Porody rodzinne w czasach koronawirusa: chaos i brak informacji. Do ostatniej chwili nie wiedzą, czy będzie przy nich partner
Wróciła możliwość porodów rodzinnych, ale tylko w niektórych placówkach. Krajowy konsultant właśnie złagodził oficjalne wytyczne. Partner nie musi już mieć aktualnych testów na koronawirusa. Każda placówka podejmuje w tym zakresie decyzję samodzielnie. W dobie epidemii zalecenia i wytyczne zmieniają dosłownie co kilka dni, a kobiety narzekają na chaos i niepotrzebny stres.
1. "Siedzimy jak na tykającej bombie"
Gdzie będzie rodzić i czy będzie przy niej mąż? - te pytania odbierają jej spokój. Zamiast radości z tego, że za chwilę na świecie pojawi się jej maleństwo, są niepotrzebne nerwy i ogromny stres. Joanna Mendala ma wyznaczony termin porodu na 27 maja.
- Sytuacja jest o tyle trudna, że nie jestem w stanie zaplanować na sto procent, gdzie będę rodzić i nadal nie mam pewności, że będę miała przy sobie bliską osobę. Niektóre placówki nadal żądają od partnera testów na COVID-19 z ostatnich 5 dni, a taki test kosztuje 600 zł i nie wiadomo przecież, kiedy dokładnie powinniśmy go wykonać. Przecież mogę zacząć rodzić w każdej chwili - opowiada przyszła mama.
Wytyczne dotyczące porodów rodzinnych zmieniają się dosłownie co kilka dni, do tego każdy szpital może podejmować decyzję w tej sprawie niezależnie. Większość placówek dopuszcza obecność partnera tylko w przypadku porodu naturalnego.
- Mieszkam pomiędzy dwoma dużymi miastami: Toruniem i Bydgoszczą i na razie nie wiem, gdzie pojadę. Z tego, co wiem, to w całym województwie tylko kilka szpitali udostępniło możliwość porodów rodzinnych. Jest problem, żeby się dodzwonić, żeby się dowiedzieć, jak to wygląda w danej placówce - przyznaje kobieta.
To drugie dziecko pani Joanny, poprzedni poród był dla niej koszmarem, nie wyobraża sobie, że w tym trudnym momencie nie będzie przy niej męża, przy którym będzie się czuła choć trochę bezpieczniej.
- Ta obecność męża podczas poprzedniego porodu była dla mnie kluczowa, był w stanie mnie wesprzeć, pomóc mi psychicznie, dzięki temu to przeżyłam. Dzięki temu byłam w stanie zdecydować się na drugą ciążę, a teraz mam obawy, że będę zdana sama na siebie. Tym bardziej, że w tym momencie nawet dostęp do lekarzy jest utrudniony. Od marca nie miałam wizyty poza telekonsultacjami, w poprzedniej ciąży miałam co miesiąc badanie krwi, moczu, teraz to jest ograniczone, nie będę miała też badania na obecność paciorkowców GBS. Trudno znaleźć miejsce, gdzie ktoś wykona KTG. My siedzimy trochę jak na tykającej bombie - podkreśla pani Joanna.
Zobacz także: Ciąża w czasach koronawirusa. Kamila zdradza, czego obawia się najbardziej
2. Ciąża i poród w czasach koronawirusa
Joanna Pietrusiewicz przyznaje, że do Fundacji Rodzić po Ludzku ciągle zgłaszają się kobiety, które są przerażone absurdalnymi procedurami wprowadzanymi przez niektóre placówki w związku z zagrożeniem zarażenia koronawirusem.
- Jest bardzo duży niepokój, bardzo duży chaos. Szpitale nie informują swoich pacjentów o tym, jak wygląda sytuacja. Nie ma tych informacji dostępnych na stronach internetowych, na profilach społecznościowych - mówi Joanna Pietrusiewicz. - Nie wiemy, jaka dokładnie liczba szpitali już przywróciła porody rodzinne, każdego dnia dochodzą kolejne placówki, ale wciąż jest ich jednak mało - dodaje prezes Fundacji Rodzić po Ludzku.
To powoduje, że placówki, które dopuściły taką możliwość, są przeciążone, bo przyjeżdżają do nich również kobiety z innych miast, oddalonych nawet o 200 km.
