Po co pani to dziecko? Lepiej oddać je do adopcji
Nie wypada niepełnosprawnej kobiecie zostać mamą. Nie pasuje do niej również rola żony. „Po co pani to dziecko?”, „Proszę oddać je do adopcji,” "Jak to się stało, że zaszła pani w ciążę?” - słyszą od lekarzy nietaktowne komentarze. A one świetnie sobie radzą. Dla dziecka nie ma znaczenia, czy matka jeździ na wózku czy biega w szpilkach.
1. Proszę sobie poszukać innego specjalisty
Kilkanaście miesięcy temu Mariola Kobiołko, magister położnictwa ze Śląskiego Uniwersytetu Medycznego, rozpoczęła projekt badawczy "Jak wygląda przebieg ciąży, połogu i porodu u kobiet z niepełnosprawnością oraz ocena jakości opieki”. Ankiety wypełniło prawie 30 pań. Cel badania to stworzenie standardów postępowania z osobami na wózkach, bo takich wytycznych w polskiej ochronie zdrowia nie ma.
To prawdziwa pustynia. Niewiele placówek jest przystosowanych do badania niepełnosprawnych kobiet. Nie każdy specjalista chce i potrafi prowadzić taką ciążę. Widok ciężarnej na wózku wciąż budzi skrajne emocje.
Wypowiedzi niepełnosprawnych pań, które brały udział w badaniu, są zróżnicowane, ale niestety przeważały opinie negatywne. Kobiety skarżyły się, że lekarze nie słuchają ich, traktują dość protekcjonalnie. Nie mają wpływu na swoje decyzje, gdyż są lekceważone.
Ciąża niesprawnej fizycznie matki wciąż budzi zdziwienie w środowisku lekarskim.
- Słyszą takie bolesne uwagi: „Jak to się zdarzyło, że jest pani w ciąży?”, „Jak pani sobie teraz poradzi?” – opowiada WP parenting Mariola Kobiołko.
- Niektórzy lekarze odmawiają pomocy i opieki nad niepełnosprawną, uważają, że to ciąże wysokiego ryzyka. Jedna z moich pacjentek usłyszała: „proszę sobie poszukać innego specjalisty” – zaznacza Kobiołko.
Zdarza się, że ciężarne namawiane są na cesarskie cięcia.
- W wielu przypadkach niepełnosprawność fizyczna pozwala im rodzić naturalnie. Nie zawsze mają wpływ na to, jak chcą rodzić. Ich opinia jest przez lekarzy pomijana – stwierdza położna.
Przeczytaj także:
2. Jak to sobie zrobiłaś?
Barbara z Lublina nie wspomina miło lekarki, która prowadziła jej ciążę.
- Byłam u niej tylko trzy razy i zrezygnowałam. Za każdym razem bałam się tych wizyt, miałam dość chamstwa. "Po co pani w takim stanie dziecko?" "Nie poradzi sobie pani, proszę pomyśleć o adopcji" - słyszałam. Lekarka nie widziała we mnie kobiety, dojrzałej osoby, człowieka – wspomina.
Stanisława Frankowska, mama niepełnosprawnej Nicoli, tak opisuje doświadczenia córki: - Córka dwa tygodnie temu urodziła synka. Ma dla kogo żyć, jest szczęśliwa. Ma wsparcie rodziny. Niestety lekarze i społeczeństwo patrzą na takie osoby inaczej. Nie dostrzegają, że chcą prowadzić normalne życie, zakładać rodziny i rodzić dzieci - mówi.
- Nicola musiała zmienić lekarza prowadzącego. Lekceważył ją i zadał pytanie, które ją zabolało: „Jak to sobie zrobiłaś?". Godną opiekę otrzymałyśmy dopiero w szpitalu w Rudzie Goduli. Lekarze pozwolili mi przez dwa miesiące przebywać razem z córką w szpitalu – wspomina Frankowska.
