Rzucili wygodne życie. Z trójką dzieci podróżują po Azji, prowadząc bloga
O podróży myśleli, odkąd się poznali. Marzyli, by mieszkać gdzieś poza Polską. Ciągle jednak brakowało im odwagi, by podjąć ostateczne kroki. Potem przyszły na świat dzieci. To one wywróciły ich cały świat do góry nogami. Teraz Kamil i Dorota Chudzik wraz z trójką maluchów są w Azji. Najmłodsza Mania nie ma nawet roku. Kamil rzucił pracę w korporacji, Dorota jest na urlopie macierzyńskim. Chcieli wolności i inspiracji. Dla nich od pieniędzy i stabilizacji ważniejsze jest to, że są razem.
1. Dwie kreski na teście
Kamil zawsze miał świadomość, że to, czym się zajmuje zawodowo, nie jest jego powołaniem czy pasją. Pracował zbyt długo i zbyt intensywnie, często płacąc zdrowiem, złym samopoczuciem, brakiem czasu na życie.
U Doroty było podobnie. Zawsze szacunek i zaufanie do drugiego człowieka były na pierwszym miejscu. W korporacjach to nie zawsze przejdzie. Kilka razy ryzykowała utratą pracy. Bywało, że się „dusiła”. Tego typu praca łączy się ze zgodą na kompromisy.
Zaczęło się sześć lat temu, od dwóch kresek na teście ciążowym. - Przed narodzinami mieliśmy wyrobione poglądy. A potem urodziła się Hania, a z nią otworzył się wielki worek z pytaniami, na które wcześniej nie musieliśmy znać odpowiedzi – mówi dla WP parenting Kamil Chudzik, ojciec.
- Podczas ciąży trapiło mnie jedno: co to znaczy być mamą i co będzie, jak już nie będę chciała nią być? A jak znudzi się nam obojgu w tym samym czasie? Hania wyleczyła nas z młodzieńczego egoizmu. Wprowadziła za to nowy przedmiot do życia: lekcje pokory i cierpliwości – dodaje dla WP parenting Dorota Chudzik, matka.
Hania miała 3,5 miesiąca, gdy mama zabrała ją w podróż do Andaluzji. We dwójkę mieszkały u bliskiej znajomej rodziny. Wypożyczyły samochód i tak zwiedzały świat. To pokazało Dorocie, że jest samodzielną kobietą.
- I tu pojawił się zgrzyt. Ja mogę wszystko sama, więc po co mi związek? Wcześniej nikt nam za dużo nie mówił, że po narodzinach dziecka na nowo buduje się relację, że czasami płaczesz w poduszkę, bo marzysz o cudownej kąpieli we dwoje, a po 15 minutach z sypialni słyszysz płacz małej istoty. Ciągłe rozdarcie pomiędzy matką a żoną czasami bywało trudne. Pokolenie naszych rodziców nie pokazało nam, jak się kochać – mówi Dorota.
2. Kierunek – Azja
Później urodził się Benio. Gdy podrósł, rodzina planowała wyjazd do Czech. Kamil z Dorotą mieli tam już zapewnioną pracę. Wszystko było gotowe, gdy okazało się, że po raz trzeci zostaną rodzicami. - Na chwilę załamałem się i powiedziałem: "teraz to już nigdy nie wyjedziemy".
Na co Dorota odparła, że właśnie pojedziemy, wynajmiemy mieszkanie, żeby frankowy kredyt spłacał się choćby w części, sprzedamy, co można i pojedziemy do taniej Azji. Potem czekaliśmy jeszcze rok, zanim Maria się urodzi i trochę podrośnie – wspomina Kamil.
Chcieli pożyć gdzieś w Azji. Taki był wstępny plan – nieokreślony i bez daty. 13 stycznia 2017 roku kupili promocyjne bilety. Wylot zaplanowali na 3 lutego.
- Mieliśmy trzy tygodnie do wylotu, całe mieszkanie zagracone rzeczami z ostatnich dziewięciu lat i brak wielkich oszczędności na koncie. Zaczęliśmy od posta na Facebooku, że chcemy wynająć mieszkanie. Szybko znaleźliśmy lokatorów. Pakując cały dobytek, odkładaliśmy rzeczy na kupkę "na wyjazd", które potem przeszły selekcję – dodają.
