Uczniowie siedzą od rana do wieczora w szkole. Ośmiolatki nie mają czasu na zabawę
Rodzice biorą sprawy w swoje ręce. Robią zdjęcia planów zajęć swoich dzieci i wrzucają je do sieci. W ten sposób chcą zwrócić uwagę na problem, z którym zmagają się ich pociechy. Jaki? Uczniowie harują więcej niż dorośli.
1. Urzędnik pracuje mniej
Na początku października na fanpage'u "Rodzice przeciwko reformie edukacji" pojawiło się zdjęcie przedstawiające plan lekcji klasy 7. dwujęzycznej. Co z niego wynika?
12-latkowie spędzają w szkole zdecydowanie zbyt dużo czasu. Z wychowaniem do życia w rodzinie i doradztwem zawodowym to 41 godzin w tygodniu. A po szkole czekają na nie korepetycje, zajęcia z języka obcego, taniec, basen, balet i zadania domowe.
"Rodzice siódmoklasistów wysyłajcie zdjęcia planów lekcji swoich dzieci przez Facebooka lub mailem (...). Zbierzemy je i wyślemy do MEN z żądaniem interwencji i zmiany siatki godzin" - czytamy pod zdjęciem (zachowano pisownię oryginalną).
Na post zareagowało ponad 900 osób. W ok. 470 komentarzach rozgorzała dyskusja.
Pojawiły się też kolejne zdjęcia. Jedna z użytkowniczek udostępniła plan zajęć swojej córki – pierwszoklasistki. Nie ma dnia, by dziewczynka kończyła lekcje przed godz. 13.40. Czy to nie za dużo jak na dziecko, które jeszcze kilka miesięcy temu bawiło się w przedszkolnej sali?
"Moja córka chodzi do czwartej klasy podstawowej i jej plan zajęć wygląda tak, że nie ma mowy o jakichkolwiek zajęciach dodatkowych" - pisze matka czwartoklasistki. Nie chodzi tutaj o brak środków finansowych czy niechęć dziecka do zdobywania dodatkowej wiedzy. Tu po prostu nie ma czasu.
Zobacz też:
2. Skąd wziął się problem?
Dzieci siedzą w szkole do późnych godzin popołudniowych. Po zjedzeniu obiadu i kwadransie zabawy muszą więc znowu siadać do lekcji. Wiele z nich uczęszcza na dodatkowe zajęcia. Jedyną szansą na odpoczynek jest więc weekend. Zdarza się jednak, że i wtedy muszą być od rana na nogach. To właśnie w soboty organizowane są zawody pływackie, taneczne czy mecze piłki nożnej. Nie mają czasu na bycie dzieckiem.
- Po lekcjach wożę córkę do szkoły tańca. Trenuje już kolejny rok i widzę, że to lubi. Wracamy wieczorem i wtedy się zaczyna. Opis pingwina na przyrodę, list do koleżanki na język polski. I do tego kilka stron zadań z matematyki, z którymi nawet mąż ma problem. No, jest ciężko - wymienia Katarzyna, matka dziewięciolatki.
Czy listy przesyłane przez rodziców do Ministerstwa Edukacji Narodowej coś wniosą? Czekamy na zmiany na lepsze.