Niemowlę dziwnie przewracało oczami. Okazało się, że ma w mózgu guza wielkości cytryny
10-miesięczny Max cierpiał na dziwne objawy. Często wymiotował i nienaturalnie przewracał oczami. Kiedy trafił do szpitala, lekarze nie mieli dobrych wieści dla jego rodziców. "Nasze życie się rozpadło" – mówi zrozpaczona mama.
1. Dziwne ruchy gałek ocznych
Na początku października 2017 roku Keira i Tony Johnson zauważyli niepokojące objawy u swojego 10-miesięcznego synka. Mały Max ciągle wymiotował, a jego gałki oczne dziwnie drgały. Rodzice stwierdzili, że musi go obejrzeć lekarz i zabrali go do szpitala Ormskirk w Lancashire.
Na miejscu usłyszeli, że jest to najprawdopodobniej infekcja wirusowa, a objawy powinny zniknąć w ciągu kilku dni. Zaledwie dwa dni później Kiera zabrała Maxa z powrotem do szpitala, ponieważ czuła, że coś jest nie tak.
"Siedzieliśmy w poczekalni godzinami i już mieliśmy wracać do domu, kiedy jeden z lekarzy powiedział, że chce się przyjrzeć uważniej, co się dzieje z oczami Maxa. Na początku myśleli, że to jakaś infekcja, ale po tym, jak pokazałam im nagranie z takiego ataku, zabrali go na tomografię komputerową" – mówi Kiera.
2. Guz wielkości cytryny
Badania wykazały, że w mózgu niemowlęcia znajduje się guz wielkości cytryny. Kolejne badania dały już pełną diagnozę. Max miał sześciocentymetrowego wyściółczaka, rzadki nowotwór mózgu lub rdzenia kręgowego, który dotyka głównie dzieci. W ciągu kilku dni jego stan szybko się pogorszył, ze względu na zbierający się płyn.
Chłopiec został przyjęty do specjalistycznego szpitala dziecięcego Alder Hey, gdzie wkrótce przeszedł ratującą życie operację usunięcia guza. Po zabiegu maluch był hospitalizowany jeszcze przez cztery tygodnie, zanim go wypisano. Jednak na tym jego koszmar się nie skończył.
"Od tamtej pory Max miał 28 dawek i siedem cykli chemioterapii w ciągu 380 dni. Nieco ponad rok po zakończeniu leczenia okazało się, że guz powrócił – mówi Kiera. - Na szczęście kwalifikowaliśmy się do terapii protonowej, która trwała pięć dni w tygodniu przez sześć tygodni. Dano nam wtedy 80 procent szans na wyleczenie" - dodaje.
3. Kolejne nawroty
Niestety od tego czasu guz odrósł jeszcze dwukrotnie: raz w styczniu 2021 roku i ponownie 27 lipca. Obecnie czteroletni Max dalej przebywa w szpitalu, który stał się jego domem. Zrozpaczona rodzina poszukuje alternatywnych metod leczenia, aby powstrzymać kolejne nawroty.
"Przez pierwsze kilka lat trochę chowaliśmy głowy w piasek, teraz musimy znaleźć lekarstwo dla Maxa. Pomyśleliśmy, że możemy zrobić więcej niż tylko siedzieć i czekać, aż ktoś coś wymyśli – mówi Kiera. - Mamy nadzieję zwiększyć świadomość na temat tego typu raka za pomocą mediów społecznościowych. Może okaże się, że na świecie są też inni ludzie, którzy borykają się z tym problemem i mają pomysły jak go rozwiązać? Musimy zrobić wszystko, by go uratować"– kwituje zrozpaczona mama.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl