Powrót dzieci do szkół może się skończyć katastrofą. Grozi nam wariant włoski - ostrzegają dyrektorzy szkół
Im większa liczba zakażeń, tym większy niepokój. Boją się zarówno rodzice, dzieci, jak i nauczyciele i dyrektorzy placówek oświatowych. Czy powrót do szkoły jest bezpieczny?
1. Powrót do szkół w dobie pandemii
- Ten okres, kiedy szkoły były zamknięte, to był koszmar. Nie jestem w stanie pracować i zajmować się dziećmi jednocześnie, a ile można być na zasiłku? Ale oczywiście, boję się, co teraz będzie, jak się któreś z moich dzieci zarazi. Wiadomo, że żaden rodzic nie chce narażać dziecka. Jestem pełna obaw, jak to wszystko będzie w tym roku wyglądało - opowiada Monika Rusinek, mama dwójki uczniów.
Zupełnie inaczej na powrót do szkoły patrz Anna Rojek, której syn w tym roku idzie do pierwszej klasy.
- Miłosz idzie pierwszy raz do szkoły. Dla niego jest to bardzo istotne, żeby to nie były zajęcia online, tylko żeby osobiście poznał szkołę, chociaż na samym początku. Nawet jeżeli okaże się, że po miesiącu szkoły będą zamknięte i dalej zajęcia będą odbywały się online, to niech ma, chociaż namiastkę tego, że poszedł do szkoły, że stał się uczniem. Ważne, żeby poznał swoją klasę i nauczycielkę. Po cichu bardzo liczę na to, że jednak przez cały rok będą normalne zajęcia - przyznaje mama.
- Myślę, że pierwszoklasiści w ogóle będą mieli na początku problem z koncentracją, z przystosowaniem się do pracy podczas lekcji, ale tu pojawia się rola nauczyciela, który korzystając z doświadczenia, będzie musiał skutecznie ich wprowadzić w ten nowy etap. Jeśli chodzi o koronawirusa uważam, że w którymś momencie, każdy z nas może go złapać - tak jak grypę. Wiadomo, że wolałabym, żeby nas to ominęło, ale nie jesteśmy w stanie pozamykać się w domach i z nikim nie kontaktować się przez dłuższy czas - dodaje.
Zobacz także: Wyprawka szkolna w czasach koronawirusa. Sprawdziliśmy, ile trzeba zapłacić za komplet do 1 klasy
2. Dyrektorzy szkół proponują powakacyjną kwarantannę
W całej Polsce odbyły się rady pedagogiczne, na których nauczyciele wspólnie z dyrekcją ustalali zasady działania szkół. Dyrektorzy mówią otwarcie: wytyczne pojawiły się za późno, a co gorsza - nie są w nich uwzględnione opinie ekspertów.
- Mamy m.in. prognozy Instytutu Biologii Doświadczalnej, w których naukowcy wyraźnie zapowiadają, że jeśli 1 września dzieci wrócą do szkół w normalnym trybie, to współczynnik zakażania wzrośnie z 1,3 do 1,7 i będziemy mieli wzrost epidemii w stopniu, który w Polsce do tej pory był niespotykany. Patrzymy na to z niepokojem - mówi Marek Pleśniar, dyrektor Biura Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Kadry Kierowniczej Oświaty.
- Oczekiwania społeczne, żeby dzieci natychmiast poszły do szkół, bo nie wolno im odbierać edukacji, są bardzo naiwne. Jeżeli pójdą, to właśnie wtedy odbierzemy im edukację i to na długo. Nawołujemy, aby rząd oprzytomniał i wysłuchał naukowców i nas - dyrektorów. Niech jeden raz w czasie tej epidemii wysłuchają praktyków, a wtedy będziemy to wdrażać. Chcielibyśmy mieć przekonanie, że te rozwiązania są mądre i bezpieczne, a teraz mamy poczucie, że w Polsce powtórzy się wariant włoski z wiosny - ostrzega dyrektor.
Zdaniem Pleśniara powrót dzieci do placówek powinien być rozłożony na etapy, a w pierwszy okresie powinny odbywać się zajęcia zdalne. O walorach takiego rozwiązania opowiadał w rozmowie z WP abcZdrowie prof. Andrzej Fal, który przypominał, że czas powrotu dzieci do szkół zawsze był okresem zwiększonej liczby infekcji.
