Trwa ładowanie...

Życie za miastem? Dla mnie to był koszmar!

 Agnieszka Gotówka
15.03.2017 13:43
Życie na wsi ma też wiele minusów
Życie na wsi ma też wiele minusów (123RF)

W świecie, w którym żyjemy, wielu z nas marzy o domku poza miastem. Wydaje się nam, że to sposób na wolniejsze życie, bliższe naturze i ciszy. Niektóry jednak widzą w nim same minusy. Jedną z takich osób jest Ola pochodząca z małej miejscowości w województwie kujawsko-pomorskim.

Rodzina Oli mieszka na wsi od dziada pradziada. Dom jest wielopokoleniowy, duży. Mama pracuje w urzędzie gminy, tata zajmuje się gospodarstwem i hodowlą trzody chlewnej.

Wspomnienia z dzieciństwa? Nieobecna mama, tata nieustannie przebywający na podwórku. Rodzice nie mieli czasu na wspólną zabawę, rozmowę.

– Zawsze znalazło się coś do pracy. Ja również miałam swoje obowiązki, zresztą jak każde dziecko mieszkające na wsi. Przed szkołą chodziłam do sąsiadów po mleko, zanosiłam im jajka, latem zbierałam owoce, robiłam przetwory, pieliłam. Nabyłam wiele umiejętności, ale nieustannie brakowało mi jednego: zainteresowania rodziców.

Zobacz film: "Cyfrowe drogowskazy ze Stacją Galaxy i Samsung: część 3"

Przeczytaj także:

Ola jako dziecko nie czuła się gorsza. Nie znała innego życia, wiele rzeczy było poza jej zasięgiem. Nie miała w domu komputera, telefon komórkowy dostała dopiero, gdy poszła do liceum.

1. Inny świat

Im jednak była starsza, tym więcej minusów dostrzegała. Chciała chodzić na taniec, bo nauczycielka wychowania fizycznego powiedziała, że Ola świetnie się rusza i czuje muzykę. Rodzice jednak uznali to za chwilową fanaberię nastolatki i umiejętność zupełnie nieprzydatną w gospodarstwie.

– Mówili, że do miasta jest daleko. Dojeżdżając pociągiem, wracałabym po nocy. Wożenie mnie samochodem nie wchodziło w grę, bo to za daleko, za drogo, strata czasu… – wspomina.

Dziewczyna nie miała też oparcia w babci. Często krytykowała ją i dwóch braci. Na pierwszym miejscu miała być praca w gospodarstwie, dopiero później nauka. Przyjemności? Na to nikt nie miał czasu.

– Moi bracia zaczęli się buntować. Starszy sprawiał problemy, rodzice byli wzywani do szkoły. Tata gonił ich do pracy, bo twierdził, że wtedy nie będą mieć siły na głupstwa. Mi nie wolno się było źle zachowywać. Wychowywano mnie na osobę uległą, zależną od mężczyzn.

2. Marzycielka ze słomą w butach

Ola bardzo dobrze się uczyła. Lubiła czytać książki i jeździć na rowerze (o tańcu ostatecznie zapomniała). Marzyła o liceum w dużym mieście, potem studiach. Rodzice mieli inne plany. Chcieli, by ich córka poszła do technikum gastronomicznego. Ich zdaniem zdobyłaby solidne umiejętności i nie miałaby daleko do szkoły (30 km w jedną stronę).

– I wtedy po raz pierwszy się zbuntowałam. Poszłam do szkolnego psychologa z prośbą o pomoc. Chciałam, żeby się za mną wstawiono. Wychowawczyni poprosiła rodziców o spotkanie. Powiedziała, że jestem świetną uczennicą i powinnam mieć szansę na naukę w bardzo dobrym liceum. Udało jej się ich przekonać.

Nastolatka zamieszkała w internacie. Dzieliła pokój z dziewczyną, która pochodziła z małego miasteczka. Na początku się dogadywały, obie czuły smak wolności. Z czasem jednak zaczęły się konflikty.

– Michalina często mnie poniżała. W jej przekonaniu byłam wiejską dziewuchą, marzycielką ze słomą w butach. Zaprzyjaźniła się z dziewczynami ze szkoły, które zaczęły nas odwiedzać. Stałam się ich kozłem ofiarnym. Poprosiłam o zmianę pokoju, ale to nic nie zmieniło. Nadal widywałyśmy się w stołówce, na korytarzach. One były lubiane, popularne, nikt nie chciał się za mną wstawić.

