5 najważniejszych elektronicznych rodziców
Czasy się zmieniają, a społeczeństwo razem z nimi. Większość wynalazków, które miały ułatwić nam życie i odciążyć nas od pracy sprawiła, że roboty mamy więcej i musimy ją wykonywać w coraz krótszym czasie. Świat gadżetów mocno wpływa też na wychowanie najmłodszych, przez co zupełnie inaczej postrzegają rzeczywistość niż wcześniejsze pokolenie. Oto subiektywny przegląd najważniejszych ustrojstw, wpływających na młode umysły.
1. 5. Telewizor
Jeszcze 6-7 lat temu znajdowałby się na pierwszym miejscu, ale musi je już powoli oddawać, bo młodzież wprawdzie lubi bezmyślnie pokonsumować migoczącą papkę, ale coraz częściej uznaje, że warto mieć chociaż minimalny wpływ na to, co dzieje się na ekranie. Ogrom dostępnych kanałów jest już tak wielki - również w segmencie dziecięcym - że właściwie można oglądać to, co się chce, wtedy, kiedy się chce. Moje dzieci nie oglądają już bajek w czasie rzeczywistym, bo dla nich koncepcja sygnału, który płynie i który trzeba natychmiast przyjmować (bo jak nie, to przepadnie), jest absurdalna. Dlatego też mamy nagrywarkę do sygnału telewizyjnego, poustawiane automatyczne nagrywanie ulubionych bajek i programów, i gdy nadchodzi akurat ta chwila, w której dzieciaki mogą sobie włączyć telewizor, rozpoczyna się oglądanie.
Ewolucja telewizora, którą sam przechodziłem przecież przez ostatnich kilka lat uzmysławia mi, że człowiek (również młody) potrzebuje mieć wpływ na rzeczywistość i model biernego przyjmowania mediów kończy się na naszych oczach. Szczerze? Wolę taką telewizję niż galopowanie do domu, bo za 5 minut zaczyna się program, który stworzono pół roku wcześniej.
2. 4. Gry i aplikacje
Wrzucam bardzo dużo do jednego worka, ale to dlatego, że aplikacje rozrywkowe i mniej rozrywkowe to zjawisko szerokie i z dziećmi mające wiele wspólnego właśnie na takim ogólnym poziomie. Przede wszystkim dzieci uwielbiają grać, niezależnie od wieku i płci, chociaż - jak wszędzie - trafiają się osobniki na tego bakcyla odporne. Zabawne jest obserwowanie dziecka, które ma styczność z grami i aplikacjami od najmłodszych lat. Sposób, w jaki maluch konsumuje przygotowane dla niego (lub nie dla niego) oprogramowanie w idealny sposób oddaje to, co go fascynuje. Na przykład młodsze dzieci nie przejmują się celem zabawy. W grach samochodowych zamiast przeć do przodu z gazem w podłodze, wolą sobie pozwiedzać okolicę, pojeździć do tyłu, a nawet poćwiczyć parkowanie. Nie działa na nie w ogóle żadne poganianie i kary, bo oba te elementy są jeszcze tak abstrakcyjne, że dziecko nie zwraca na nie uwagi. Ciekawe jest to, że dzieci nadpobudliwe potrafią się przy grach (oczywiście odpowiednio dobranych) wyciszyć zamiast nakręcić. Wystarczy zaproponować im coś, co nie jest głupią sieczką ani prymitywną platformówką, tylko czymś więcej. Zadziwiająco dobrze dzieciom idzie zabawa w odmiany Tetrisa, takie jak choćby Lumines. Logiczne myślenie daje się też wspomóc, dopuszczając dzieciaki do gier przygodowych, choćby w charakterze widzów. Podpowiedzi dla grającego i wspólne zastanawianie się nad zagadkami to fajna forma wspólnej zabawy z dzieckiem.
3. 3. Rozrywkowa elektronika przenośna
Temat znowu szeroki jak rzeka, ale tym razem trochę bardziej niebezpieczny. Nie mamy żadnego wpływu na to, co nasze dziecko robi na swojej przenośnej konsoli (przy czym przenośna konsola to pojęcie umowne, mam tu na myśli zarówno telefony komórkowe, jak i iPada). Dlatego też istnieje duża szansa, że dziecko będzie robiło, co chciało. Oglądało na YouTube te filmy, których oglądać nie powinno, grało w te gry, których przy rodzicach nie odważyłoby się włączyć i wbrew wszelkim zakazom próbowało bawić się online. Elektronika przenośna zdejmuje ograniczenia nawet z bardzo samokontrolujących się dzieciaków, dlatego też ma tak ogromny wpływ na to, jak je wychowujemy. Ekstremalne przypadki korzystania z Playstation Vity, jakie udało mi się odnotować w swoim domu, to granie cichaczem pod kołdrą w grę przeznaczoną dla graczy dorosłych, z obowiązkowymi słuchawkami na uszach i nader teatralnym rzuceniem się na materac, gdy tylko tata zajrzał, co tam się jarzy w dziecięcym pokoju.
