Wojna o chrzest
Kasia nie rozmawia ze swoją teściową od sześciu miesięcy. Kobiety pokłóciły się o chrzest dziecka, a raczej jego brak. Takich rodzinnych historii jest coraz więcej.
Kasia wychowywana była w rodzinie katolickiej. Jest ochrzczona i bierzmowana. Do kościoła przestała chodzić w liceum. Nie odstąpiła od wiary katolickiej, ale nie do końca zgadzała się z zasadami w niej obowiązującymi.
Jej rodzice na początku myśleli, że to chwilowy bunt i córce przejdzie. Z czasem jednak zrozumieli, że Kasia odsunęła się od kościoła świadomie. Zaakceptowali jej decyzję.
W czasie studiów kobieta poznała Roberta. Chłopak pochodził z Nowej Wsi Wielkiej, małej miejscowości w okolicy Bydgoszczy. Był w kościele co niedzielę, regularnie chodził do spowiedzi. Nie krył się ze swoją wiarą. Tak był wychowany.
Przeczytaj również:
Komunia po polsku, czyli lans, limuzyny, sesje zdjęciowe i operacje plastyczne
1. I nie ślubuję ci...
Rodzice Roberta polubili Kasię. Gdy jednak przyznała się, że nie chodzi do kościoła, zaczęli jej unikać. Starali się przekonać syna, że to nie jest dziewczyna dla niego. Mówili, że nie stworzą trwałego związku, bo nie będzie zbudowany na trwałych fundamentach.
I wtedy Robert sprzeciwił się rodzicom po raz pierwszy. Po dwóch latach znajomości, wyprowadził się od rodziców i zamieszkał z Kasią w Bydgoszczy. Gdy para skończyła studia, zaczęła myśleć o małżeństwie.
- Ślub kościelny nie wchodził w grę. Nie chciałam żyć w kłamstwie. I nie chciałam też brać udziału w całej tej szopce. Płacić za sakrament? Nie godzę się na to – mówi Kasia.
Narzeczeni wzięli ślub cywilny. Na uroczyści nie zjawili się rodzice Roberta. Nie pomogły namowy syna ani wizyta rodziców Kasi. Powiedzieli, że to i tak "na niby", a ta jedyna, wybrana dla Roberta przez Boga, gdzieś na niego czeka. I to z nią stanie przed ołtarzem.
Nikt taki się jednak nie zjawił. Po trzech latach od ślubu Kasia zaszła w ciążę. Urodziła syna, Mikołaja. Robert powiadomił swoich rodziców o narodzinach wnuka. Niespodziewanie przyjechali w odwiedziny.
- Byliśmy bardzo zdziwieni, gdy zobaczyliśmy ich w drzwiach. Nie miałam ochoty na ich wizytę, ale rozumiałam, że chcieli przywitać Mikołaja. Byli mili, pytali mnie o przebieg ciąży i samopoczucie. Pomyślałam, że być może ich nastawienie do nas uległo zmianie i zaakceptowali fakt, że nie mamy z Robertem ślubu kościelnego – mówi Kasia.
Na kolejnej wizycie teściowe zaczęli wypytywać kobietę o chrzest. Synowa powiedziała im, że Mikołaj nie będzie ochrzczony, ale nie będzie robić problemów, gdy za kilka lat sam zechce przyjąć sakrament.
- I wtedy rozegrał się dramat. Mama Roberta zaczęła krzyczeć, że jestem opętana przez szatana i że zniszczyłam jej synowi życie. Darła się tak, że sąsiadka przyszła sprawdzić, czy wszystko u nas w porządku – mówi Kasia.
Następnego dnia kobieta zadzwoniła do syna. Przeprosiła go i zasugerowała spotkanie na neutralnym gruncie, bez Kasi. Robert pojechał do rodziców. W salonie obok mamy siedziały jego dwie ciocie i babcia.
- Najpierw próbowali łagodnie powiedzieć mi, że muszę ochrzcić Mikołaja. Taki jest mój obowiązek i koniec. Zapewniali, że oni już wszystko ustalili. Znaleźli księdza, który udzieli sakramentu mimo, że nie mamy z Kasią ślubu kościelnego. Byłem nieugięty, więc zaczęły się groźby. Rodzice mówili, że nie będą chcieli mieć z nami kontaktu – wspomina Robert.
I słowa dotrzymują. Od pół roku nie odezwali się do syna. Nie zadzwonili, by spytać, jak czuje się Mikołaj, choć to ich pierwszy wnuk. Postawili warunek: dziecko ma zostać ochrzczone.
- Cała sytuacja wydaje się chora. Jest mi przykro, że cierpi na tym nasz syn. Jeszcze nie zadaje pytań, ale za jakiś czas będzie. I co ja mu powiem? Że babcia z dziadkiem go nie kochają, bo nie chodzi do kościoła? Gdzie tu chrześcijanizm? Gdzie zrozumienie i akceptacja? – pyta Kasia.
2. Sakrment na pozór
Coraz więcej młodych ludzi decyduje się nie chrzcić swoich nowo narodzonych dzieci. Mówią o pozorach religijności, akościelności. Nie chcą żyć w kłamstwie. Wiedzą, że ani oni, ani rodzice chrzestni nie będą w stanie sprostać złożonej w czasie sakramentu przysiędze. Po co więc je chrzcić?
W Polsce nadal religia bardzo silnie łączy się z kulturą, obyczajowością i tradycjami. Można więc unikać kościoła, ale przyjęcie sakramentów jest konieczne, bo "tak wypada". Nie każdy ma siłę i chęć iść pod prąd, zwłaszcza że rodzina w tej kwestii potrafi być bardzo stanowcza. Boi się społecznego ostracyzmu, wytykania palcami i plotek.
Z całych sił więc namawia młodych rodziców na chrzest i angażuje się w przygotowanie uroczystości. Pracy jest przy tym sporo. Trzeba wynająć salę, zamówić tort, kupić odpowiedni strój dla dziecka, wysłać eleganckie zaproszenia. Wypada też podziękować przybyłym gościom. I to nie byle czym, bo lukrowanymi migdałami, które symbolizować mają zdrowie, szczęście, płodność, bogactwo i długowieczność. Do rachunku dopisać trzeba posługę duszpasterską dla kapłana.
- Będziemy Mikołajowi mówić o religii. Ale pozwolimy mu samemu zdecydować. Może zechce chodzić do synagogi, może do cerkwi? Chrzest jest niewymazywalny. To decyzja na całe życie. Niech więc podejmie ją sam zainteresowany, nie ja – mówi Kasia.
Chrzest święty to fundament życia chrześcijańskiego. W Polsce przyjęło się, że przyjmowany jest tuż po narodzinach. Ma to związek z ludową wiarą w ochronną moc tego sakramentu.
Rodzice w sprawie chrztu mają prawo decydować za dziecko do 7. roku życia. Ta cezura jest nieprzypadkowa, bo właśnie wtedy, zgodnie z Kodeksem Prawa Kanonicznego, chrześcijanin przestaje być dzieckiem i może już świadomie podejmować decyzję w kwestii swojej wiary.