W social mediach udawała kochającą matkę. W domu pozwalała partnerowi katować syna
Młoda kobieta wraz z 2-miesięcznym synkiem pojawiła się w jednym z łódzkich szpitali na wizycie kontrolnej. To, co zobaczył lekarz na ciele dziecka wywołało u niego ogromny niepokój. W trakcie badań okazało się, że Igorek ma pęknięta kość czaszki. Jak do tego doszło?
1. Pęknięta czaszka dziecka
2-miesięczny chłopiec trafił do szpitala w Łodzi przy ulicy Spornej na kontrolne badania. Lekarza już w pierwszej chwili zaniepokoił krwiak na twarzy w okolicy oczodołu dziecka.
Postanowił wykonać szczegółowe badania, w których okazało się, że kość czaszki chłopca jest pęknięta. Wszystko wskazywało na to, że Igorek od chwili urodzenia był maltretowany. Lekarz bez wahania poinformował o tym fakcie prokuraturę i policję. 21-letnia matka została zatrzymana przez policję.
Magdalena J. tłumaczyła, że krwiak u syna powstawał z powodu upadku z wersalki. Biegły z zakresu medycyny sądowej, jak i lekarze ze szpitala na ulicy Spornej wykluczają takie przyczyny. Obecnie prokuratura i policja chcą, jak najszybciej ustalić okoliczności powstania obrażeń. W mieszkaniu zostaną przeprowadzone dodatkowe oględziny, które mają na celu wykrywanie plam z krwi.
Zobacz także:
2. Matka i konkubent zatrzymani
Matka chłopca mieszkała wraz synkiem i 26-letnim konkubentem Arkadiuszem B, który miał jej pomagać przy wychowywaniu dziecka. Po ustaleniach policji partner 21-latki został również zatrzymany. Usłyszał już zarzuty usiłowania zabójstwa, a także znęcania się na dzieckiem. Mężczyzna przyznał się do zarzutów.
Obecnie trwają również przesłuchania matki. Jej także postawiono zarzuty usiłowania zabójstwa, zaniedbania i narażenia dziecka na niebezpieczeństwo utraty życia. Według dotychczasowych zeznań wiadomo, że mężczyzna katował małego Igorka na oczach jego matki, bił go i rzucał o łóżeczko. Magdalena J. nie reagowała na zachowanie partnera.
Sąsiedzi relacjonują, że rodzina nie wzbudzała żadnych podejrzeń. Na zdjęciach umieszczonych na Facebooku Magdalena J. przytula synka i udawała troskliwą mamę, dodając przepełnione miłością podpisy. Kiedy dziecko było w szpitalu, wstawiła zdjęcia, które podpisała „Mój bidulek kochany”. Tak naprawdę wiedziała, że jej dziecko jest maltretowane, ale nigdy nie wezwała policji i nie szukała nigdzie pomocy.
Zobacz także:
‐ Prosiłam Arka, żeby zajmował się synem, ale jemu nie chciało się wstawać z łóżka. Widziałam, że go bije, ale się bałam – dodała kobieta.
Parze najprawdopodobniej grozi do 5 lat pozbawienia wolności. Czy to jednak nie zbyt mało za znęcanie się nad dzieckiem, które w żaden sposób nie jest w stanie się obronić?