Trwa ładowanie...

Gdy jej syn umierał na oddziale, ona koczowała pod szpitalem

 Magdalena Bury
10.03.2017 10:15
Sytuacja spod lubelskiego szpitala pokazuje bezzasadność przepisów
Sytuacja spod lubelskiego szpitala pokazuje bezzasadność przepisów (lublin112.pl)

Mateusz ma osiem lat. Cierpi na nieoperacyjnego raka mózgu. Jest nieprzytomny, oddycha za niego respirator. Każdy dzień może być dla niego ostatnim. Gdy umrze w nocy, jego matki przy nim nie będzie. Pewnie znowu będzie koczować w aucie na przyszpitalnym parkingu. Polskie przepisy nie pozwalają na nic innego.

1. Tam umiera mój syn

„Na jednym z oddziałów intensywnej terapii w Lublinie w tej chwili odchodzi dziecko. Może nie dożyć jutra, bo jego stan pogarsza się z minuty na minutę. Te wyzute z uczuć wyższych bydlęta, bo inaczej nie da się tego nazwać, za 20 minut każą matce opuścić oddział i wrócić jutro w południe” - taki wpis umieściła na swoim profilu na Facebooku we wtorkowy wieczór Paulina Szubińska-Gryz, która w mediach znana jest jako osoba działająca na rzecz chorych dzieci. W zaktualizowanym poście dodała: „Matka została wyproszona! Będziecie się smażyć w piekle!”. Sprawą natychmiast zajęły się media.

Zobacz także

Zobacz film: "Cyfrowe drogowskazy ze Stacją Galaxy i Samsung: część 3"

Chwilę później w Uniwersyteckim Szpitalu Dziecięcym przy ul. prof. Antoniego Gębali w Lublinie pojawili się dziennikarze jednego z lubelskich portali internetowych. „Zastaliśmy panią Annę, której ośmioletni syn jest na oddziale intensywnej terapii. Chłopiec został w poniedziałek przetransportowany śmigłowcem Lotniczego Pogotowania Ratunkowego do szpitala w Lublinie. Stan chłopca jest agonalny, doszło do krwawienia, uszkodzony został pień mózgu” - czytamy na stronie lublin112.pl

2. Wyprosili ją ze szpitala

W rozmowie z dziennikarzami, kobieta opowiedziała, że lekarze nie zgadzają się na jej pobyt przy dziecku na oddziale. Odwiedziny są tylko w godzinach 12:00-18:00. Pielęgniarki nie zgodziły się na przedłużenie wizyty nawet wtedy, gdy pani Anna nadmieniła, że to mogą być ostatnie godziny życia jej dziecka. Lekarz zapytany o to, czy jej syn dożyje jutra, odpowiedziała: „Nie mogę tego zagwarantować”. Na tym zakończyła się rozmowa.

Matka chłopca miała przy sobie pismo od Rzecznika Praw Pacjenta. Mowa w nim o tym, że rodzice pozbawieni możliwości obecności przy dziecku mogą domagać się wyjaśnień – zarówno od personelu medycznego, jak i od samej dyrekcji. Na nic się jednak nie zdało. Nie udały się również próby kontaktu dziennikarzy z rzecznikiem prasowym szpitala czy lekarzami. Wyproszono ich z budynku.

3. Noc w zimnym samochodzie

Kobieta wraz z narzeczonym noc spędziła w samochodzie na przyszpitalnym parkingu. Chcieli być blisko dziecka. Powrót do Puław mógłby skutecznie uniemożliwić ich ostatnie pożegnanie. Żaden z lekarzy ani pracowników ochrony nie zaproponował im miejsca na korytarzu. Gdy mózg chłopca obumierał, para czekała więc w zimnym aucie.

Kobieta musiała czekać w samochodzie, ponieważ nie wpuszczono jej na oddział
Kobieta musiała czekać w samochodzie, ponieważ nie wpuszczono jej na oddział (lublin112.pl)

Jak podają media, tej samej nocy do szpitala próbowała dodzwonić się Mariola Kowalska z Fundacji Równi Wśród Równych. Po wielu próbach telefon odebrał jeden z lekarzy dyżurnych. Odesłał do rzecznika prasowego, a po pytaniu „Co będzie, jeśli dziecko umrze?” odłożył słuchawkę.

W środę skontaktowaliśmy się z mgr Agnieszką Osińską, rzecznikiem prasowym Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego. Oto oficjalny komunikat w tej sprawie:

„Pacjent leczony przewlekle w innym ośrodku został przywieziony do Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Lublinie w stanie zagrożenia życia. Dziecko cierpi z powodu nieuleczalnej choroby – raka mózgu. Stan zaawansowania choroby nie rokuje uzyskania poprawy stanu zdrowia, gdyż guz jest nieoperacyjny. Dziecko jest nieprzytomne, nie nawiązuje kontaktu wymaga oddechu respiratorowego, dlatego zostało przyjęte do Oddziału Intensywnej Terapii. Proces odchodzenia dziecka może być długi, którego my nie jesteśmy w stanie określić.

Zgodnie z regulaminem, który podpisują rodzice dzieci hospitalizowanych w OIT, rodzice mogą przebywać w sali chorych w godz. 12-18, o ile przy innych pacjentach nie są wykonywane nieprzewidziane procedury medyczne ratujące życie.

W przypadku nagłego pogorszenia stanu zdrowia pacjenta personel medyczny Oddziału kontaktuje się z rodzicem, informując o sytuacji zdrowotnej dziecka. Rodzic ma możliwość w takiej sytuacji bycia przy dziecku. W tym przypadku mama została poinformowana przez personel medyczny o stanie zdrowia syna i jako, że stan dziecka był poważny, ale stabilny, rodzice zostali poproszeni o opuszczenie sali po godzinach opisanych w regulaminie.

W tym przypadku pozwolono rodzicom zostać dłużej o 2 godziny na ich prośbę. Prosimy rodziców o zrozumienie, ale i przestrzeganie zasad obowiązujących w Oddziale. W sali chorych przebywają inni pacjenci (od 6 do 8 dzieci) i wykonywane są przy nich procedury medyczne, a szpital ma obowiązek zachowania tajemnicy lekarskiej oraz poszanowanie godności i intymności pozostałych pacjentów, stąd wyznaczone są godziny dla rodziców, kiedy mogą być ze swoimi dziećmi, pod warunkiem, że nie zajdą inne nagłe okoliczności związane z pozostałymi przebywającymi w sali pacjentami.”

W środę kobieta była pod oddziałem już o godz. 6:00. Nie została wpuszczona, ponieważ odwiedziny były dopiero od godz. 12:00. Mateusz czekał na mamę.

Aktualizacja 10.03.2017: Po wielu interwencjach mediów kobieta otrzymała wczoraj (9.03.2017) zgodę na całodobowy pobyt przy umierającym dziecku. Nie oznacza to jednak, że wszystkie matki mają taką możliwość. Nadal trwa walka o prawo przebywania z dzieckiem na oddziale.

Polecane dla Ciebie
Pomocni lekarze