Ostatecznie spakowali się w jeden duży plecak i podręczny bagaż – mniejszy plecak i torbę z zabawkami, ubraniami na zmianę i ulubionymi przekąskami. Jedynym planem była rezerwacja hostelu w Bangkoku na trzy dni. Zostali w nim kilka dni dłużej, by następnie polecieć na Ko Phangan. Po dwóch tygodniach spędzonych w Tajlandii, wylądowali na Sri Lance, gdzie wypożyczonym trójkołowym tuk-tukiem zwiedzali przez miesiąc wyspę.
Potem mieli wrócić na tydzień do Polski, by ruszyć na południe Europy. Zdecydowali jednak zostać w Azji, oddali bilety i zostali w Kuala Lumpur. Planują polecieć na Bali i pomieszkać kilka miesięcy na tej indonezyjskiej wyspie.
Rodzina traktuje ten wyjazd jako zasłużone wakacje. Nie pracują, dopóki starczy im pieniędzy na koncie. Dodają jednak, że jest ich coraz mniej. Niedługo więc będą poszukiwać innych zajęć. - Oszczędności? Nie mamy ich prawie w ogóle. Przed wyjazdem sprzedaliśmy dziesięcioletni samochód, książki i niektóre meble, oddaliśmy i wyrzuciliśmy wiele rzeczy. Nasz budżet jest bardzo ograniczony, ale liczymy, że jakoś to będzie – mówią.
3. Podróżowanie z gromadką
Pytani o największe przeszkody w rodzinnej włóczędze odpowiadają: logistyka, tempo działania, jedzenie i wyobrażenia. - Nie wszędzie możemy dojechać i nie wszystko zrobimy z dzieciakami. Nie wsiądziemy razem na skuter, ani nawet na dwa. Było to szczególnie uciążliwe na Ko Phangan, gdzie bez szybkiego i elastycznego środka transportu po prostu nam się nie podobało – wymienia Kamil.
Dorota dodaje: Samo wsiadanie do tuk-tuka, na Sri Lance trwało czasami wieki, kiedy dzieciaki długo dyskutują, kto siedzi z brzegu, a jak już ustalą to trzeba zawiązać jeszcze Marię w nosidle. Na tylnym siedzeniu dzieją się sceny dantejskie, kiedy znudzona pięciolatka i trzylatek postanowią rozładować energię.
W podróży kwestie bezpieczeństwa są szczególnie ważne. W Azji podróżuje się bez pasów, bez fotelików. Często tam ich po prostu nie ma. Przeszkodą są też wspólne oraz indywidualne wyobrażenia tej podróży. Chudziki porównują to do macierzyństwa: tak, jak nie można się przygotować do bycia mamą, dopóki dziecko się nie urodzi, tak trzeba wyruszyć w podróż, by spotkać swoje wyobrażenia w rzeczywistości.
Problemem okazuje się także jedzenie. - Nasze dzieci nie są fanami tutejszej kuchni. My zjemy bardzo ostre potrawy, Chudziątka co najwyżej czysty ryż lub wielokrotnie droższe niż lokalne dania europejskie. Nie zawsze są one warte tej ceny. Śniadania też są wyzwaniem. To, co dzieci zjedzą na pewno poza owocami, to tosty z białego pieczywa i dżem, a my cierpimy, bo tak nie jedliśmy w domu, w Warszawie.
Nie jemy też za dużo nabiału, bo wzmaga zaśluzowanie organizmu. Mięso niekoniecznie codziennie, a zupy i wywary warzywne dzieci jedzą z dodatkiem cynamonu, wanilii, imbiru – wymieniają.