- Przychylamy się do wniosków naukowców, którzy sugerują, że zaraz po wakacjach powinna odbyć się ok. dwutygodniowa kwarantanna powakacyjna, podczas której dzieci odetną się od tego, co przywiozły z wakacji, jeśli chodzi o potencjalne zarazki - tłumaczy Pleśniar. - Jeśli dzieci wrócą od 1 września, to naszym zdaniem w pierwszej kolejności do szkół powinni przyjść uczniowie najmłodsi z nauczania początkowego i zerówki, a dopiero w ciągu kolejnych tygodni - starsi. Ze względu na reformę systemu edukacji, w budynkach szkół są teraz dzieci w różnym wieku: od kilkulatków do kilkunastolatków. W związku z tym mamy bardzo różne stopnie zarażania i roznoszenia zakażeń przez te dzieci, na co wskazują naukowcy. Młodsze dzieci wyraźnie słabiej się zarażają koronawirusem i rzadziej chorują, niż starsze - wyjaśnia Pleśniar.
3. Zachowanie dystansu między uczniami - w praktyce niemożliwe
Dyrektor Biura OSKKO uważa, że dobrym pomysłem byłoby skorzystanie z rozwiązań zastosowanych w niektórych landach w Niemczech czy w Danii i zmniejszenie klas do 10-osobych grup. Jednak na to w szkołach brakuje środków. Mało tego - dyrektorzy są niejednokrotnie zmuszani do łączenia klas.
- Państwo nie dało nam ani złotówki na rozpoczęcie nowego roku w sposób zwiększający podział na grupy. Mam codziennie sygnały od rodziców, że w mniejszych gminach zaczyna się łączyć klasy w większe, a to przecież nie jest dobry rok na takie działania. Trend jest jeden - w stronę gorszą - ocenia Pleśniar
Dyrektor Biura OSKKO mówi też o problemach związanych z organizacją życia szkolnego.
- Nieco lepsza sytuacja jest w klasach 1-3, które są na stałe w swoich salach. Starsze dzieci nie mają takiego komfortu, a szkoły są na tyle przepełnione, że w większości placówek nie ma możliwości, żeby jedna klasa miała przypisaną swoją salę - podkreśla.
Dyrektorzy mają też problem z funkcjonowaniem szkolnych stołówek.
- Stołówki w szkołach są z reguły tak małe, że żeby zachować odpowiedni dystans między uczniami, dzieci musiałyby jeść obiady od godziny 10 rano do 17. Każdy z dyrektorów musi to rozwiązać samodzielnie. Mało tego - nie słyszałem o żadnej szkole, która ma powierzchnię korytarzy zapewniające dystans zgodnie z ministerialnymi wytycznymi - dodaje.
4. Dr Stopyra: Przepisy są ważne, ale rozumu nie zastąpią
Dr Lidia Stopyra, która od początku epidemii leczy dzieci chore na COVID-19 przyznaje, że nie jest możliwe zamknięcie szkół na dłuższy czas. Zwłaszcza, że zagrożenie związane z koronawirusem może się ciągnąć nie miesiącami, a latami. Kluczowe jest teraz wprowadzenie w szkołach rozwiązań, które zminimalizują ryzyko zakażenia. Jej zdaniem trzeba ponownie rozważyć kwestię maseczek: te dzieci, które są w stanie w nich wytrzymać, powinny je nosić również w szkołach.
- Część zajęć mogłaby się odbywać zdalnie. Dobrym rozwiązaniem byłoby też zmniejszenie liczby dzieci w klasie poprzez zmniejszenie liczby zajęć lub prowadzenie części z nich zdalnie - to pomogłoby zwiększyć dystanse między dziećmi. Ale najważniejsza jest postawa rodziców, opiekunów - podkreśla dr Stopyra.
- Nawet najlepsze przepisy nie pomogą, jeżeli my - swoją postawą - będziemy je negować. Najważniejsza jest społeczna odpowiedzialność. Niepokoi mnie to, co się w ostatnim czasie dzieje, liczba teorii spiskowych, irracjonalnych interpretacji, hejtu i agresji. Przepisy są ważne, ale rozumu nie zastąpią - przyznaje pediatra.
Zobacz także: Koronawirus w Polsce. Medycy i ich rodziny spotykają się z dużym hejtem (WIDEO)
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl