Polska superniania z francuskiego miasteczka. Ustawiają się do niej kolejki
Żeby zdobyć miejsce u pani Lucyny, trzeba robić rezerwację nawet z rocznym wyprzedzeniem. Jak to się stało, że Polka stała się francuską supernianią?
1. Trudne początki w nowej rzeczywistości
Lucyna Picaude ma 57 lat i mieszka w uroczym francuskim miasteczku. Z Polski wyjechała prawie 25 lat temu. Do pracy. Nie było łatwo – musiała zostawić tu swojego syna, który miał wtedy 12 lat. Zrezygnowała też z posady nauczycielki historii i języka rosyjskiego w podstawówce.
Artur został pod opieką cioci, a pani Lucyna wyjechała do rodziny do Gonesse, miejscowości położonej pod Paryżem. Na szczęście nie miała bariery językowej – uczyła się francuskiego jeszcze w szkole, a później na kursach.
- Niedługo po wyjeździe poznałam mojego obecnego męża, Dominika. To Francuz, ale ma polskie korzenie. Wyszłam za niego za mąż i już jako małżeństwo zaczęliśmy budować dom, w którym mieszkamy do dzisiaj.
Właściwa historia zaczyna się po 10 latach od wyjazdu z Polski. Jest 2004 rok. Lucyna mieszka z mężem i 8-letnią córką Isabelle w parterowym domu na wsi. Do Francji udało jej się ściągnąć też syna, ale Artur jest już na studiach.
Pewnego dnia sąsiadka zwierza się jej, że nie ma z kim zostawić dziecka. Lucyna bez wahania proponuje pomoc. Zawsze serdeczna i pomocna, wzbudza zaufanie matki malucha. To właśnie ta chwila wywraca życie rodziny Picaude do góry nogami. Zamiast ciszy - płacz i śmiech dzieci. Zamiast trzech osób przy stole – dziesięć.
2. Ja, niania
- Zrozumiałam, że to, co zaczęło się przypadkiem, jest pracą moich marzeń. Zapisałam się na specjalne kursy i po pół roku zaczęłam karierę niani – wspomina Lucyna.
Swój dom przekształciła w małe przedszkole. Znacie powiedzenie: ''Obyś cudze dzieci uczył''? Spróbujcie jej to powiedzieć, a podziękuje wam za życzenia i sprawdzi grafik.
Jej doświadczenie zawodowe zdobyte w szkole spowodowało, że od razu przyznano jej wyższy ''limit'' wychowanków, niż jej koleżankom po fachu. Na początku opiekowała się więc czwórką dzieci, a w miarę upływu czasu i kolejnych kontroli, uzyskała pozwolenie na opiekę nad ośmioma maluchami.
- Dominique potrzebował czasu, żeby przyzwyczaić się do biegających po domu dzieci, ale Isa wspaniale weszła w rolę pomocnika. Teraz sama jest opiekunką na wakacyjnych koloniach i studiuje pedagogikę. Może w przyszłości pójdzie w moje ślady? - mówi Lucyna.
Raz w roku odwiedzają ją przedstawiciele ''stowarzyszenia'', które jednoczy nianie z całego kraju. Sprawdzają warunki mieszkalne, ale też stan fotelików dziecięcych i łóżeczek. Wymogi są ściśle określone – każde dziecko, które sypia w dzień, musi mieć zapewnione odpowiednie miejsce, ciszę i spokój. Poza tym, niania musi sama kupić wózki, zabawki i akcesoria dziecięce.
Lucyna jest więc posiadaczką trzech wózków, w tym jednego podwójnego, dwóch fotelików do karmienia najmłodszych, kilku nakładek na krzesła, przynajmniej siedmiu samochodzików i mnóstwa zabawek. W salonie zorganizowała kącik zabaw, a w każdym z trzech pokoi stoi jedno albo dwa łóżeczka, chociaż przecież jej dzieci są już dorosłe.
- Zabawki, wózki i wszystkie potrzebne rzeczy kupuję na pchlich targach. Czasem można dostać idealnie utrzymane nosidełko za bezcen. Poza tym staram się co jakiś czas dokupić nowe rzeczy, żeby dzieci się nie nudziły i żeby wymienić te zniszczone. Przy tylu dzieciakach nietrudno o małe katastrofy.
3. Organizacja dnia
Dzień Lucyny nierzadko zaczyna się o 7 rano i kończy o 19. Każdy dzień tygodnia jest inny, bo codziennie ma inny zestaw podopiecznych. Rodzice pracują na zmiany, niektóre dzieci chodzą do szkoły – to powoduje, że w tej pracy nie ma nudy.
