Wyścigi małych szczurów
– Lubię niedziele – mówi 4,5 letnia dziewczynka.
– Dlaczego? – pyta nauczyciel.
– Tylko wtedy nie mam żadnych zajęć (po czym zaczyna wyliczać zajęcia dodatkowe, które ma każdego dnia).
Od kilku lat przyglądam się dzieciom starszym i młodszym. Miałam okazję uczyć angielskiego grupy przedszkolne, pracowałam w różnych szkołach jako psycholog.
Już kilka lat temu zaniepokoił mnie nadmiar zajęć, jakie mają „dzisiejsze” dzieci.
Nie raz spotkałam się z sytuacją, kiedy dziecko jest „wyłączone” z przemęczenia. Takie dzieci nie są w stanie myśleć odpowiednio do sytuacji, trudno jest do nich czasami dotrzeć.
Najczęstsze objawy to spadek energii, trudności z koncentracją, brak apetytu, dziecko długo śpi albo nie jest w stanie zasnąć, jest rozkojarzone i momentami jakby nieobecne, bardzo często jest podenerwowane.
Gdy zapytamy o czas wolny – nie potrafią powiedzieć co to jest (albo co wtedy robią). Zamiast biegać z koleżankami i kolegami po boisku lub parku – biegają z zajęć na zajęcia.
Jakie są zazwyczaj te dodatkowe zajęcia? To gra na instrumentach, język obcy, taniec, karate, treningi sportowe, zajęcia wyrównawcze, kółka zainteresowań oraz wiele innych.
Nasze dzieci czasami funkcjonują jak dorośli z korporacji – dochodzi bardzo często do tego, że niektóre z nich mają zajęcia codziennie do godziny 18 lub 19. „Pracują” po 10 godzin dziennie, następnie wracają do domu i muszą nauczyć się na następny dzień do szkoły. Część z tych dzieci nie ma nawet wolnych weekendów. „Grafiki” mają tak napięte, że nie są w stanie nic więcej dodać.
Spotkałam się nawet z sytuacją, kiedy rodzice podawali dziecku „leki” na podniesienie energii, gdyż było ono zbyt mało aktywne na zajęciach edukacyjnych, przy czym dla mnie jasne było, że jest ono po prostu przemęczone.
Zastanawiałam się wielokrotnie, z czego to wynika. Czy to my, dorośli, próbujemy realizować się poprzez nasze dzieci? Czy widząc dzisiejszy pędzący świat, nie chcemy, aby nasze dziecko pozostawało w tyle? Myślę, że każdy musi samodzielnie odpowiedzieć sobie na to pytanie. Ale problem w tym, że nie każdy rodzic zdaje sobie sprawę z wagi problemu.
Zawsze zastanawiam się, jak daleko zajdzie taka sytuacja – czyli, kiedy powiemy dość. Rozumiem dylemat rodziców, szczególnie jeśli ich dziecko nie radzi sobie z edukacją – i w związku z tym ma zajęcia wyrównawcze z różnych przedmiotów.
Ale niestety – dziecko w końcu jest tak zmęczone, że już z niczym nie jest w stanie sobie poradzić.
Większość z nas wie, jak to jest, kiedy mamy za dużo na głowie – nie jesteśmy się w stanie skupić i nagle popełniamy „głupie” błędy. Dlaczego wydaje się nam, że organizm naszych dzieci będzie reagować inaczej? Czy one nie mają prawa do dzieciństwa?
Jak znaleźć „złoty środek”? Jak wybrać właściwie i nie przesadzić? To nie są łatwe pytania, a odpowiedź jest jeszcze trudniejsza. Może warto pokierować się lekarską maksymą „przede wszystkim nie szkodzić”.
Pracując w szkole, widzę przerażającą mnie osobiście sytuację: bardzo często relacja rodzic-dziecko jest uzależniona od osiągnięć edukacyjnych malucha. Czy może być tak, że właśnie to jest motorem napędowym do zapisywania dziecka na różne zajęcia? Czy chodzi o to, aby móc popisać się przed znajomymi z osiągnięć naszych dzieci?
A może po prostu to my jesteśmy tak zajęci własnym życiem, że próbujemy wypełnić czas naszych pociech. A może nie mamy pomysłu, jak spędzić czas z dziećmi?
Felieton Barbary Góreckiej-Atkinson