Trwa ładowanie...

Zajęcia pozalekcyjne

Zajęcia pozalekcyjne
Zajęcia pozalekcyjne

Każdy rodzic kocha swoje dziecko i leży mu na sercu jego dobro. Dba o nie już od momentu poczęcia, zapewniając jak najlepsze warunki rozwoju, porodu, fachową opiekę medyczną, naturalne karmienie, całodobową opiekę i śliczny pokoik. Poza zaspokajaniem najbardziej podstawowych potrzeb dziecka, rodzic dba o jego szeroko rozumiany rozwój.

Wszechobecny wyścig szczurów, podnoszenie poprzeczki na każdym etapie życia sprawia, że tato i mama czują ogromną odpowiedzialność, która na nich ciąży. Odpowiedzialność za dorosłe życie swego potomka. Za jego sukces. Kolorowa rzeczywistość dookoła, pełna poradników, specjalistów, teorii oraz ludzi chcących polepszyć swój status materialny (kosztem rodziców) krzyczy do nich na każdym kroku, by za wszelką cenę stymulowali rozwój dziecka. A ponieważ hasła i obrazy, którymi przemawiają są bardzo sugestywne, prowadzą rodziców, jak po sznurku, ku świetlanej przyszłości Latorośli.

 

spis treści

1. Dla dobra dziecka?

Zobacz film: "Jak możesz pomóc maluchowi odnaleźć się w nowym środowisku?"
Zajęcia pozalekcyjne dla dzieci
Zajęcia pozalekcyjne dla dzieci [3 zdjęcia]

Często dziecko chce brać udział w zajęciach, na które uczęszczają koledzy lub koleżanki.

zobacz galerię

Najlepiej, żeby już niemowlę brało udział w zajęciach, które wpłyną na przyspieszenie jego rozwoju psychoruchowego. Może zacząć od nauki pływania i lekcji muzyki? A może jakaś metoda stymulacji kolorem? Umuzykalnianie jest popularne nawet dla 4-miesięcznych maluszków. Mają szansę kształtować pamięć, wyobraźnię, uwrażliwiać się na rytm i emocje... A jeszcze niedawno myślano, że niemowlakowi potrzebna jest kochająca i rozsądna mama...

Gdy tylko maluchy odrosną nieco od ziemi i nauczą się chodzić, mają do wyboru dziesiątki zajęć. Tańce, rytmika, jeździectwo, karate, hip hop, kursy teczniczne, nauka języków, plastyka i wiele, wiele innych, niekoniecznie tak zwyczajnych i oczywistych, jak wymienione.

Co rodzic robi dla dobra dziecka? Zapisuje je do najlepszego przedszkola, z szerokim wachlarzem zajęć dodatkowych, później do równie dobrej szkoły. Po dniu w placówce oświatowej maluch nie wraca do domu, nic z tych rzeczy! Teraz czas na stymulujący maraton. Dziecko jest wożone, bo później wozi się samo, z angielskiego na karate, a następnie na lekcję śpiewu.

Kolejny zestaw pobudzający to basen, fortepian, niemiecki. Dobrze, jak da się upchnąć jeszcze coś nietypowego, np. grafikę komputerową czy fotografię. I tak dzień za dniem. Szkoła, zajęcia, zajęcia, zajęcia, odrabianie lekcji, późna noc, sen. A Rodzice?

Kombinują cały czas, skąd wziąć kasę na to wszystko. Może znajdzie się jeszcze na coś? A jak czasowo pogodzić zajęcia ze sobą? Może dorzucić jakieś lżejsze w weekend? Oczekując na Latorośl pod drzwiami kolejnej sali, spotykają innych rodziców. To świetna okazja, by przeprowadzić swoistą giełdę tego, co modne, na topie, co polecane, a zaraz potem zacząć się chwalić domowym geniuszem. A że odrobinę przy tym koloryzują... Nie szkodzi.