Oczywiście tata sam czytywał kiedyś komiksy i hmm... pisma z latarką w zębach (również te nie do końca przeznaczone dla odbiorców w jego wieku), więc podchodzi do tego ze stoickim spokojem. Natomiast doskonale wie, że zamiast upychać zakazany papier gdzieś pod materacem, nowe pokolenie sprawnie i bez wysiłku pochowa całą kontrabandę po najmroczniejszych zakamarkach dysków i kart pamięci.
4. 2. Gry muzyczne i czujniki ruchu
Dzieciaki rzekomo przestają się socjalizować i przesiadują całymi dniami przed komputerem. Z jednej strony to prawda z tym komputerem, z drugiej nie do końca, bo istnieje cała masa elektronicznych zabawek, które wymagają interakcji z innymi ludźmi. Moje dzieci, wychowywane w stanie kontrolowanej euforii wobec najrozmaitszych rodzajów elektronicznej rozrywki, same się nauczyły, że w Raymana najwygodniej gra się w cztery osoby naraz, a minimalna liczba graczy, przy której gra się nie robi histerycznie trudna, to dwa. Prawdziwe cuda dzieją się jednak w momencie, gdy do zabawy wchodzą czujniki ruchu albo plastikowe instrumenty, za pomocą których można się spełniać w dość szerokim spektrum gier muzycznych. Dzieci wspaniale znajdują się w Singstarze, Rock Bandzie i Guitar Hero, nawet jeśli nie znają słów piosenek. Jeden kolega bębni na bębnach, drugi robi za basistę... a na wokal przecież weźmiemy koleżankę z klasy! Dziewczyna w męskich zabawach? Gdy ja byłem na początku podstawówki, było to nie do pomyślenia, a dzisiaj proszę - zero problemu.
Największy przełom jednak to czujniki ruchu i gry taneczne. Wyginanie się przed Kinectem albo Move'em to jedno z ulubionych zajęć mojego syna, natomiast w chwili, gdy czuje się w tej zabawie samotny, dzwoni po swoją znajomą z klasy i bez najmniejszej krępacji oboje zaczynają kręcić biodrami i podskakiwać (a rodzice umierają ze śmiechu, cudowny efekt uboczny). Śmiechy śmiechami, ale na taki gest sam bym się nie zdobył w wieku dziewięciu lat, zwłaszcza że taniec to wtedy przecież straszliwy obciach. Nowe pokolenie, stymulowane elektronicznymi gadżetami, przechodzi nad takimi społecznymi konwenansami z kompletną pogardą. To nie jest taniec, tylko granie w grę, więc co za problem robić to z koleżanką.
5. 1. Internet
Internet to takie coś, co jest w telefonie, telewizorze, komputerach, iPadzie i jeszcze paru innych rzeczach w naszym domu. Internet to coś, czego starsze pokolenie trochę się boi, bo nie rozumie, jakim cudem właściwie ci wszyscy ludzie chcą opowiadać o tym, dokąd poszli, co zjedli i gdzie zrobili sobie słodkie zdjęcie w lustrze. Dzieciaki i młodzież nie mają z tym absolutnie żadnego problemu, co z jednej strony może się wydawać koszmarem (przecież sami się pakują w Wielkiego Brata i na dodatek nikt ich do tego nie zmusza!), ale z drugiej moim zdaniem stanowi znak nowych, bardziej otwartych czasów. Przez setki lat ludzkość i potęga tej czy innej grupy bazowały na dochowywaniu tajemnicy, ale teraz tajemnica w zasadzie nie istnieje. Wszyscy wszystko o wszystkim wiedzą i do tego właśnie nasze dzieci w głównej mierze wykorzystują Internet. Komunikują się między sobą, transmitują co robią i o czym marzą, i nasza jedynie w tym głowa, żeby nie robili tego kompletnie bezmyślnie.
Wygłosiłem jakiś czas temu opinię, że molinezje w naszym akwarium strasznie się mnożą, ale bocje (sympatyczne rybki z paskami) jakoś nie mają ochoty na amory. Mój syn powiedział mi, że to dlatego, iż wszystkie bocje w naszym akwarium to samczyki. - Skąd wiesz? - zapytałem. - Sprawdziłem na Wikipedii - powiedział mi dziewięciolatek, któremu w życiu o Wikipedii nie mówiłem.
Internet wychowuje nam dzieci szybciej niż my sami. Nie ma jak tego przerwać, nie ma sensu z tym walczyć, trzeba dotrzymywać kroku. Inaczej zostaniemy sami na naszej smutnej wysepce, gdzie angielskie słowo sprawdza się w słowniku, a nie na translate.google.com.