Trwa ładowanie...

Joanna Keszka: "lubię seks" to znaczy "jestem selektywna, wiem co lubię". A nie "lubię i chcę ciebie, śliniący się matole"

Avatar placeholder
Patrycja Nowak 20.05.2017 13:59
Barbarella
Barbarella (Screen z You Tube / BarbarellaPL)

Przestańmy udawać, że seks nie sprawia nam przyjemności. Mówmy głośno o tym, że lubimy seks, czasami bardziej niż mężczyźni. I uczmy się, jak czerpać zadowolenie z seksu, a nie tylko przeżywać orgazmy po cichu i jedynie dbać o zadowolenie partnera. Kobieta, która lubi seks, nie jest rozwiązłą, jest świadomą swojej seksualności – a to duża różnica. O seksualności kobiet, przepisie na udany seks w związku rozmawiamy z Joanną Keszka, autorką najodważniejszej polskiej książki o seksie pt. "Grzeczna to już byłam, czyli kobiecy przewodnik po seksie".

Anna Frydrychewicz: Kobiety chętniej odwiedzają sex shopy? Czy może nadal udają, że zaglądają tam tylko przez przypadek?

Joanna Keszka: Do mojego butiku Polki przychodzą od kilku lat i zdarzyło mi się kilka osób, które powiedziały: "ja tu tylko przez przypadek", ale żeby do mnie wejść, trzeba nacisnąć domofon, więc nie da się przez przypadek. Tutaj przychodzą osoby, które wiedzą dokładnie dokąd zmierzają. Są zainteresowane tematem seksualności, otwarte. Przychodzą z uśmiechem i z uśmiechem wychodzą. Rozmawiamy i o gadżetach i odkrywaniu swojej seksualności, radości z seksu.

Zobacz także:

Zobacz film: "Pomysły na wspólne, rodzinne spędzanie czasu"

Pytają, co kupić, proszą o radę?

No oczywiście, bo trzeba pamiętać, że na końcu każdego gadżetu jest człowiek. A żeby doradzać, to trzeba posiadać wiedzę na temat gadżetów, także praktyczną. Ja testuje wszystkie te gadżety, nie mam ich ogromnej ilości, ale za to starannie wyselekcjonowane. Więc kobiety przychodzą, ale już wiedzą, że kupić to jedna rzecz, ale włączyć do wspólnej zabawy to inna historia. No i jeszcze umieć wybrać coś, co pomoże nam czuć się lepiej i bawić się lepiej. Czasem przychodzą z partnerami "na przeszkolenie". "Niech pani to teraz powtórzy mojemu mężowi" – mówią.

Screen z YT . BarbarellaPL
Screen z YT . BarbarellaPL

My nadal kupujemy gadżety, chcąc zrobić partnerowi, a nie sobie lepiej w łóżku?

To jest najczęstszy temat moich rozmów z kobietami. Nie ukrywajmy, nie żyjemy w kraju, w którym celebruje się kobiecą seksualność i zachęca się kobiety do odkrywania radości z seksu, do odczuwania dumy ze swojej seksualności. Nie ta szerokość geograficzna. W naszym kraju ciągle ta seksualność jest używana do kontrolowania i ograniczania kobiet, a nie po to, by pokazywać jak cieszyć się życiem. Nasze patriarchalne społeczeństwo nie potrzebuje kobiet, które są zaprzyjaźnione ze swoją seksualnością, kobiety wręcz straszy się seksem.

Dlaczego?

Proszę zauważyć, jak często w sferze seksualnej z kobietami jest "coś nie tak". Chcemy seksu – to znaczy, że jesteśmy niewyżyte, że mamy fanaberie albo że jesteśmy puszczalskie. Mamy mało seksu, też dostajemy po głowie, bo zaraz się okazuje, że nie potrafimy się zatroszczyć o męża. Sfera seksualna to jest obszar, w którym kobiety nie czują się pewnie. Nigdy nie wiedzą, czy one się na przykład za mało interesują tym seksem, czy za dużo. Przychodzą do mnie ciekawe życia, inteligentne fajne kobiety i mówią o obawach, które zostały im wpojone. One mają ochotę cieszyć się seksem, ale się boją, że może się wygłupią, że partner je wyśmieje, że to może zostać wykorzystane przeciwko nim.

Co jeszcze mówią?

Wydaje mi się, że każda kobieta w Polsce doświadczyła takiego "uderzenia" poprzez odwołanie do sfery seksualnej. A to jest bolesne i sprawia, że czujemy się bezradne. Na przykład taki komplement "jesteś rozerotyzowana". Właściwie to jest taki zarzut wprost, że jesteś jakaś "za bardzo". Akcentujesz w jakiś sposób swoją seksualność – na przykład mówisz głośno, że lubisz seks. Czyli: "jesteś łatwa, nie szanujesz się". I to może być niebezpieczne, bo wiedza panów jest niewielka. Jak facet słyszy, że kobieta lubi seks, to stwierdza, że to atut. Ale często też uważa, że w takim razie może przekroczyć granice. Tymczasem "lubię seks", to znaczy "jestem selektywna, wiem co lubię". A nie: "lubię i chcę ciebie, śliniący się matole". Więc kobiety rezygnują i nie akcentują tej swojej seksualności.