Z czasem jednak uszczypliwości stały się mniej dotkliwe. Ola przestała zwracać na nie uwagę. Korzystała natomiast z tego, do czego wcześniej miała ograniczony dostęp. Włóczyła się po bibliotekach, księgarniach, kawiarniach.

– Dla mnie najważniejsze było, że w końcu byłam anonimowa! Nikt nie śledził moich kroków – wyznaje.

Właśnie to najbardziej przeszkadzało jej na wsi. Tu każdy znał każdego. I nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie fakt, że wystarczył spacer z kolegą, by wśród mieszkańców lotem błyskawicy roznosiły się plotki. Często były one krzywdzące, wręcz piętnujące. Ola wielokrotnie musiała z ich powodu tłumaczyć się rodzicom.

– Gdy byłam w ostatniej klasie gimnazjum, do domu odprowadził mnie kolega. Bardzo się lubiliśmy. Wieczorem babcia zawołała mnie na rozmowę i zapytała, jak mi nie wstyd przez wieś paradować z jakimś chłopakiem. Tłumaczyłam, że to przyjaciel i tylko rozmawialiśmy, ale ona mówiła tylko o tym, że pewnie mnie skrzywdzi i wrócę do domu z bękartem – wspomina.

Dla Oli życie na wsi nigdy nie było usłane różami. Dzisiaj ma 30 lat i nieco inaczej patrzy na te sprawy. W jej opinii nie samo miejsce zamieszkania miało tu znaczenie, ale mentalność jej rodziny i lokalnej społeczności. Nie chcieli zmian, żyli zgodnie z tradycyjnym modelem wychowania i w świecie pełnym stereotypów. Mieszkańcy nie akceptowali ludzi z zewnątrz. I choć na mapie Polski znajdziemy jeszcze wiele takich wsi, coraz więcej osób decyduje się wyprowadzić z miasta.

10 sposobów na rodzinny fitness
10 sposobów na rodzinny fitness [11 zdjęć]

Współczesny człowiek zbyt dużo siedzi, a za mało chodzi oraz biega. Podróżujemy samochodem, godzinami

zobacz galerię

3. Wsi spokojna, wsi wesoła

Z badań Głównego Urzędu Statystycznego wynika, że z roku na rok rośnie liczba ludności zamieszkałej na terenach wiejskich. Mieszkanie w mieście przestało być prestiżowe, a kontakt z naturą w ostatnich latach zyskał na wartości. Szukamy spokoju, ciszy, marzymy o większej przestrzeni dla siebie i dzieci.

Kasia 5 lat temu zdecydowała się z mężem sprzedać mieszkanie w bloku i wybudować dom 15 km od Bydgoszczy.

– To była najlepsza decyzja, jaką mogliśmy podjąć. Zyskałam spokój, sympatycznych sąsiadów i piękny ogród, w którym mogę przebywać o każdej porze dnia i nocy. I, owszem, są pewne niedogodności, ale bardzo łatwo je pokonać. Wystarczy chcieć.

O jakich problemach wspomina Kasia? W rozmowie narzeka zwłaszcza na utrudniony dostęp do lekarzy, zwłaszcza specjalistów. Nie jest zadowolona z opieki pediatry, który przyjmuje w ośrodku zdrowia, ale stać ją na prywatnego lekarza, który w razie potrzeby przyjedzie do chorego dziecka. Zwraca też uwagę na to, że ceny produktów spożywczych są na wsi nieco wyższe niż w mieście. Właściciele sklepów windują ceny, bo wiedzą, że nie wszyscy mogą pozwolić sobie na cotygodniowy wyjazd do hipermarketu.

Nie da się ukryć, że polska wieś dla każdego znaczy co innego. Dla osób z miasta stanowi miejsce wręcz magiczne, gdzie powietrze jest czyste, unosi się w nim zapach świeżo skoszonego siana, łatwo o zdrowe warzywa i owoce.

Z kolei ludzie na co dzień tam mieszkający dostrzegają również słabe strony życia poza miastem: konieczność dojazdu do pracy i szkoły, ogrom pracy (dom duży, a i ogród trzeba zadbać), niebezpieczne warunki pracy na gospodarstwie oraz ograniczony dostęp do lekarzy i miejsc kultury.

– Najwięcej zależy jednak od rodziny. Z pespektywy czasu wiem, jak wiele prawdy jest w powiedzeniu: nie ważne gdzie, ważne z kim. I dlatego też nie wykluczam powrotu na wieś. Razem z mężem stworzę pełen ciepła i miłości dom. Będziemy dużo rozmawiać, jeździć na rowerze i czerpać z natury tyle, ile się da – zapewnia Ola.

Polecane dla Ciebie
Pomocni lekarze