Po śniadaniu przychodzi czas na zabawę. Niania może opiekować się dziennie maksymalnie szóstką dzieci. W umowie ma zapisane, że może być to osiem maluchów, ale w jednym czasie w domu nie może być więcej niż sześcioro podopiecznych. Lucyna bawi się więc plasteliną, rysuje, układa puzzle, urządza wyścigi i zabawy w chowanego. Przed świętami piecze ciastka, które starsze dzieci później ozdabiają, a na Dzień Matki wycina laurki. W jej domu panuje złota zasada: zero telewizora. Zabawa ma być aktywna i twórcza.
Godziny posiłków są ściśle określone. We Francji niemal wszyscy pracownicy mają przerwę na lunch od godziny 12 do 14, dlatego rodzice, którzy mieszkają w sąsiedztwie, zabierają swoje pociechy na obiad. Tych jest jednak stosunkowo mało, więc codzienny obiad przekształca się w małą uroczystość. Przy stole niejednokrotnie zasiada aż 9 osób, w tym mąż Lucyny i jej córka.
- Posiłki przygotowuję samodzielnie, dla wszystkich, jedną ręką mieszając w garnku, drugą trzymając książeczkę z bajką. Staram się tak zaplanować czas i posiłki, by ich przygotowanie nie zajmowało dużo czasu i nie było niebezpieczne dla maluchów. Podobnie jest ze śniadaniem, deserem i podwieczorkiem. Spiżarnia jest zawsze pełna dziecięcych przysmaków. Niektórzy rodzice sami przygotowują posiłki, jednak dzieci, jak to dzieci – wolą jedzenie, które widzą u innych – dodaje ze śmiechem.
Jeśli ma pomocników, każdy dostaje ''swoje dziecko'' do nakarmienia i sprawuje nad nim opiekę. Nawet goście, którzy przyjeżdżają na wakacje, zostają zaangażowani do pomocy. Ale tak naprawdę, któż się nie garnie do nakarmienia małej Lucie, która uśmiecha się słodko, siedząc w foteliku w pięknej, różowej sukieneczce?
Popołudniowa drzemka dla każdego dziecka jest na początku trudna do zaakceptowania. Ale po kilku godzinach zabawy, obiedzie i dzięki czułej, choć stanowczej niani, zasypiają niemal od razu po przyłożeniu głowy do poduszki. Śpią do 16, kiedy to nadchodzi czas na bardzo celebrowany we Francji słodki podwieczorek.
Po tej przekąsce część dzieciaków jedzie do domu, reszta ma kolejną dawkę zabaw w ogrodzie wiosną i latem, albo kursów rękodzieła zimą.
4. Super-niania
Lucyna jest jedną z kilku opiekunek w miasteczku, jednak najbardziej rozchwytywaną. Doszło do tego, że kobiety tuż po zajściu w ciążę dzwonią do niej, zapytać o miejsce.
- Już teraz wiem, że w grudniu dostanę pod opiekę dziewczynkę. Jej mama jest teraz w 3. miesiącu ciąży. Nie znam jeszcze imienia, ale jestem w stałym kontakcie z rodzicami. Mała na szczęście rośnie jak na drożdżach i rozwija się prawidłowo - mówi.
Rodzice zapraszają ją na uroczystości rodzinne, a ona organizuje przyjęcia integracyjne.
Aktualnie przez jej dom przewija się ósemka podopiecznych: 14-miesięczna Lucie, 16-miesięczna Elia, dwoje trzylatków – Yolan i Yanelle, czterolatkowie Clement i Lara, a także 5-letni Noah i 6-letnia Leah.
Wszyscy są na tyle przywiązani do swojej ''nounou'' (czyt: nunu), że nawet w trakcie urlopu rodzice czasem podrzucają je do Lucyny. Tęsknią tak samo, jak ona. Starsze dzieci, które już kilka lat temu wyszły spod jej skrzydeł, podbiegają do niej na ulicy czy w sklepie na powitalnego buziaka, a rodzice wciąż mają do niej sentyment i polecają ją swoim znajomym.
Historia polsko-francuskiej niani pokazuje, że prawdziwa pasja do pracy zawsze się obroni. Nawet w obcym kraju. Lucyna nie miała łatwego początku, ale dzisiaj z dumą mówi:
- Jestem super-nianią, a przynajmniej tak mówią o mnie podopieczni. Robię to, co lubię i staram się po prostu robić to jak najlepiej.
Masz podobną historię albo znasz inną super-nianię? Podziel się z nami swoją opinią. Prześlij nam zdjęcie, wideo lub filmik przez dziejesie.wp.pl