Sprawdź:

Czyli to obawy, a nie zwykła pruderia?

Nie, my jesteśmy całkiem normalne. Jeżdżę po całej Polsce, spotykam się z kobietami i jak tylko zaczynamy rozmawiać na temat seksu, gdziekolwiek jestem – czy w Warszawie, czy w małej miejscowości pod Katowicami czy Krakowem, kobiety na tematy dotyczące seksualności reagują bardzo normalnie.

Potrafimy o seksie mówić bez wstydu?

Tam, gdzie jest bezpieczna przestrzeń – tak. Moje rozmówczynie uśmiechają się, są ciekawe. Często słyszę: "Szkoda, że tak późno pani przyjechała". Najbardziej brakuje nam przestrzeni, społecznego przyzwolenia. Kobiety od małego uczy się, że sfera seksualna to z jednej strony źródło niebezpieczeństwa, a z drugiej strony taka "waluta" kobieca. Trzeba się szanować, bo jak będziemy seksualnością szafować to mówiąc brzydko "wypstrykamy się" z tej naszej waluty i nikt nas nie będzie chciał. Ale jednocześnie jeszcze wpaja się nam, że mamy tą seksualnością przyciągać do siebie partnera i go zaspokajać. No i wygląd. Raniące jest to, że sfera seksualna kobiet ogranicza się do wyglądu.

Chodzi tylko o opakowanie?

Tak, "seksi" w stosunku do kobiety to określony wygląd. Młoda, szczupła, duży biust, napompowane usta… Mówimy: „ona jest seksi”, bo przyciąga wzrok, ale przecież nic nie wiemy o jej życiu seksualnym: czy ona potrafi powiedzieć czego chce, a czego nie chce, czy cieszy się życiem erotycznym, czy ma wymagania erotyczne w stosunku do partnera? To nie jest już ważne i nikogo nie interesuje. W ogóle muszę powiedzieć, że nikt nas nie uczy rzeczy podstawowych na temat seksualności. Mówi się nam: uważaj, żeby nie zajść w ciążę, nie prowokuj. Ale nie uczy się nas stawiania granic. Żeby cieszyć się sferą seksualną, trzeba umieć wyznaczać granice. A my dojrzewamy i jesteśmy rzucane w tę seksualność jak w rwąca rzekę. Nie mamy narzędzi, żeby nią kierować.

I co wtedy?

Jak trafimy na dobrego partnera, to jest OK. Ale często jest tak, że nasz partner przekracza nasze granice. Straszy się nas, że zostaniemy zgwałcone ciemną nocą, że napadnie nas ktoś obcy. A proszę zauważyć, że przemoc seksualna bardzo często zdarza się na randkach, w stałych związkach i małżeństwach. Kobiety nie potrafią wyznaczać granic, partnerzy ich nie szanują. Wiadomo, jak kobieta mówi "nie" to i tak myśli: "tak". Głupio jej mu odmówić, bo przecież sama się zgodziła, żeby się z nim spotkać. Boi się wycofać, nauczono ją, że nie może wymagać od faceta, żeby zrezygnował. Tymczasem to my decydujemy o tym, co się dzieje z naszymi ciałami, a kobieta ma prawo zrezygnować z rozwijania się sytuacji erotycznej na każdym etapie.

Czy potrafimy o tym rozmawiać z dorastającymi córkami?

Nie, bo same nie potrafimy wyznaczać granic. Część kobiet nie radzi sobie z tą sferą seksualną i wycofuje się z niej. Daje córce zły przekaz na temat seksu: to tylko obowiązek małżeński, przykra konieczność. Ale muszę przyznać, że to się zmienia. Przychodzi do mnie spora grupa kobiet po 30-tce i po 40-tce i po 50-tce. I one mówią, że chcą tę swoją seksualność odkryć na nowo. Właśnie po to, by być dla swoich córek pozytywnym wzorcem. Mówią, że nie chcą przekazywać tego niepokoju, poczucia wstydu. Chcą zaprzyjaźniać się ze swoim ciałem, odkrywać, jak czerpać z niego przyjemność. A ja opowiadam o tym, że seks to powinna być zabawa, że nie powinien być sprowadzony tylko do penetracji. Że dobrze jest pozwolić sobie na taką dzikość, a nie udawać w sypialni kochanków doskonałych albo eleganckie damy. Takie, które mają tylko cichy orgazm.

Żeby on poczuł się lepiej.