4. Codzienność w Azji
- Ranek, leżymy w łóżkach, a za oknem mamy widok na przestrzeń i piękne góry w Ella na Sri Lance. Dzieciaki rysują, Hania pisze sobie wyrazy. Zbieramy siły do wyruszenia na śniadanie po stromych schodkach w dół, a potem pojedziemy powolnym pociągiem kilka stacji, żeby odwiedzić plantację bio herbaty lub wodospad. Dorota już trzeci dzień próbuje znaleźć dobry moment na dwugodzinny ajurwedyjski masaż w jednym z wielu obecnych tu mini spa – to przykładowy dzień z życia tej rodziny na Sri Lance.
To, czym się zajmują i jak wygląda ich dzień zależy czy zatrzymali się gdzieś na kilka dni, czy tylko na jeden nocleg. Częściej wybierają pierwszą opcję, daje to możliwość odpoczynku, włóczenia się po okolicy, znalezienia dobrej knajpki. - Już wcześniej, jeżdżąc do Portugalii czy Andaluzji odkryliśmy, że nie musimy zwiedzać każdego zabytku, że lubimy osiąść gdzieś na chwilę i poddać się lokalnemu rytmowi. W tej podróży jest podobnie – dodaje Kamil.
Życie w Azji może być tanie. Chudziki nocują zazwyczaj w małych hotelikach lub guest house'ach. Na jedną noc przeznaczają średnio 100-120 złotych. To koszt pokojów rodzinnych, podróż w pojedynkę byłaby zdecydowanie tańsza. - Jesteśmy pięcioosobową rodziną, więc wszystkie bilety kosztują nas razy iks. Nam potrzeba co najmniej dwóch podwójnych łóżek, co podwyższa cenę noclegu. Z tej perspektywy podróżowanie samemu lub w dwie osoby bez dzieci wydaje nam się łatwe i bardzo tanie – wymieniają.
W Tajlandii i na Sri Lance zachwyciła ich egzotyczna roślinność, palmowe lasy, porośnięte herbatą zamglone wzgórza, piękne plaże i ciepły ocean. - Zachwycają nas też nasze dzieci. Na początku z dużym dystansem odnosiły się do obcych. Dzisiaj inicjują kontakt, krzycząc z tuk-tuka "hello" lub odmachując, gdy ktoś się z nimi wita. Hania zna już wiele słów po angielsku, ciągle dopytuje o nowe.
Benjamin także się zmienia, coraz częściej samodzielnie zakłada swoje ubranie, potrzebuje mniej naszego wsparcia. A Mania na pewno rośnie - zauważamy to, trzymając ją w nosidle. Jej nóżki dotykały już ud Doroty, gdy siedziała w tuk-tuku, a niektóre ubranka są już za małe. To nasz rodzinny debiut w takiej sytuacji, ale zaliczamy go do najbardziej udanych występów – żartują.
5. Życie jest jedno
Każdy dokonuje własnych wyborów, według własnych kryteriów. Czy warto wracać do pracy na cały etat, mając małe dzieci? - Nie ma jednej właściwej odpowiedzi, każda decyzja ma swoje dobre i słabsze strony. My wybraliśmy, że chcemy być obecni w życiu naszych dzieci, ale to nie jest wybór lepszy od innych.
Jest nasz i ponosimy jego konsekwencje: finansowe - na naszym koncie nie ma już tak dużo pieniędzy jak za dawnych czasów, fizyczne - opieka nad trójką dzieci jest czasami bardzo męcząca, emocjonalne - bycie zaangażowanym rodzicem wymaga dużych nakładów energetycznych i wzięcia odpowiedzialności, gdy żyje się trochę poza systemem – wymieniają.
Chudziki nie lubią dawać ogólnych rad. Pokazują po prostu, w jaki sposób sami znaleźli się w obecnym miejscu. - Ale nasz scenariusz niekoniecznie będzie uniwersalną prawdą do odtworzenia przez każdego. Jedyne, co możemy poradzić, to szczera rozmowa z samym sobą, czy Twoje życie jest na pewno Twoje i takie, jakie chcesz żeby było. Jeśli nie, to masz w sobie wszystko, by je zmienić. Dostrzeż to i żyj, nie odkładaj życia na jutro – dodają.
Rodzina prowadzi swojego bloga, w którym opisują, w jaki sposób ich piątka doświadcza świata.