Nigdy nie mów nigdy
Czasem, kiedy pierworodny już śpi, a ja mam te kilka minut dla siebie, wracam do tych wszystkich bardzo mądrych tez, które głosiłam, gdy jeszcze nie miałam dzieci. Większość z nich zaczynała się od: „Nigdy nie będę...” Jednak nigdy nie mów nigdy...
1. Aspirator do nosa
Jedną z tych rzeczy, których nigdy miałam nie robić, było odciąganie wydzieliny z nosa dziecka. Wydawało mi się to obrzydliwe i bardzo niehigieniczne. Na samą myśl o tym, miałam odruch wymiotny. Nie mogłam patrzeć, jak robią to moje koleżanki.
Pamiętam, jak wtedy twierdziłam, że gruszka w zupełności do tego wystarczy. Moje poglądy na ten temat zweryfikował pierwszy katar... Gruszka okazała się mało wydajna, żeby nie powiedzieć bezużyteczna, więc bardzo szybko musiałam przemóc swoją niechęć do aspiratora...
Dziecięce wydzieliny zawsze sprawiały mi spory problem. Wymioty, ulewanie, katar czy biegunka napawały mnie szczerym obrzydzeniem, szczególnie kiedy oglądałam te wszystkie „śmieszne” filmiki, pokazujące, jak lądują one na rodzicach.
Po urodzeniu i przeżyciu kilku takich sytuacji stwierdzam, że próg mojej wytrzymałości bardzo się podniósł. Powiedziałabym wręcz, że wydziliny dziecka nie robią już na mnie żadnego wrażenia.
2. Bajki na telefonie
Przed zajściem w ciążę twierdziłam, że nigdy nie puszczę dziecku bajki na telefonie czy komputerze. Jednak wizyty u lekarza, badania czy sytuacje, w których muszę na szybko zająć czymś dziecko, zmieniły moje podejście do tego tematu o 180 stopni. Teraz uważam, że puszczenie bajki od czasu do czasu nie jest czymś bardzo złym, a w niektórych sytuacjach naprawdę może ułatwić życie.
3. Karmienie piersią
Na szczęście nie miałam z tym problemu, jednak moja znajoma uważała to za coś koszmarnego. Nie pomagały żadne tłumaczenia. Nie i już. Według niej, ssanie piersi przez dziecko jest w pewien sposób zboczone.
Zmieniła myślenie dopiero w momencie urodzenia dziecka. Teraz jest laktacyjną terrorystką, która karmienie piersią uważa za jedyny słuszny sposób odżywiania malucha. Wszystkie inne są przez nią bardzo emocjonalnie krytykowane.
4. Dziecinny głosik
Mówienie do dziecka dziennym głosikiem zawsze wydawało mi się głupie. Myślałam wtedy, co maluch myśli o mnie w sytuacji, kiedy wiszę nad nim i wydaje z siebie dziwne dźwięki. Czasami wydawało mi się, że jego wyraz twarzy wręcz mówi do mnie: „Uspokój się i mów normalnie”. Gdy pierworodny był jeszcze malutki, sama złapałam się na tym, że ćwierkami i próbuje udawać głos dziecka...
5. Nie złamię się
Ile razy ja to powtarzałam, kiedy byłam w ciąży! Będę konsekwentna, nie dam się naciągać, nie ulegnę szantażowi, jak coś powiem to koniec, bo inaczej wyrośnie na rozpieszczone dziecko nieznające zasad. O ja naiwna...
Dzisiaj już wiem, że bycie konsekwentnym nie jest takie proste. Czasami nie udaje mi się to. Nie zawsze jestem taka stanowcza, jakbym tego chciała, ale kiedy zobaczę te piękne oczyska wpatrujące się we mnie, to ciężko zachować konsekwencje.
Przeczytaj także:
- Mit cudownego macierzyństwa? Młoda mama: to armagedon. Nikt nie mówi, jak będzie ciężko
- Zdjęcia tych bliźniaków podbijają sieć. Czyż nie są urocze?
- Dzieci jak towar. Nikt nie chce adoptować tych starszych czy chorych
- 16-latka popełniła samobójstwo. Matka przerywa milczenie i chce ostrzec innych rodziców
- Antyporadnik. 7 rzeczy, których uczysz dziecko, stosując klapsy
Teraz z rozbawieniem słucham rozmów bezdzietnych koleżanek, które mówią: „Ja nigdy nie będę, ja nigdy nie zrobię...” Nawet nie wiedzą, jak bardzo się mylą.