Trwa ładowanie...

Koronawirus w Polsce. Zawodowy kierowca opowiada, jak wygląda jego praca podczas pandemii

Avatar placeholder
04.05.2020 09:41
Kurier opowiada, jak wygląda jego praca podczas pandemii
Kurier opowiada, jak wygląda jego praca podczas pandemii

"Tacy jak ja, z zachowaniem środków ostrożności robią nocą setki kilometrów, żeby wasze towary były na czas” – napisał w poście na Facebooku kierowca rozwożący przesyłki znanej firmy kurierskiej. W rozmowie z WP Parenting zapewnia, że nie dotyka paczek. Martwi się jednak o zdrowie najbliższych z grupy podwyższonego ryzyka.

1. Pandemia koronawirusa może zmienić świat

Łukasz Tymków jest tatą trojga dzieci i mieszka na Śląsku. Jest zawodowym kierowcą i jeździ stałymi trasami według ustalonego harmonogramu. Zwykle kursuje między Szczecinem i Zabrzem. Miesięcznie pokonuje 12 tys. km i przewozi różne towary, począwszy od elektroniki, poprzez buty czy pościel. Jak pandemia koronawirusa SARS-CoV-2 wywołującego chorobę COVID-19 wpłynęła na jego pracę?

Łukasz Tymków rozwozi przesyłki. Boi się, że może zarazić żonę i dzieci, dlatego zachowuje wszelkie środki ostrożności
Łukasz Tymków rozwozi przesyłki. Boi się, że może zarazić żonę i dzieci, dlatego zachowuje wszelkie środki ostrożności (Materiały własne)

Przede wszystkim kierowca zauważa pewne ograniczenia typu limity albo zakazy wejść do budynków biurowych.

Zobacz film: "Jak radzić sobie z infekcjami u dzieci?"

Zobacz także: Myśleli, że 74-latka zmarła na koronawirusa

- Za granicą to nigdzie nie wolno wchodzić. Jest toaleta turystyczna i z niej można korzystać. Moi koledzy mają takie problemy. Natomiast w Polsce jest tak, że jest toaleta wydzielona dla kierowców i kurierów w terminalu – opowiada Łukasz Tymków w rozmowie z WP Parenting. - Dostaliśmy listę przykazań, żeby się nigdzie nie tłoczyć. Z naszymi dyspozytorami, z którymi wcześniej bezpośrednio mieliśmy styczność, teraz wszystko załatwiamy telefonicznie. Odbieramy tylko dokument, który czeka w wyznaczonym miejscu. Dzwonię i mówię, że odebrałem. Potem dostaję informację, czy mam wyjeżdżać, czy mam jeszcze czekać – relacjonuje mężczyzna.

Poza tym każdy ma obowiązkowo mierzoną temperaturę przed wjazdem do terminalu, gdzie przeładowywany jest towar.

- Towar jest ładowany, zamykany i plombowany. Kiedy dojeżdżam do docelowego miejsca, zostawiam go. Przesyłek nie dotykam, nawet mi nie wolno i właściwie nie wiem, co wiozę – zapewnia Łukasz.

Od momentu wyjazdu z bazy, aż do dotarcia do celu podróży, Łukasz ma kontakt co najwyżej z jedną osobą.

Przeczytaj również: COVID-19 może dawać nietypowe objawy

- Kiedyś to było co najmniej kilka osób, bo spędzić samemu całą noc w kabinie było kiepsko, więc szliśmy gdzieś na kawę z chłopakami – wspomina Tymków. - Teraz właściwie jak nie muszę, to nie wychodzę z auta. Dostaliśmy maski, czekamy na rękawiczki, ale jest z nimi problem. Każdy we własnym zakresie załatwił sobie płyn do dezynfekcji. Chociaż ostatecznie można dłonie przemyć zimowym płynem do spryskiwacza i też będzie ok, choć dla skóry niezbyt dobrze – zauważa kierowca.

Jego zdaniem wyczuwalne jest napięcie między ludźmi i na początku nie każdy rozumiał zagrożenie epidemiczne i nie potrafił się w tym odnaleźć.

