Z domu dziecka na ulicę. Taki los funduje państwo?
Dla nich osiemnaste urodziny są jak wyrok. Zamykają się za nimi drzwi domów dziecka, a oni niepewnie robią pierwszy krok w dorosłość. Niektórym wychowankom takich placówek udaje się łagodnie wejść w nowy okres życia. Inni trafiają do schronisk dla bezdomnych. Tak jak Bartek, który już kilka lat nie ma własnego kąta.
Niełatwy start w dorosłość miała też Karolina Ważna. - Do dziś pamiętam słowa, które usłyszałam. Miałam się wynosić do domu samotnej matki. Dla mnie i dziecka, na które oczekiwałam, w domu dziecka nie było już miejsca. Skończyłam 18 lat – wspomina.
1. Historia z happy endem
Dziewczyna trafiła do domu dziecka gdy miała 6 lat, w jej rodzinie nie działo się najlepiej. Razem z rodzeństwem mieszkała tam 8 lat, później przeniesiono ją do innej placówki opiekuńczo-wychowawczej. Był 8 września 2015 roku, gdy ostatni raz przekroczyła próg tamtego budynku i zamknęła za sobą furtkę. Skończyła 18 lat, a pod sercem nosiła syna. Wychowawcy polecili jej przeniesienie do domu samotnej matki. Tak też zrobiła.
- To była spora placówka. W czterech domach mieszkało ok. 40 kobiet z dziećmi. Byłam najmłodsza z nich – wspomina dziewczyna.
Pobytu w tym miejscu Karolina nie zapomni nigdy. Pełzające po podłodze robaki, smród dymu tytoniowego, stale jakieś choroby. Od przełożonych słyszała w kółko, że źle zajmuje się własnym synem. - A to źle go nosiłam, a to za dużo mu dawałam jeść, zawsze coś było nie tak – denerwuje się.
Przeczytaj także:
Bałagan, nieprzyjemny zapach, ciągła krytyka i kontrola – to wszystko sprawiło, że Karolina postanowiła opuścić dom samotnej matki. Zatrzymała się u koleżanki. I wtedy, w grudniu 2015 roku, sąd na wniosek opieki społecznej, postanowił zabrać dziewczynie syna. Dwumiesięczne niemowlę trafiło do domu dziecka.
- Podziałało to na mnie bardzo mobilizująco. Znalazłam fundację, dzięki której mogę przebywać w mieszkaniu treningowym, ustatkowałam się. W kwietniu 2016 roku sąd orzekł, że Kacper może do mnie wrócić – cieszy się 20-latka.
Dziś Kacper ma 16 miesięcy, a Karolina czeka na lokal socjalny. Nadal mieszkają w mieszkaniu treningowym. - To nie jest tak, że jest ono darmowe. Mamy podpisany kontrakt i płacimy opiekunom tyle, ile możemy. Na dniach mamy się wyprowadzić. Trochę się boję, że nie będzie już nikogo, kto przypomni mi o moich obowiązkach, tak życzliwie i z uśmiechem. Nie boję się natomiast o siebie. Jestem czysta i wiem, że tak zostanie. Za dużo mam do stracenia – podkreśla dziewczyna.
2. Trafił na ulicę
Bartek pochodzi z rodziny, w której przemoc i alkoholizm były na porządku dziennym. Ojciec bił, mama - choć reagowała - sama nie radziła sobie z problemami. Mając 16 lat z czwórką rodzeństwa trafił do rodziny zastępczej. Nie umiał się jednak w niej odnaleźć. Nie potrafił dostosować się do życia, w którym panują inne zasady.
Dwa lata mieszkał z rodzeństwem. Gdy skończył 18 lat, postanowił, że chce żyć na własną rękę. Wrócił do miejscowości, z której pochodzi, ale po rodzinnym domu nie było już śladu. Babcia chłopaka sprzedała majątek. Bartek trafił na ulicę.
By otrzymać od państwa 500 zł pomocy, zaczął szkołę zawodową. Miał być kucharzem. Potem jeszcze mechanikiem, ale żadnej z tych klas nie skończył. Podobnie jak dwa razy rozpoczynanego liceum dla dorosłych.
- Cały czas mieliśmy z nim kontakt. Proponowaliśmy mu pomoc, ale do tanga potrzeba jest dwojga – mówi w rozmowie z WP parenting pani Małgorzata, która była mamą zastępczą chłopaka. - Widzieliśmy, że boryka się z wieloma problemami, dlatego namawialiśmy go do pobytu w ośrodku, który prowadzi terapię wyjścia z bezdomności. Miał tam tylko zadzwonić. Nie zrobił tego.
