Chcą rodzić prywatnie. Nie wiedzą, że mogą trafić do szpitali państwowych
- W życiu nie pójdę rodzić do szpitala państwowego, przecież to rzeźnia - mówi 32-letnia Monika Kowalska. Kobieta jest w 33. tygodniu ciąży i już dokładnie zaplanowała dzień porodu - w prywatnej klinice w Warszawie. Połowę kwoty potrzebnej do opłacenia specjalistów pożyczyła od rodziny. Może się jednak okazać, że mimo wszystko trafi do "znienawidzonej państwówki".
1. Poród za pożyczone pieniądze
Monika mówi bez ogródek. - To, że będę rodzić w szpitalu prywatnym było jasne od momentu, w którym dowiedziałam się, że jestem w ciąży. To, co słyszy się o państwowych szpitalach, pozwala mi na wysnucie jednego wniosku: są rzeźnią. Bo czy kiedykolwiek w prywatnej klinice zmarło dziecko? Albo kobieta? - pyta dziewczyna.
Ciąża 32-latki przebiega pomyślnie. Dziewczyna jest zdrowa, silny jest też jej syn. Będzie nazywał się Maciej, po dziadku.
Przeczytaj także:
Poszukiwania miejsca jego narodzin Monika zaczęła już na początku ciąży. - Podstawowym wymogiem było dla mnie bezpieczeństwo. Chcę mieć pewność, że nic mi się nie stanie, że ani położne, ani lekarze nie będą mnie do niczego zmuszać.
Dostanę znieczulenie, marzę o porodzie w wannie, ale zobaczymy, jak to będzie. Niestety, takie rewelacje tylko w placówkach prywatnych – zaznacza.
Jeszcze przed połową ciąży Monika spisała sobie wszystko to, na czym podczas porodu najbardziej jej zależy. I wtedy zaczęły się schody. - Zaczęłam przeglądać pakiety, jakie oferują prywatne kliniki i włosy mi się zjeżyły na głowie. Ceny są zawrotne – przyznaje Monika.
Żeby więc nie przesadzać z wydatkami, Monika ograniczyła opcje podczas porodu do minimum. Wybrała poród siłami natury z ewentualnością cesarki, dostęp do wanny i znieczulenia, obecność lekarza i położnej. - Gdy wszystko podliczyłam, wyszło mi niecałe 10 tys. zł. - wylicza Monika.
Niestety, nadal jest to kwota, która obciąży jej domowy budżet. Dlatego dziewczyna zdecydowała się na zadłużenie. Część kwoty postanowiła pożyczyć od rodziny, a drugą część – z banku. - Bezpieczeństwo jest tego warte – zaznacza.
2. A co, jeśli...?
Klinika, jaką wybrała Monika posiada komfortowe sale do rodzenia, nowe sprzęty, doświadczoną kadrę i wiele udogodnień, których nie mają sale w szpitalach państwowych. Niestety, jest to szpital, w którym brakuje opieki nad chorymi noworodkami. W razie jakiegokolwiek niepowodzenia podczas porodu, powikłań czy komplikacji, zarówno ona, jak i dziecko trafią do szpitala państwowego o wyższym niż prywatna klinika stopniu referencyjności.
To rozwiązanie standardowe. - W przypadku stanów zagrażających zdrowiu i życiu, pacjentki i dzieci transportowane są do lepiej wyposażonych miejsc - zaznacza dr Jerzy Zwoliński, kierownik Oddziału Położniczego w Szpitalu im. Świętej Rodziny w Warszawie.
Co więcej, zasady te dotyczą także szpitali powiatowych, z czego spora część kobiet w ciąży nie zawsze zdaje sobie sprawę. - W 2016 roku z innych szpitali przyjęliśmy 80 pacjentek ciężarnych. W tym roku już ponad 60. Ogromna większość z nich to pacjentki w ciążach niedonoszonych, u których występuje zagrożenie porodem przedwczesnym, pacjentki z wewnątrzmacicznym zahamowaniem wzrostu płodu i kobiety z ciążami wielopłodowymi. Dla przykładu obecnie mamy pod opieką przeniesioną do nas ciężarną z trojaczkami - wylicza Wojciech Puzyna, dyrektor Szpitala Specjalistycznego św. Zofii.
- W niektórych przypadkach przyczyną transferu do naszego szpitala są ciężkie patologie ciąży związane np. z nadciśnieniem, cukrzycą - dodaje.
3. Wyselekcjonowane pacjentki
Kobiety, które decydują się na poród komercyjny często podają argument, że w takich placówkach czują się bezpiecznie, że nie słyszały o tym, by kiedykolwiek doszło do groźnych w skutkach powikłań. - Tych powikłań niemalże nie ma, bo nie może być. Szpitale prywatne to placówki z doskonałym sprzętem i wykwalifikowaną kadrą, ale selekcjonujące pacjentki - mówi dr Jerzy Zwoliński.
- Każda kobieta, która ma ciążę powikłaną, zawsze trafi do szpitala o 2 lub 3 stopniu referencyjności, ponieważ tylko takie kliniki zapewnią jej i dziecku odpowiednią opiekę. Szpitale prywatne nie są oderwane od polskiego systemu służby zdrowia. Funkcjonują na poziomie najniższym, czyli takim, jak ośrodki powiatowe. Mimo wyszkolonej kadry, potrafiącej z dużym prawdopodobieństwem przewidzieć przebieg porodu, nie chcą narażać się na komplikacje. Przyjmują więc tylko pacjentki z fizjologiczną ciążą - wyjaśnia kierownik Oddziału Położniczego w Szpitalu im. Świętej Rodziny w Warszawie.
Przeczytaj także:
Co jednak musi się zadziać, by szpital prywatny "oddał" pacjentkę?
- Nie jesteśmy w stanie przewidzieć dwóch rzeczy: oddzielenia się łożyska u rodzącej lub ciężarnej oraz zatoru płucnego płynem owodniowym - wylicza dr Zwoliński. Wskazaniem do przetransportowania pacjentki do specjalistycznego szpitala państwowego jest także ujawnienie się nierozpoznanej dotąd choroby u matki lub dziecka. Lekarze zaznaczają jednak, że są to niezwykle rzadkie przypadki.
- Mimo wszystko, będę rodzić prywatnie. Mam nadzieję, że nic się nie stanie. Boję się porodu, ale będę chyba w dobrych rękach - podsumowuje Monika.