System ochrony zdrowia jest dziurawy. Są dzieci, których nie ma w ewidencji
Po raz pierwszy z dzieckiem do lekarza, gdy skończy 6 lat? Takie przypadki się zdarzają. Rodzice twierdzą, że ich pociechy są zdrowe albo leczą je sami. Pomaga dr Google i koleżanki z forum. Są dzieci, których nie ma w ewidencji systemu ochrony zdrowia. Nie są zapisane do lekarza rodzinnego ani pediatry.
1. Dziurawy system
- Miałem 5-letnią pacjentkę, która nigdy wcześniej nie była u lekarza. Rodzice opamiętali się i przyszli na wizytę. Zainteresowani byli szczepieniami - mówi dr Paweł Grzesiowski pediatra z Centrum Medycyny Zapobiegawczej i Rehabilitacji w Warszawie. - Gdy spytałem się dlaczego nie byli do tej pory u lekarza, twierdzili, że dziecko nie chorowało. Książeczka zdrowia dziewczynki nie była wypełniona, brakowało w niej wielu informacji, m.in. o bilansach okresowych. Myślę, że wynika to z nieświadomości rodziców – wyjaśnia.
Grzesiowski przyznaje, że polski system ewidencji w ochronie zdrowia jest dziurawy. Są w Polsce dzieci, które nie są zarejestrowane w systemie, nic nie wiadomo o ich zdrowiu
Powód? Nie wszyscy rodzice zapisują dzieci do lekarzy rodzinnych i pediatrów. Nie zgłaszają także oddziałom położniczym, bo nie mają takiego obowiązku, do jakiej przychodni zapiszą malucha. - System działa tak, że jeśli ktoś chce ukryć dziecko, to może to zrobić - twierdzi Grzesiowski.
- Zdarza się, że 6-letnie dzieci po raz pierwszy pojawiają się u lekarza. Nikt nie prowadzi statystyk, ile takich osób jest w Polsce - wyjaśnia prof. Małgorzata Syczewska, dyrektor Instytutu Pomnik - Centrum Zdrowia Dziecka.
Specjalistka tłumaczy, że takie przypadki ujawniane są najczęściej, gdy dziecko idzie do szkoły i okazuje się, że ma braki w dokumentacji medycznej albo wtedy, gdy nagle trafia do szpitala.
Część dzieci korzysta także z prywatnej służby zdrowia. Ale niestety nie ma centralnej bazy danych, odpowiednich narzędzi, by placówki prywatne i państwowe wymieniały się informacjami o zdrowiu dziecka, jego wizytach czy zalecanej terapii.
- Dawniej w szkołach były gabinety lekarskie, pielęgniarki, higienistki. One przypominały rodzicom o bilansach, szczepieniach. Wiadomości o stanie zdrowia malucha były w jednym miejscu. Ten system został zniszczony. Odbudowuje się go od nowa – tłumaczy Syczewska.
To musisz wiedzieć:
2. Homeopatia i zioła
Dlaczego rodzice unikają kontaktów z lekarzem? Są tacy, którzy nie ufają medycynie konwencjonalnej. Nie szczepią dzieci, nie wykonują bilansów zdrowia. - Dominują dwie grupy. Jedna to rodzice z wyższym wykształceniem, którzy nie czują się bezpieczni w systemie opieki. Mają swoje poglądy na wychowanie dziecka, posiłkują się homeopatią i medycyną ludową. I druga grupa, to rodzice zaniedbujący swoje obowiązki zwykle rodziny dysfunkcyjne albo patologiczne - zaznacza Grzesiowski.
Zdaniem pediatry dr Anny Garbień wpływ na taką sytuację może mieć zła relacja lekarza z pacjentem. Wiele zależy jak zorganizowana jest opieka, jakie są kontakty między personelem a chorym.
- Jeżeli lekarz nie jest zaangażowany, nie odpowiada na pytania i trudno umówić się na wizytę, to rodzice szukają innych specjalistów, a w końcu rezygnują, jak widzą, że z dzieckiem nie dzieje się nic złego – mówi.
Zdaniem lekarzy rodzice chętniej korzystają z alternatywnych metod leczenia - Popularna staje się metoda diagnostyczna taka jak wykrywanie pasożytów na podstawie kropli krwi – zaznacza Garbień.
Rodzice chętnie dzielą się swoimi opiniami na temat służby zdrowia w internecie. Prof. Syczewska obserwuje media społecznościowe, czyta informacje, które mamy zamieszczają. - Przybywa nieformalnych stowarzyszeń rodziców, którzy wzajemnie zachęcają się, by dzieci nie posyłać do lekarza, chwalą się tym, że unikają medyków. Jest to przerażające – opowiada.
To musisz wiedzieć:
3. Negacja autorytetów
Lekarze twierdzą, że unikanie wizyt to na szczęście sporadyczne przypadki. - Myślę, że dotyczy to głównie dużych miast, takich jak Warszawa – mówi Małgorzata Stokowska-Wojda, lekarz rodzinny.
- Tam są ogromne przychodnie i rzadko dwa razy trafia się do tego samego lekarza. Co innego kameralne POZ, gdzie personel zna pacjentów i ich dzieci - podkreśla.
Zdaniem pediatry dr Anety Górskiej-Kot, przyczyna tkwi w niskiej świadomości rodziców. Obecnie rodzice negują przyjętą wiedzę medyczną i dokonania w tej sferze. - Nastał czas negacji tego co merytoryczne. Rodzice rezygnują ze szczepień dzieci, negują podawanie antybiotyków i sterydów. Demonizują ich działania uboczne. Za chwilę odrzucimy radioterapię - tłumaczy.
Lekarze przestrzegają, przed takim podejściem. Niesie ze sobą fatalne skutki. - Można w porę nie uchwycić objawów groźnych chorób, np. nowotworu. Często są to trudne do rozpoznania i dyskretne symptomy, które wskazywać mogą na inne schorzenia - podkreśla Syczewska.
Zdarza się, że bóle kości u dziecka tłumaczy się szybkim wzrostem, częste siniaki jego ruchliwością, zaburzoną równowagę przypisuje się porywczości dziecka, a brak apetytu czy senność, zmęczeniem.
Dr Górska-Kot wspomina przypadek dziewczynki z białaczką. Rodzice wypisali ją z oddziału i odmówili leczenia. Stosowali naturalne metody. Pół roku później, gdy stan ich córki się pogorszył, zgłosili się do szpitala. Było jednak za późno. Dziewczynka zmarła.