3. Dzieci są po, to by wyręczać niepełnosprawne mamy?
„Obawy” lekarzy i złośliwe komentarze ranią tym bardziej, że niepełnosprawne kobiety jako matki świetnie sobie radzą. Przyzwyczaiły się do swoich ograniczeń i sytuacji. Dobrze funkcjonują. To inni stwarzają bariery.
Katarzyna Wojtaszek od 20 lat porusza się na wózku i wychowuje 10-letniego Stasia. Przyznaje, że matki na wózkach są stygmatyzowane, szczególnie w małych miejscowościach. Ona jednak miała szczęście, mieszka w Warszawie, gdzie w czasie ciąży miała świetną opiekę. Rodziła w szpitalu przy Karowej, pod okiem doświadczonych lekarzy.
- Ale słyszałam wiele smutnych opowieści mam, które od lekarzy i rodziny nie miały tyle wsparcia, co ja. Proponowano im aborcję, odradzano ciążę – opowiada. Z czego to wynika?
- Społeczeństwo uważa, że sobie nie poradzimy, a rola matki, żony czy kochanki nie pasuje nam. Słychać głosy, że rodzimy dzieci tylko po to, by nas wyręczały - mówi Wojtaszek.
Staś ma 10 lat, a ona wychowuje i opiekuje się nim jak każda matka.
- Gdy synek miał kilka miesięcy, spory problem sprawiały mi jedynie jego kąpiele, bo był malutki i wiotki, oraz spacery. Nie miałam odpowiedniej dostawki mocowanej do wózka. Pomagała mi rodzina – opowiada. Staś był przyzwyczajony, że mama nie nosi go na rękach, domagał się tego od taty i babci.
Przeczytaj także:
4. Jedyna taka mama
Katarzyna Wojtaszek razem z koleżanką prowadzi fundację Jedyna Taka. Stworzyły ją, by zmienić wizerunek osób z niepełnosprawnością. Chcą pokazać piękno, zaradność, kreatywność oraz radość, jaką czerpią z macierzyństwa niepełnosprawne kobiety. Fundacja postawiła sobie za cel łamanie barier mentalnych i stereotypów, które od lat pokutują w społeczeństwie.
Dzięki ich działaniom udało się wyprodukować w Polsce dostawkę do transportu niemowlęcia Cursum.
Kampania "Jedyna Taka Mama", którą prowadzą, ma właśnie pokazać, że kobiety niepełnosprawne świetnie sobie radzą. W całej Polsce prezentowane są zdjęcia mam na wózkach razem z dziećmi. Widnieją na nich uśmiechnięte i szczęśliwe rodziny.
- Dla dziecka nie ma znaczenia, że mama porusza się na wózku, dla dziecka jest jedyna, kochana i niezastąpiona- mówi Wojtaszek.
Fundacja od kilku lat organizuje wybory miss na wózku, bo każda kobieta jest wyjątkowa i niepowtarzalna, bez względu na to, w jaki sposób się porusza.
To wydarzenie przyniosło im medialny rozgłos, dzięki któremu zaistniały. Pisały o nich media w całym kraju. - Nabrałyśmy jeszcze większej odwagi do działania – mówi Wojtaszek.
Wkrótce organizują wybory Miss Świata na wózku.
- Żaden kraj jeszcze tego nie wymyślił, jesteśmy pierwsze. To nie będzie jedynie konkurs piękności, połączymy go z konferencjami. Poszukamy pomysłów i inspiracji na następne inicjatywy – wyjaśnia Wojtaszek.
- Wiele się zmienia, ale jest jeszcze dużo pracy. Przepaść między dużymi miastami a powiatami czy gminami jest ogromna. Cieszy mnie, że osoby z niepełnosprawnością są bardziej aktywne, że powstaje coraz więcej inicjatyw, które pokazują nasz pozytywny wizerunek – mówi.