Nie wierzył, że koronawirus jest niebezpieczny. Do czasu, gdy sam zachorował
Artur nie wierzył, że koronawirus niesie ze sobą groźne powikłania. Bagatelizował zakażenia innych osób. Do czasu, gdy zachorował sam. Jego stan był na tyle ciężki, że lekarze musieli przeszczepić mu oba płuca. Dziś mężczyzna dochodzi do siebie.
1. Nie wierzył, dopóki nie zachorował
Artur Sanchez pochodzi w Meksyku. Tam mieszka, pracuje i wychowuje dwójkę dzieci. Kiedy wybuchła epidemia, do informacji o nowym wirusie nie podchodził poważnie. "Zanim moja rodzina zaczęła chorować, myślałem, że to tylko kolejny wirus grypopodobny, że media i lekarze zrobili z niego wyjątkową sensację" – przyznaje mężczyzna.
Sytuacja zmieniła się, kiedy koronawirusem SARS-CoV-2 zaraziła się jego siostra i szwagier. Oboje trafili do szpitala, szwagier niestety nie przeżył infekcji. W czasie gdy siostra Artura przebywała w szpitalu, ten musiał zająć się matką. Jak się później okazało, ona także uzyskała pozytywny wynik testu. I to właśnie od niej mężczyzna się zaraził.
Sanchez zaczął czuć się źle na początku kwietnia 2020 r. W nocy 12 kwietnia obudził się z wysoką gorączką i dusznościami. Przestraszył się i mimo późnej pory postanowił udać się do centrum medycznego. Zrobiony tam test w kierunku zakażenia koronawirusem wyszedł pozytywny, ale lekarze nie przyjęli mężczyzny na oddział.
"Miałem się jedynie trzymać z dala od mojej żony, żeby jej nie zarazić" – mówi Artur. Mężczyzna nie czuł się jednak dobrze i poprosił siostrę, by pielęgniarka, która ją odwiedzała przyszła także do niego. "Kiedy zobaczyła, w jakim jestem stanie, powiedziała, że muszę koniecznie pojechać do szpitala" - powiedział Sanchez. Trafił od razu na oddział intensywnej opieki medycznej i został podłączony do respiratora.
Stan mężczyzny nie poprawiał się, dlatego lekarze zdecydowali o przewiezieniu go do szpitala University of New Mexico. Tam został podłączony do aparatu do pozaustrojowego natleniania membranowego (ECMO). Jak się później okazało, na pierwszy samodzielny oddech mężczyzna musiał poczekać.
2. Niebezpieczne powikłania
W szpitalu w New Mexico, w podłączeniu do specjalistycznej aparatury, Artur spędził 93 dni. Kiedy jego stan zaczął się poprawiać, specjaliści uznali, że można go odłączyć od ECMO. Jednak płuca mężczyzny były uszkodzone, pokryte bliznami, nie mogły pracować samodzielnie i potrzebowały respiratora.
Według lekarzy koronawirus spowodował w płucach Artura nieodwracalne uszkodzenia i jedyną szansą na przeżycie Artura był podwójny przeszczep płuc. Po 3 tygodniach Artur trafił do Instytutu St Joseph's Norton Thoracic Institute w Phoenix w Stanach Zjednoczonych. Dawca znalazł się już po kolejnych 3 tygodniach. Nowe płuca Artur otrzymał pod koniec sierpnia 2020 r. Do domu został wypisany po 147 dniach.
3. Artur: "Dziękuję wszystkim lekarzom"
Po podwójnym przeszczepie płuc, Artur już do końca życia będzie musiał przyjmować leki immunosupresyjne. Osłabiają one odporność po to, by płuca od dawcy mogły się przyjąć w jego organizmie. Nie przeszkadza mu to jednak. "Teraz nie biorę już żadnego dnia za pewnik. Gdyby nie lekarze, którzy się mną zaopiekowali, nie byłoby mnie tutaj" – mówi mężczyzna.
"Chciałbym im bardzo podziękować. Jestem wojownikiem, ale sam nie dałbym rady. Bagatelizowałem koronawirusa i mam za swoje. Teraz jestem chodzącym dowodem na to, że on istnieje i atakuje z dużą siłą" - podsumowuje Artur.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl