Poskromić urwisa dobrym słowem, czyli o radzeniu sobie z agresją dzieci
Wielu rodziców, nauczycieli i opiekunów szuka uniwersalnego przepisu na radzenie sobie z agresją ich pociech. Ja mam na to inny sposób: dostrzegajmy w naszych dzieciach ich dobre strony i talenty. „Zło pojawia się tam, gdzie brakuje dobra. Dlatego wbrew rozumowi: tam, gdzie jest coraz więcej zła, trzeba nieść coraz więcej dobra” – powtarzam dorosłym, z którymi rozmawiam.
Problem agresji w szkole, przedszkolu pod różnymi postaciami pojawia się w około 85 proc. placówek. Ponad jedna trzecia dzieci, jak wynika z badań, znalazło się w roli ofiary, z tego jedna czwarta doświadczała przemocy kilka razy w tygodniu. Większość nigdy nie mówi nikomu o swoich przeżyciach.
1. Zaopiekujmy się ofiarami!
Po pierwsze, zaopiekujmy się ofiarami przemocy. To nieprawda, że dziecko nie sygnalizuje, że dzieje się coś złego. Dziecko bite albo poniżane ma niższe poczucie własnej wartości, odwraca wzrok, kiedy próbujemy patrzeć mu w oczy, nie podtrzymuje rozmowy. Ma kłopoty ze snem, może budzić się z krzykiem albo się moczyć. Może mieć kłopoty ze zdrowiem, snuć się po kątach samotnie, nie dojadać. Może być blade, zmęczone, zalęknione. Może samo wchodzić w rolę agresora, prowokując do bójek.
Zobacz także:
- 7 prostych sposobów na wzmocnienie odporności - znasz je wszystkie?
- Cierpi na nią co piąta kobieta i co dziesiąty mężczyzna - jeden składnik decyduje o skuteczności terapii
- Jedna z najczęściej diagnozowanych chorób skóry u dzieci - jak zmienia życie?
- Czy słyszałeś o szkole dla przyszłych rodziców?
- Co dziesiąty mężczyzna jej doświadcza...
Wielu dorosłych, konfrontując się ze zmienionym zachowaniem swojej pociechy, twierdzi „to przejściowe”, „po prostu się naburmuszył”, „po co histeryzować, to tylko zaczepki…”. To o tyle przykre, że to my, dorośli, powinniśmy wspierać, pomagać, prowadzić nasze dzieci. Brak naszego wsparcia jest czynnikiem, który skutkuje ich całkowitą rezygnacją, apatią, nieraz – agresją odwzajemnioną, a niekiedy nawet – dziecięcą depresją i myślami „chciałabym/chciałbym się nie obudzić”.
2. Kto jest ofiarą?
Bezsilność i strach dorosłych w sytuacji przemocy jest naturalny. Ale pamiętajmy: to do nas należy zakończenie przemocy. Nie możemy lekceważyć żadnego z sygnałów – badania psychologiczne pokazują, że przemoc słowna, miny, obrażanie się, może tak samo boleć, jak agresja fizyczna! Obserwujmy więc dzieci, pamiętając, że nie zawsze ofiarami są te charakterystyczne, ze względu na tuszę, okulary na nosie, czy pochodzenie.
Często ofiarami są dzieci najbardziej niepewne siebie, z problemami w domu rodzinnym i niczym się nie wyróżniające! To raczej wewnętrzne cechy dziecka decydują o tym, że może stać się ofiarą przemocy.
3. Chwalmy dzieci!
Po drugie, pamiętajmy, że agresja nie bierze się znikąd. Widząc więc agresywne dziecko, które pluje, kopie, niszczy rzeczy, nie wołajmy „ty gamoniu!”, „jesteś taki niegrzeczny!”. Wyobraźmy sobie, co może przeżywać nasz mały podopieczny. Wyobraźmy sobie jego ogromną bezsilność i to, że nie umie zrozumieć, co się z nim dzieje, bo dzieci nie są zdolne do analizy swoich zachowań.
Nasz krzyk, ani kary nie zostaną przez niego przetworzone ani wzięte na poważnie. Najważniejszą radą, którą daję rodzicom, nauczycielom, wychowawcom, którzy oczekują ode mnie recepty na „ujarzmienie naszych agresywnych dzieci”, to dostrzeganie w nich tych dobrych stron.
W każdym dziecku tkwią takie pokłady kreatywności i dobrej energii, o których się nawet nam – dorosłym – nie śniło. Wystarczy zwrócić uwagę na to, co dziecko robi nadzwyczaj dobrze. Może świetnie śpiewa, jest sprawny fizycznie, lubi opowiadać, gra na jakimś instrumencie, albo pomaga w domu? Może jest przywódcą, który poprowadziłby niejeden dziecięcy zespół do zwycięstwa w szkolnych lub przedszkolnych zawodach?
Chwalmy dzieci za ich pasje i uzdolnienia, a nie karzmy za przejawy niegrzecznego zachowania. Dziecko, które zauważy, że zabieramy mu z ręki broń w postaci „władania” uwagą osób dorosłych (dopóki jestem agresywny, rodzice się mną interesują!), zaczyna się zmieniać. Swoją energię nie wyładowuje na innych, ale w działaniu, które lubi. W niemal każdym przedszkolu czy szkole, jest możliwość zapisania dziecka na zajęcia dodatkowe – czy to taneczne, czy to sportowe.
4. Próba to pierwszy krok do sukcesu!
Rodzice często mówią „to nic nie pomoże…”. Ja pytam „a próbowali państwo?”. Próba jest pierwszym krokiem do sukcesu. Jeśli jesteśmy opiekunami lub nauczycielami – to my możemy zrobić ten pierwszy krok – być może będziemy pierwszymi osobami, które powiedzą dziecku, że jest w czymkolwiek dobre! Wyobraźmy sobie, że nasze dzieci są trochę taką plasteliną, z której możemy ulepić pewnego siebie, radosnego i dumnego z siebie dorosłego człowieka.
Chwalmy więc nasze dzieci i rozmawiajmy z nimi, choćbyśmy mieli postąpić wbrew naszym planom i zjeść obiad o godzinie 13, a nie 12:30 i przeprowadzić tylko 15 minut zajęć, zamiast 45. To może wydawać się trudne i niepotrzebne, ale poświęcanie „dobrej” uwagi naszym dzieciom sprawi, że nastąpi początek zmian na lepsze.
Nie oznacza to oczywiście, że zmiany zajdą, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Musimy być cierpliwi. Pokazać dziecku, że chcemy mu pomóc, że jesteśmy dla niego. To my przecież jesteśmy dorośli!
Artykuł powstał we współpracy z Klubem Rodzica.