym roku odroczenie otrzyma jedynie 10 proc. sześciolatków, jednak w niektórych regionach Polski liczba wydawanych zaświadczeń tego typu znacznie przekracza średnią.
Ustawa dotycząca obniżenia wieku szkolnego podzieliła środowisko nauczycieli, psychologów, a przede wszystkim rodziców. Część z nich upatruje w niej ogromną szansę dla swojego dziecka, gdyż, jak twierdzą, pozwala wykorzystać drzemiący w maluchach ogromny potencjał rozwojowy. Zdaniem przeciwników reformy rezultaty takich działań mogą być całkowicie odmienne od zamierzonych – dzieci nie są bowiem na tyle dojrzałe, by poradzić sobie ze szkolną rzeczywistością.
Linia tego podziału rysuje się dość wyraźnie. Jak wynika z danych szacunkowych Ministerstwa Edukacji Narodowej mieszkańcy zachodniej części naszego kraju oraz Pomorza w zdecydowanej większości nie widzą nic złego w nowelizacji. Inaczej sytuacja wygląda na wschodzie Polski. Podczas gdy w miastach takich jak Gdańsk czy Katowice odroczenie uzyskało 10-13 proc. dzieci, w Lublinie i Kielcach do szkoły nie pójdzie w tym roku nawet co trzeci przedszkolak, w Białymstoku – co piąty. W Krakowie natomiast do szkoły może nie pójść nawet połowa sześciolatków, choć nie wiadomo dokładnie, jak duża część z nich została zapisana do placówek prywatnych.
Procedura odraczania nie jest skomplikowana. Wystarczy zgłosić się wraz z dzieckiem do publicznej lub niepublicznej (ale posiadającej odpowiednie uprawnienia) poradni, w której zbadana zostanie jego dojrzałość szkolna. Ważne jest, aby opinia została sformułowana w odpowiedni sposób, tj. bez możliwości dowolnej interpretacji – musi z niej jasno wynikać, że dziecko nie jest gotowe, by rozpocząć naukę. Badaniu podlega poziom rozwoju intelektualnego, emocjonalnego i fizycznego. Zgodnie z zaleceniami MEN pod uwagę brane są także czynniki o charakterze zewnętrznym – „gotowość rodziny dziecka”, „gotowość środowiska lokalnego” czy „gotowość szkoły/nauczycieli”. Warto zaznaczyć, że opinia negatywna nie odbiera rodzicom możliwości posłania dziecka do szkoły, gdyż niezależnie od wyników nie muszą oni przedstawiać jej dyrektorowi.
Wnioski tego typu mogą być składane do końca roku, więc nawet jeśli maluch zacznie uczęszczać do pierwszej klasy, nauka po kilku tygodniach może zostać przerwana, a dziecko wróci do przedszkola.
Rodzice, którzy nie chcą, by ich pociecha rozpoczęła naukę w pierwszej klasie szkoły podstawowej są w stanie zrobić naprawdę dużo, by do tego nie doszło. Starają się o zdobycie odpowiednich zaświadczeń od lekarzy-specjalistów, u których jest ona leczona. O wystawienie opinii często proszona jest także przedszkolanka malucha, która może pomóc w uzyskaniu odroczenia.
Istnieją ponoć bardziej radykalne metody. Zdaniem niektórych wystarczy udać się do poradni prywatnej, gdzie za odpowiednią kwotę odroczenie ląduje w rodzicielskiej kieszeni. Pojawiają się także głosy, że dziecko jest przygotowywane do badania w taki sposób, by uzyskać odpowiednie wyniki, choć z oczywistych względów stwierdzenia te trudno poprzeć konkretnymi przykładami.
Jak mówi portalowi parenting.pl mgr Rafał Czarny, psycholog z Krakowa, zdarza się, że negatywnie nastawieni do nowelizacji rodzice starają się przygotować dziecko do wizyty w poradni psychologiczno-pedagogicznej w taki sposób, by opinia była negatywna. Konieczne jest wówczas wyperswadowanie im wszelkich działań tego typu, zwławszcza kiedy rozwój ich pociechy przebiega w sposób godny pozazdroszczenia.
– Wpółczesne dzieci w większości przypadków są w pełni gotowe, by sprostać szkolnym wymaganiom – zaznacza ekspert. – W przeciwieństwie do swoich rówieśników sprzed kilku dekad, na co dzień mają do dyspozycji szereg narzędzi stymulujących ich rozwój. Pojawiają się coraz to nowe technologie, narzędzia internetowe czy choćby interaktywne zabawki, dzięki którym proces ten zostaje zintensyfikowany. Dobrym zapleczem przygotowującym do funkcjonowania w grupie jest natomiast wychowanie przedszkolne, po którym większy nacisk powinien zostać położony na rozwój sfery intelektualnej.
Owszem, zdarza się, że 6 lat to dla niektórych dzieci zbyt mało i odroczenie rzeczywiście jest konieczne. Specjalista podkreśla jednak, że nie należy ubiegać się o nie na siłę, w imię potrzeby "uratowania" dzieciństwa pociechy, jak często argumentują to rodzice. Tego typu "ochrona" w istocie może okazać się działaniem na jej szkodę – skutkiem bywa rzeczywiste zahamowanie tempa rozwoju dziecka.
Twoje dziecko rozpoczyna właśnie naukę w szkole? Nie jesteś pewna, czy w jego wyprawce znalazło się wszystko, co będzie mu potrzebne? A może masz inne wątpliwości? Zajrzyj na nasze forum i weź udział w dyskusji na ten temat.