2. Zajęcia dodatkowe

Syn chodzi niezadowolony, podenerwowany. Córka jest blada, ospała i smutna. Nie mają siły. Łapią infekcję za infekcją. Nie mają chęci na nic. Gdyby ich zapytać, zrezygnowaliby z większości zajęć, bo są zmęczeni bądź znudzeni. Czasem boją się konia, na którym mama każe jeździć, a fakt, że fałszują dziwnym trafem umyka jedynie tacie.

W szkole wcale nie jest dobrze, bo brak im czasu i siły na naukę. Zajęcia dodatkowe też ledwo odbębniają. A gdzie koleżanki i koledzy? Ci, według rodziców wartościowi są na zajęciach, a Ci, co mają czas po lekcjach nie stanowią odpowiedniego towarzystwa. Co dzieci dostają w zamian? Nieustanne przypominanie, że to dla ich dobra, że to w trosce o ich lepsze jutro, że im szersze zainteresowania, tym będą mądrzejsi, że jak już zostaną wziętym prawnikiem, wybitnym chirurgiem czy naukowcem, podziękują rodzicom. A rodzice przecież tak się poświęcają! Sobie od ust odejmują, rezygnują z własnych przyjemności, byle tylko im to całe dobro zapewnić, a dzieci niewdzięczne nie doceniają. A rodzicom w dzieciństwie tak łatwo nie było, oj nie było. Nie mieli „taaakich” możliwości. A tak w ogóle, to koniec dyskusji i marudzenia. Nie ma, że boli, że się nie podoba. Nie ma przebacz i lepiej niech się jedno z drugim postara bardziej, żeby czas i kasa w błoto nie poszły!

Ciekawe, kto też wyrośnie z tych dobrze stymulowanych dzieci? Geniusz, człowiek sukcesu, bywalec salonów, mający piękny dom, super auto i pokaźne konto? A może zapracowany, zgorzkniały, samotny frustrat z wrzodami na żołądku?! Czy naprawdę ważne jest wyłącznie, by dziecko odniosło sukces w przyszłości i stało się Kimś? Czy nie wystarczy, żeby było porządnym człowiekiem, szczęśliwym na miarę swych potrzeb i możliwości?

Czy rodzice wysyłając dziecko na miliony kursów, organizując mu każdą minutę życia nie idą po najniższej linii oporu w kwestii wychowania? Wypychają z domu, przerzucając na innych obowiązek pokazania dziecku świata, rozwijania jego umiejętności i zainteresowań. Często ograniczają się do roli szofera i portfela. Zapominają o tym, że, jeżeli już wysłali syna na karate, to wypadałoby uczestniczyć w zawodach, sukcesach i porażkach.

Nawet, jeżeli zapewni się dziecku rozwój intelektualny na szeroką skalę, nie można zapomnieć, że będzie on niewiele wart, gdy zbraknie mądrości życiowej. Gdy napięty grafik nie pozostawi czasu na rozwijanie zdolności interpersonalnych, gdy nie będzie czasu na rozmowy i zabawy z rówieśnikami, gdy zabierze się dzieciom ten aspekt życia, który uczy jak współdziałać i współistnieć w grupie.

Gdzie poznają emocje rządzące człowiekiem? Skąd będą mieć przyjaciół? Jak nauczą się, co wolno, a czego nie? Na kolejnych kursach i warsztatach? Zdecydowanie lepszym miejscem na zgłębianie tajników kontaktów interpersonalnych jest przysłowiowy trzepak. Dziecko uczy się, jak zaskarbiać sobie przyjaciół i skąd się biorą wrogowie w niezorganizowanej przez szkołę grupie rówieśniczej tam, gdzie sami mogą sobie układać relacje. A gdy z domu wyniosą dobre wzorce, mało prawdopodobne, by dały się wciągnąć w „złe towarzystwo”.