- Na początku, kiedy w Polsce pojawiły się pierwsze zakażenia koronawirusem, to złościliśmy się, że najłatwiej to nas zamknąć w tych kabinach i zakazać wychodzenia. Jednak nasza firma dobrze to przemyślała i wszyscy czują się teraz w miarę bezpiecznie – chwali kierowca. - Wiadomo też, że oprócz tego, że są jakieś przepisy, to każdy musi po prostu myśleć – stwierdza Tymków.

Mężczyzna zauważa też, że jedną z rzeczy, która była dla zawodowych kierowców najtrudniejsza, to zachowanie odległości 1,5 m i nie podawanie dłoni kolegom.

Dowiedz się: Czy cebula chroni przed koronawirusem?

- Wcześniej piliśmy razem kawę w ciepły dzień na ławeczce, a teraz wszyscy siedzą w tych kabinach, mijamy się gdzieś daleko i to jest dość przygnębiające. Z drugiej jednak strony częściej teraz rozmawiamy przez telefon, mamy rozmowy bez limitu, internet – wylicza kierowca. - Ludzie pracujący w tej branży są twardzi i szybko przystosowali się do obecnych warunków.

Tylko czasem słyszy on od kolegów wracających z Czech czy Niemiec narzekania na korki na granicy, bałagan informacyjny, brak współpracy pomiędzy Polską a Niemcami. Na szczęście zwykła ludzka życzliwość zdała egzamin i organizowane są różne akcje pomocy, np. dostarczania wody czy jedzenia kierowcom czekającym przy granicy.

- Parkingi przy autostradzie są rozmieszczone co ok. 20 minut, jeśli oczywiście jedziesz z normalną prędkością. Natomiast w sytuacji, kiedy stoisz w korku, nic nie zrobisz. Poza tym tam się podjeżdża co pół godziny. Jak nie podjedziesz, to tamci stojący w kolejce za tobą, będą źli – wyjaśnia Tymków. - Na grupach na Facebooku kierowcy chwalą, że ludzie się organizują i są uprzejmi, że zaczęli rozwozić wodę, czasem jedzenie. Lodówka w samochodzie ciężarowym też ma swoją pojemność i zwykle tego jedzenia nie ma się ze sobą zbyt dużo. Wielu z nich wyjeżdżało z Polski, zanim jeszcze był pomysł zamykania granic, nikt się nie szykował jak na wojnę – stwierdza tata trojga dzieci.

Podczas pandemii koronawirusa Łukasz widuje się tylko z najbliższą rodziną. Tu na zdjęciu z ukochaną żoną
Podczas pandemii koronawirusa Łukasz widuje się tylko z najbliższą rodziną. Tu na zdjęciu z ukochaną żoną (Materiały własne)

Natomiast w czasie kursu przez Polskę Łukasz zachowuje wszelkie środki ostrożności. Musi to robić jak każdy podczas kwarantanny narodowej, ale też ze względu na to, że osoby z jego rodziny znajdują się w grupie podwyższonego ryzyka.

- Kiedy przyjeżdżam do domu, to zrzucam z siebie ubranie, wrzucam je do pralki i od razu wchodzę pod prysznic. Muszę uważać na najbliższych. Nie chcę zarazić żony czy dzieci – opowiada mieszkaniec Śląska. - Najstarsza córka ma 17 lat, syn 16, a najmłodsza córka - 11 lat, niestety moja żona jest astmatykiem. Wszyscy mają zakaz poruszania się gdziekolwiek, bo ewentualne zakażenie koronawirusem mogliby bardzo ciężko znosić – martwi się Łukasz. – Z kolei moja mama nie ma dobrej odporności, a ojciec jest po operacji wszczepienia by-passów. Chociaż mieszkamy niedaleko siebie, to nie jeżdżę do nich teraz, bo nie chcę ich narażać. Mamy ze sobą kontakt przez telefon – dodaje rozsądnie zawodowy kierowca.

Rekomendowane przez naszych ekspertów

Polecane dla Ciebie
Pomocni lekarze