Dziś Bartek ma 26 lat. Mieszka w ośrodku dla bezdomnych. Ostatnio przeniósł się do innego, podobno lepszego. - Chyba jeszcze nie doszedł do "ściany", która pokaże mu, w jakim momencie życia się znajduje – zastanawia się pani Małgorzata.
3. Problem na ogromną skalę
Jak podaje Najwyższa Izba Kontroli, co roku domy dziecka i inne placówki opiekuńczo-wychowacze bądź resocjalizacyjne opuszcza ok. 70 tys. młodych ludzi. Najpóźniej miesiąc przed osiągnięciem pełnoletności, wychowanek domu dziecka powinien spisać Indywidualny Program Usamodzielniania (IPU). Założenie jest takie, by w dokumencie tym znalazły się informacje m.in. o planach dotyczących ścieżki edukacyjnej, planów związanych z pracą, zdobyciem mieszkania.
Na podstawie IPU Powiatowe Centrum Pomocy Rodzinie może przyznać osobie opuszczającej dom dziecka odpowiednią pomoc finansową. 500 zł miesięcznie dostają osoby, które się uczą. Nawet kilka tysięcy złotych jednorazowo ci wychowankowie, którzy podejmą pracę. Sumy zależne są od tego, jak długo dziecko było w domu dziecka czy pieczy zastępczej. I – oczywiście – w życiu wszystko wygląda inaczej niż na papierze.
- System wsparcia - owszem - istnieje, choć jest kulawy i niewydolny. Za te 500 zł za naukę taka osoba ma opłacić mieszkanie, jedzenie, ma się ubrać. To niemożliwe. Oczywiście podopieczni mogą też otrzymać fundusze na usamodzielnienie oraz na zagospodarowanie – mówi Agnieszka Sikora, prezes Fundacji Po DRUGIE, która pomaga osobom wychodzącym z domów dziecka i innych placówek opiekuńczo-wychowawczych.
Przdczytaj także:
W pierwszym przypadku są to środki np. na kurs prawa jazdy, a w drugim - na meble i wyposażenie mieszkania. Problem w tym, że pieniądze te otrzymuje się zwykle po zakończeniu nauki i po przyznaniu lokalu socjalnego. A na takie mieszkanie trzeba czekać nawet kilka lat. - W efekcie często młodzi ludzie trafią tam, skąd ich zabrano, a jest to zwykle środowisko patologiczne, co bardzo utrudnia prawidłowe funkcjonowanie, a co dopiero rozwój. To błędne koło – podkreśla Sikora.
Problemem są też niskie kwalifikacje wychowanków domów dziecka. Część 18-latków posiada jedynie wykształcenie gimnazjalne. - To są kolosalne bariery w adaptacji do życia w społeczeństwie. Dramatem mogę nazwać sytuację młodych ludzi, którzy sobie nie radzą, mają problemy natury emocjonalnej, psychicznej, są nieprzystosowani. Oni wymagają najwięcej wsparcia. Paradoksem jest więc, że dla takich osób form pomocy mamy najmniej – zauważa Sikora.
Kłopoty młodych ludzi wychodzących z domów dziecka zauważyła także Najwyższa Izba Kontroli. W raporcie z 2015 roku czytamy: "Kontrola NIK wykazała, że całe wsparcie państwa, jakie przysługuje młodemu człowiekowi opuszczającemu placówkę lub rodzinę zastępczą, w praktyce sprowadza się głównie do doraźnej, minimalnej pomocy finansowej. Jest to tym bardziej niepokojące, że uzyskanie świadczeń pieniężnych często traktowane jest przez wychowanków jako cel, a nie element procesu usamodzielniania".
Agnieszka Sikora podkreśla z kolei, że dobrym pomysłem na poprawę sytuacji byłoby nadzorowanie procesu usamodzielniania. W chwili obecnej PCPR-y nie mogą rozliczać wychowanków z przyznanej im pomocy, ani sprawdzać, jak te świadczenia zostały wkorzystane. Takie monitorowanie mogłoby pomóc w nauce życia. Teraz sprowadza się do egzekwowania zaświadczeń o kontynuowaniu nauki niezbędnych do wypłaty 500 zł.