Wypychając dzieci z domu, ze szczytnymi hasłami na ustach, rodzice pozbawiają się (często nieświadomie) jedynego w swoim rodzaju kontaktu z własnym dzieckiem. Czegoś, czego nic nie jest w stanie zastąpić, a co daje niesamowitą obustronną satysfakcję. Przede wszystkim rezygnują z czegoś, co później zaowocowałoby bliskością, szacunkiem, zrozumieniem, nierozerwalną więzią. Jeżeli „przegapi się” pierwsze lata życia dziecka stymulując jego rozwój intelektualny na ogromną skalę, nagle może się okazać, że w domu pojawił się obcy człowiek.

Nastolatek, który zbuntował się na całej linii, z którym nie ma żadnej płaszczyzny porozumienia, o którym niczego się nie wie. W takiej sytuacji nie da się z dnia na dzień wejść ani w rolę rodzica, ani przyjaciela. Pozostanie się obcym.

3. Czy zajęcia dodatkowe są złe?

Broń Boże. Dobrze, że są, bo przynoszą wiele dobrego. Trzeba tylko pamiętać o równowadze. Bodźce pobudzające rozwój – OK, poszerzanie horyzontów – OK, rozwijanie talentów – OK, tylko niech będzie to w ramach zainteresowań dziecka. Niech mu daje satysfakcję i sprawia przyjemność. A jak się znudzi, niech wolno mu będzie zrezygnować. Niech nie będzie zmuszane tylko ze względu na to, że rodzic ma taką ambicję i na dodatek już zapłacił. Nic nie stoi na przeszkodzie, żeby dzieci w zajęciach, np. sportowych uczestniczyły z mamą lub tatą.

Ponad to niech rodzice przypomną sobie, że dziecku najbardziej na świecie nie są potrzebne kursy, a właśnie oni, rodzice. Kontakt z nimi, ich uwaga, akceptacja, szacunek i poświęcany czas. Mama z tatą mogą poszerzać dziecku horyzonty bez angażowania pieniędzy. Rodzice powinni uruchomić własną wyobraźnię i inwencję. Zamiast za kolejny kurs, niech zapłacą za dobrą książkę, którą wspólnie przeczytają, a następnie podyskutują na jej temat. Z dzieckiem trzeba rozmawiać nie tylko o szkole, ale o wszystkim, co dookoła, o nieznanych mu jeszcze rzeczach, o przyrodzie, emocjach, o tym, co dobre, co złe. Byle bez mentorskiego zacięcia. Dobrze jest przypomnieć sobie gry, jak „państwa, miasta”, „jakiego przedmiotu brakuje”, kalambury itd. Gra w piłkę, w badmintona czy spacer to bardzo dobry sposób na bycie razem i pobudzanie rozwoju fizycznego i nie wolno rodzicom o nim zapominać! Sprawność ruchowa, koordynacja, kondycja mają zasadnicze znaczenie dla ogólnego rozwoju dziecka, a także dla jego możliwości umysłowych.

4. Nuda dzieci

Dziecko ma prawo się nudzić. Niech ma czas na relaks. Jest mu to bardzo potrzebne. Ma prawo samo sobie zorganizować czas, nawet jeżeli rodzic myśli, że go marnuje. Niech w ten sposób uczy się podejmowania decyzji i samodzielności. Rodzic ma zapewnić dziecku dogodne warunki do rozwoju, ma je motywować, stymulować, ale najpierw musi je poznać, później uważnie słuchać, reagować, akceptować samodzielne decyzje. Rodzic ma sprawić, by dziecko poznało siebie, nabrało wiary we własne możliwości.

P.S.

Czytając o znaczeniu wspomagania, stymulowania rozwoju psychoruchowego dziecka, nawet sposobem karmienia, zastanawiam się skąd w historii tyle wybitnych jednostek. Skąd wzięli się ci wszyscy wielcy nauki, sztuki, polityki bez tych wszystkich genialnych teorii wychowawczych;)

Polecane dla Ciebie
Pomocni lekarze