Edukacja prywatna - ile to kosztuje?
Nawet 50 tys. zł. Tyle trzeba zapłacić za rok nauki w prestiżowej szkole prywatnej w Polsce. To dużo, ale rodzice ustawiają się w kolejce, by zapisać do niej swoje dziecko. I nie są wyjątkiem. Szkoły prywatne na każdym szczeblu edukacji cieszą się niesłabnącą popularnością. Z roku na rok chętnych do nauki w takich placówkach przybywa.
1. Szkoły prywatne – już nie tylko marzenie
Na edukacyjnej mapie Polski placówek prywatnych jest coraz więcej. Tylko szkół podstawowych (w tym także specjalnych) w roku szkolnym 2013/2014 funkcjonowało 1483, w roku 2015/2016 było już 1829.
A swoją ofertę do uczniów kierują także tysiące liceów ogólnokształcących i gimnazjów.
Dyrektorzy szkół zgodnie przyznają: Zaintresowanie rodziców kształceniem prywatnym jest coraz większe. A liczba miejsc w większości placówek pozostaje stała. I tę lukę wykorzystują kolejne osoby chcące kształcić młodych ludzi.
- Szkolnictwo prywatne z roku na rok robi się u nas coraz bardziej dostępne, choć nadal nie jest to to samo, co na zachodzie Europy, gdzie placówki prywatne wiodą prym wśród uczniów – podkreśla Lidia Maria Białkiewicz, dyrektorka V Prywatnego Liceum Ogólnokształcącego w Krakowie, która kieruje szkołą od 25 lat.
Potwierdzają to dane z Głównego Urzędu Statystycznego. W roku szkolnym 2013/2014 do szkół ponadgimnazjalnych uczęszczało ponad 46 tys. uczniów. W roku ubiegłym było ich już ponad 53 tys. Sześć lat temu, kiedy otwierano SP im. Paderewskiego w Lublinie, zapisało się do niej 119 uczniów. Dziś jest ich 330. Co zatem świadczy o popularności szkoły w takiej formie?
Według Katarzyny Olejnik, dyrektorki Międzynarodowej Szkoły Podstawowej im. I. Paderewskiego w Lublinie jest to jakość.
- Jeśli rodzice są gotowi, by finansować coś, co państwo gwarantuje im bezpłatnie, muszą widzieć w tym dużą wartość dodaną. Z ankiet, jakie co roku przeprowadzamy wśród rodziców wynika, że najbardziej cenią oni sobie małe klasy, wysoki poziom nauczania, zwłaszcza języków obcych, bazę sportową.
Zauważają także, że dzieci uczą się już od pierwszej klasy od najlepszych specjalistów. Poza tym doceniają indywidualne podejście do uczniów i bezpieczeństwo, jakie im zapewniamy – podkreśla Katarzyna Olejnik.
I dodaje, że ogromne znaczenie ma jednak przede wszystkim wielkość klas. - Przy mniejszej liczbie uczniów każdy z nich ma szansę zabrać głos na lekcji, uzyskać uwagę i pomoc nauczyciela. To tylko jedna zaleta, ale jest ich dużo więcej, zarówno na poziomie organizacyjnym, jak i edukacyjnym i wychowawczym – zaznacza.
2. Jakość kosztuje
Prawdopodobnie najdroższą, ale też najbardziej prestiżową szkołą prywatną w Polsce jest International American School of Warsaw (Międzynarodowa Szkoła Amerykańska w Warszawie). To zespół, który składa się z przedszkola, podstawówki, gimnazjum i liceum.
Roczne czesne zależy tam od tego, w której klasie znajduje się uczeń. Ci najmłodsi zapłacą zatem ok. 32 tys. zł, a najstarsi – nawet 51 tys. zł. Oprócz tego trzeba wpłacić 4 tys. zł wpisowego.
Jednak nie każda szkoła prywatna tyle kosztuje. Przeciętnie, miesięczne czesne wynosi od 500 do 900 zł. Od czego zależy jego wysokość?
- U nas koszty generują specjaliści, a mamy ich naprawdę wybitnych. Z czesnego płacimy także za najem lokali. I – co dla nas charakterystyczne – czesnym finansujemy liczne wyjścia do kina, teatru, na wystawę, do filharmonii. Kultura w naszej szkole jest bardzo istotnym elementem – podkreśla dyrektor Białkiewicz.
3. Szkoły dla bogaczy?
Opinia, że szkoły prywatne dostępne są tylko dla dzieci rodziców o wyższych dochodach zaczyna zanikać. - Wysłałam dziecko do szkoły prywatnej, choć ani ja, ani mój mąż nie zarabiamy kokosów – przyznaje Mariola z Gdańska.
- Franek najpierw chodził do prywatnego przedszkola, ponieważ w państwowym nie było dla niego miejsca. Naturalną drogą jego rozwoju było więc pójście do prywatnej szkoły. I przyznam – to był doskonały wybór.
Mariola za jedną z gdańskich podstawówek płaci miesiecznie 750 zł. Jak sama przyznaje – to dość dużo, jak na budżet jej rodziny. Tym bardziej, że w marcu na świat przyjdzie Alicja. Mama Franka nie jest jednak odosobnionym przypadkiem. W podobnej sytuacji jest wielu rodziców, którym zależy na jakości edukacji ich dziecka.
Lidia Białkiewicz wylicza, że do jej szkoły uczęszcza wielu uczniów, którzy czesne płacą z emerytur babć czy ciotek. - I nie jest to żaden wstyd. Jeśli rodzicom zależy na tym, by ich dziecko uczyło się w mojej szkole – szeroko otwieram drzwi, czasem obniżam czesne. Rodzeństwo płaci tylko za jednego ucznia – wskazuje Białkiewicz.
"Bogactwo" wśród dzieci? U nas tego nie widać. Owszem, pewnie zdarzają się takie przypadki w skali kraju, ale naszą placówkę na szczęście one omijają – mówi.
Ja też u nas tego u dzieci nie widzę, choć niektórzy rodzice podjeżdżają naprawdę drogimi samochodami - podsumowuje Mariola.