Tak, żeby poczuł się mężczyzną. Namawiam też do tego, żeby planować seks. Bo istnieje mit, że dobry seks to seks spontaniczny, a ja się z tym nie zgadzam.

To jaki seks jest dobry?

Pierwsza podstawowa zasada: dobrze żeby był. Życie bez seksu jest smutne, szczególnie w związku. Pamiętajmy, że seks łączy ludzi i naprawdę ma znaczenie. Druga rzecz to właśnie przyznanie się przed sobą nawzajem, że seks jest dla nas ważny. Niech to będzie jasne. Podkreślmy, że w naszym związku chcemy się o tę sferę seksualną zatroszczyć. Trzecia rzecz to rozmowa. Na początek ze sobą: o tym, jakie mam oczekiwania od sfery seksualnej. Jest takie ćwiczenie: zamknij oczy i wyobraź sobie, co by się działo w twojej sypialni, gdyby cię nic nie ograniczało, gdybyś nie miała poczucia wstydu, nie obawiała się odrzucenia. Jak wyglądałyby twoje doświadczenia erotyczne? I podążaj za tym.

Tylko trzeba się jeszcze zdobyć je zrealizować.

Czasami niewiele trzeba, żeby to zrobić. Matka natura stworzyła nas w taki sposób, żebyśmy mogły cieszyć się seksem. Jako jedyne mamy ten organ na mapie ciała – łechtaczkę. Ona jest stworzona tylko i wyłącznie do tego, żebyśmy odczuwały przyjemność. Wracając do podstaw udanego seksu w związku, jest jeszcze czwarty punkt: otwartość. Bądź otwarta i pozwalaj też innym cieszyć się seksem. Osoby, które odmawiają innym radości z życia i seksu, często tylko udają, że ich seks nie interesuje. Chcą mieć opinie osoby moralnej, "normalnej", w ich wyobrażeniu oczywiście. No ale gdzieś te niezrealizowane fantazje erotyczne bolą i gniotą. A w stosunku do osób spełnionych w seksie pojawia się agresja.

Ale z tą naszą wiedzą raczej kiepsko.

Często wszystko co wiemy ogranicza się do wiedzy z filmików w internecie, które mają niewiele wspólnego z rzeczywistością. Może fajnie się to ogląda, ale prawdy nie ma w tym żadnej. Oglądamy sobie te filmy porno: pozycja taka i owaka i myślimy, że o seksie wiemy wszystko. OK, pozycje. A znasz gry, zabawy erotyczne? Erotyczne komplementy na ostro, na słodko? Nie. A potem się okazuje, że w naszej sypialni ciągle ten sam schemat: on ma erekcję, więc penis idzie do pochwy. Ona jest borowana tym penisem jak młotem pneumatycznym, a na koniec udaje, że jest super. Kobiety mają dużo dobrej woli i entuzjazmu, i radość z seksu chciałyby czerpać z różnych jego form. Nie chcę zostać źle zrozumiana: "szybkie numerki" też są OK. Oby tylko nasze życie seksualne nie było serią samych szybkich numerków. Oby nie przypominało stołówkowego menu: z głodu nie umrzemy, ale podniebienia nie dopieści…

Ale do tego trzeba rozmowy.

Wiem, że dużo kobiet boi się tych rozmów z partnerami, boi się zaproponować coś nowego. I tu znów wracamy do stereotypów, do myślenia, że rolą mężczyzny jest bycie tym aktywnym w łóżku. Tyle możemy eksperymentować w sypialni, ile nam zaproponuje nasz partner. Jeśli kobieta wychodzi z inicjatywą, to pewna grupa panów odbiera to jako atak na swoje ego. I to właśnie jest efekt braku wiedzy. I przekonania panów, że seks jest męska sferą, a kobieta ma się zadowolić… zadowalaniem mężczyzny.

Właśnie…

Powinnyśmy zauważyć, że ta sfera seksualna jest ważną częścią związków i nas samych. Wszystkie rozmowy na temat seksu zaczynam tak: sfera seksualna uczy nas być po swojej stronie. Żeby się nią cieszyć, trzeba myśleć o sobie w pierwszej osobie: czego ja pragnę, co powoduje, że czuję się lepiej? Bo o ile skupiamy się na zaspokajaniu męskich fantazji, to grono "kibiców" jest duże. Ale kiedy kobieta chce czegoś dla siebie, to zaczynają się schody. Często mówi się nam wprost, żebyśmy nie frustrowały partnera zbyt wysokimi oczekiwaniami. A ja mówię: my, Polki nie mamy w stosunku do mężczyzn zbyt wysokich oczekiwań, mamy je zbyt małe, a przez to mężczyźni czują, że w seksie mogą sobie pozwolić na bylejakość. Mi się marzy, żeby i to co męskie było ważne, i to co kobiece było ważne.

Polecane dla Ciebie
Pomocni lekarze