- Część szpitali nadinterpretuje zalecenia dotyczące porodów rodzinnych, wprowadza bardzo restrykcyjne procedury lub zmienia zalecenia co kilka dni. Przeniesienie decyzji i odpowiedzialności na podmioty lecznicze spowodowało, że niektóre szpitale pobierają dodatkowe opłaty warunkujące możliwość obecności bliskiej osoby, takie jak: opłata za oddzielną salę do porodów, badania, strój ochronny. Skrajnym przykładem są szpitale, które wykonują testy u każdej zgłaszającej się do porodu kobiety, a dopóki nie ma wyniku badania, traktowana jest ona jako osoba podejrzana o zakażenie. Podlega zatem wszystkim rygorystycznym procedurom: dziecko oddzielone jest od matki do momentu uzyskania negatywnego wyniku testu - tłumaczy Pietrusiewicz.
Zobacz także: Koronawirus a ciąża - co powinniśmy wiedzieć
3. Wytyczne krajowych konsultantów dotyczące porodów rodzinnych
Możliwość porodów rodzinnych wróciła na początku maja. Jednak każda placówka podejmuje decyzję we własnym zakresie. Jak wyjaśnia Ministerstwo Zdrowia w nadesłanym do nas piśmie "mając na uwadze różnice w organizacji podmiotów leczniczych, jak również sytuację epidemiologiczną w danym regionie, decyzje o obecności osoby bliskiej przy porodzie pozostawia się kierownikom podmiotów udzielających świadczeń zdrowotnych, na co również zwracają uwagę zalecenia konsultantów krajowych".
Krajowi konsultanci w dziedzinie położnictwa i ginekologii oraz w dziedzinie perinatologii początkowo zalecali, by partnerzy uczestniczący w porodzie przedstawiali wyniki testów na koronawirusa sprzed trzech, a potem pięciu dni. Te zalecenia wzbudziły duży sprzeciw wśród kobiet. Pod wpływem nacisków konsultanci złagodzili te wymogi.
- Wycofaliśmy się z wymogu wykonania testów na COVID-19, w związku z brakiem odzewu ze strony ministerstwa. Wydając zalecenie, liczyliśmy, że badanie będzie refundowane. Chodziło o ochronę innych pacjentek i personelu - przyznaje prof. dr hab. Krzysztof Czajkowski, konsultant krajowy w dziedzinie położnictwa i ginekologii.
- Zalecenia przewidują, że aby mógł się odbyć poród rodzinny, szpital musi zapewnić rodzącej indywidualną salę porodową wyposażoną w oddzielny węzeł sanitarny, partner może przyjść dopiero w momencie, kiedy poród się rozpocznie i przebywać z rodzącą do dwóch godzin po porodzie. Przypominam, że zgodnie z zaleceniem Głównego Inspektora Sanitarnego jeszcze z marca 2020 r. odwiedziny w szpitalach powinny być ograniczone. W podobnym tonie wypowiadał się Rzecznik Praw Pacjenta - tłumaczy konsultant krajowy.
Profesor przyznaje, że nie każdy szpital będzie w stanie spełnić te wymogi, dlatego konsultanci dla bezpieczeństwa pacjentów i personelu pozostawili ostateczną decyzję osobie, która zarządza daną jednostką służby zdrowia.
- Liczba zakażeń nadal jest duża. Ja obecnie nie wezmę na siebie odpowiedzialności za niezamierzone zakażenie pacjentek i personelu. Nadal trwa epidemia i dla wszystkich, no prawie wszystkich, jest oczywiste, że niezbędne są ograniczenia w przebywaniu w szpitalu dodatkowych osób. Jeśli byśmy chcieli być w pełni w zgodzie z literą prawa, to w związku z epidemią możemy w ogóle zabronić odwiedzin. Na to pozwala ustawa. Nasza decyzja jest ukłonem w stronę osób, które domagają się przywrócenia porodów rodzinnych, ale trzeba pogodzić interesy również innych kobiet i personelu. Znakomita większość szpitali nie może zapewnić pojedynczej sali dla kobiety po porodzie, a to też szansa na rozprzestrzenienie się zakażenia. Jeżeli liczba zakażeń zacznie ulegać wyraźnemu zmniejszeniu, będziemy mogli wprowadzać kolejne "poluzowania", ale trzeba do tego podchodzić bardzo rozsądnie - podkreśla prof. Czajkowski.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl