Dlaczego kobiety rodzą coraz później?
29,7 - tyle lat ma statystyczna Polka w momencie, kiedy decyduje się na pierwsze dziecko. Dane Głównego Urzędu Statystycznego potwierdzają, że Polki rodzą coraz później. Jednocześnie z każdym rokiem maleje liczba narodzonych dzieci. Współczynnik dzietności w 2015 roku wynosił 1,3. Co jest przyczyną takich tendencji?
Aneta i Michał pochodzą z małej wioski na Lubelszczyźnie. Tu ukończyli studia, podjęli pierwszą pracę. Niestety, życie ich nie rozpieszczało – zarobki niskie, brak perspektyw rozwoju, nie czuli się na rynku pracy bezpiecznie i stabilnie. Po kilku latach zdecydowali się na emigrację.
Dziś Aneta pracuje w biurze w Warszawie. Michał także. Właśnie spodziewają się pierwszego dziecka. Ona ma ponad 30 lat, on jest rok starszy.
1. Późne macierzyństwo
- Decyzja o dziecku była późna i – muszę to przyznać – spontaniczna. - Nie czułam ogromnego instynktu, który ciągnąłby mnie w stronę pieluch – przyznaje Aneta. - Teraz, gdy już czuję ruchy dziecka, patrzę na to inaczej. Ale wtedy ważna była kwestia kredytu, umowy o pracę, kupna własnego mieszkania, samochodu. Na to wszystko trzeba było zapracować. Życie też nie jest tanie.
Aneta i Michał nie są jedyną parą, która na dziecko decyduje się dopiero, gdy poczuje stabilność zatrudnienia. Z roku na rok kobiety przekładają macierzyństwo na później, a co za tym idzie – często rodzą po trzydziestce.
Potwierdzają to dane GUS. W 1990 roku statystyczna Polka rodziła pierwsze dziecko w wieku 26,7 lat. Osiemnaście lat później było to już 28,2 lat, w 2015 roku – 29,7.
Późniejsze macierzyństwo przekłada się na dzietność. Dane są alarmujące – w Polsce spada liczba dzieci. W 2015 roku urodziło się ich 369 tys., podczas gdy w roku 2008 było ich ponad 414 tys. W ubiegłym roku na jedną kobietę przypadało średnio 1,3 dziecka, natomiast w 1990 roku – 2 dzieci. Skąd ta różnica?
2. Kariera – na pierwszym miejscu
Co jest najważniejsze dla młodego człowieka, który kończy studia? Podjęcie pierwszej pracy. Gdy to już się stanie, czekamy na awans, później na podwyżkę. Czasem zmieniamy pracę, angażujemy się coraz bardziej. Rodzina spada na dalszy plan.
- Czasami było tak, że mijaliśmy się z Michałem w drzwiach, gdy pracował jeszcze na zmiany. On wracał po nocce, ja wychodziłam rano. Jak wracałam – byłam nie do życia. Nie mieliśmy czasu dla siebie, o dziecku nie było mowy – wspomina Aneta.
– Osoby po wyjściu z pracy pozostałe role wypełniają na tzw. autopilocie. Są zmęczone, rozdrażnione i w związku z tym wykonują tylko te obowiązki, które są niezbędnym minimum, jak przygotowanie posiłku czy ubrania na kolejny dzień roboczy. Nie ma w tym miejsca na budowanie więzi czy rytuałów, które scalają rodzinę – mówi psycholog Jolanta Szczepaniak z Centrum Psychoterapii Vide.
Michał zmienił pracę dopiero po dwóch latach. Ma pełen etat, nieźle zarabia. Stać ich na oszczędzanie, obiad w restauracji i ubrania z wyższej półki.
3. Kultura instant
Psychologowie wskazują na konkrety. Dzisiejsze społeczeństwo ogromny nacisk kładzie na oszczędność czasu, chce jak najwięcej zadań wykonać w jak najkrótszym czasie. Zakupy przez internet, rozmowa telefoniczna zamiast spotkania, odgrzewane jedzenie. Na rodzinę nie ma czasu. Brak szczerych kontaktów międzyludzkich, wzorców zachowań.
- W takim świecie człowiek nie jest przygotowany na długoterminową inwestycję, jaką jest małżeństwo i wychowanie potomstwa – potwierdza ekspertka.
4. Niestabilność zatrudnienia
- Pewnie gdybym umowę o pracę otrzymała już na początku, albo gdybyśmy mieli ją oboje, teraz spodziewałabym się nie pierwszego, ale już drugiego dziecka – przypuszcza Aneta. I jest w tym ziarnko prawdy.
Młodzi ludzie często skarżą się na brak poczucia stabilności zatrudnienia, niskie zarobki. Do tego dochodzą coraz wyższe rachunki, raty kredytów. Kobiety przykładają też wagę do tego, jak ich sytuacja zawodowa będzie wyglądała podczas ciąży i po porodzie – czy nie zostaną zwolnione, czy otrzymają odpowiednie świadczenia. To wszystko przekłada się na odwlekanie decyzji o macierzyństwie na kolejne lata.
5. Zdrada niejedno ma imię
Z badań spekulujących Centrum Profilaktyki Społecznej wynika, że cztery na pięć par w naszym kraju doświadczy zdrady. Choć te wyniki mogą szokować, wiążą się z oficjalnymi wskaźnikami podawanymi przez GUS. Systematycznie rośnie liczba rozwodów. Od początku lat 90. wzrosła o połowę – w 1990 roku było ich 42,4 tys., w 2015 roku – 67,3 tys.
– Do niedawna zdrada była domeną głównie mężczyzn, jednak zdradzają i mężczyźni i kobiety. To, co wspólne i niezależne od płci, to brak od partnera lub partnerki uwagi, poczucia, że druga osoba jest ważna, oraz rutyna w związku. Małżonkowie będąc jakiś czas ze sobą nabierają fałszywego przekonania, że nie trzeba już tyle ze sobą rozmawiać. Zapominają, że nie trzeba się kłócić w związku, czasami wystarczy przestać ze sobą rozmawiać, aby go zniszczyć. Jeśli małżonek nie widzi swojej wartości w oczach drugiej osoby, zacznie szukać jej u kogoś innego – diagnozuje Jolanta Szczepaniak z Centrum Psychoterapii Vide.