Mężczyźni, który odbierają porody. "Kobiety biorą mnie za swojego"
- Gdy wchodzę na salę, pacjentki zawsze myślą, że jestem lekarzem. Jak mówię, kim jestem, dopytują: "Naprawdę, mężczyzna położny? Pierwszy raz słyszę!" - śmieje się Grzegorz Chajdaś, pierwszy polski położny, związany z tym zawodem od 30 lat. - Niektóre kobiety na mój widok mówią: "Ojej, koleżanki mi nie uwierzą!" - dodaje Denis Tonn, jego młodszy kolega po fachu.
1. Trudne początki w zawodzie
Według Naczelnej Izby Pielęgniarek i Położnych na rok 2022 w Polsce zarejestrowanych jest 41 tys. 337 kobiet położnych i tylko 80 wykonujących ten zawód mężczyzn. Praca w tak mocno sfeminizowanym środowisku dla wielu okazuje się być wyzwaniem, o czym przekonują się często już w trakcie studiów.
- Płeć w tym zawodzie ma znaczenie. Mężczyznom jest trudniej. Wiem, że chłopaki studiujący położnictwo, spotykają się z krytyką już wśród położnych na praktykach. To jest jawna dyskryminacja. A potem szukają pracy w zawodzie i nie mogą jej dostać - mówi w rozmowie z WP Parenting Denis Tonn, który od ośmiu lat pracuje jako położny w Warszawie.
Pytany o pierwsze próby zatrudnienia wraca myślami do 2016 roku i mówi o załamaniu.
- Było bardzo trudno. Mimo że podczas praktyk w szpitalu byłem wielokrotnie chwalony, potem spotkałem się dosłownie z "betonem": nie chciano mnie zatrudnić, "bo jak to, facet położny?"... Złożyłem wiele CV, odwiedzałem naczelne położne i nic. Załamałem się. Tyle lat studiów i mam to rzucić, bo nie mogę znaleźć pracy w zawodzie? - wspomina.
W końcu się udało… po znajomości. Za pracą przeprowadził się z Poznania do Warszawy. Dopiero w stolicy dostał szansę, by udowodnić swoje umiejętności. Jego historia jest dowodem na to, że mimo upływu lat dyskryminacja mężczyzn wśród położnych wciąż jest problemem. Podobnie jak 30 lat temu, gdy pierwszej pracy szukał Grzegorz Chajdaś - pierwszy zarejestrowany w Polsce mężczyzna położny.
- Lata 90. to były czasy, gdy oddziały położnicze były "zabetonowane". Pracowały tam panie mające po 50-60 lat i nie przyjmowano raczej nowych osób. Wtedy mężczyźni położni byli jawnie odrzucani - wspomina w rozmowie z WP Parenting Grzegorz Chajdaś, który obecnie pracuje jako położny w Szpitalu Specjalistycznym im. Stefana Żeromskiego w Krakowie.
- Gdy uzyskałem prawo wykonywania zawodu i starałem się o pracę, to w jednym ze szpitali powiatowych położna oddziałowa powiedziała mi, że dopóki ona jest oddziałową, nie będzie tu facetów położnych - dodaje.
Za pracą musiał się kilka razy przeprowadzać. Z braku innych możliwości przez jakiś czas pracował w karetce pogotowia, a nawet w noclegowni dla bezdomnych. W końcu udało mu się "zaczepić" jako położny w szpitalu w Wadowicach, ale tylko dzięki pomocy urzędu pracy. Początki nie były łatwe.
- Spotkałem się z nieufnością i patrzeniem na ręce - wspomina.
Wybór tak stereotypowo kobiecego zawodu może dziwić. Ale - przyznają nasi rozmówcy - ich droga życiowa była dziełem przypadku. Denis studiował biologię, jednak praca w laboratorium okazała się dla niego zbyt nudna. Zafascynowany opowieściami koleżanki, która studiowała położnictwo, postanowił obrać inny kierunek.
Z kolei Grzegorz, pytany, dlaczego zdecydował się na położnictwo, szczerze odpowiada, że do dziś nie wie.
- Kończyłem technikum mechaniczne na kierunku obróbka maszyn. Któregoś dnia w Wadowicach zobaczyłem ogłoszenie, że przyjmują do studium medycznego wydziału położniczego. Pomyślałem "dlaczego nie?" i rozpocząłem studia z kolegą. Do tej pory nie wiem, co mną kierowało - opowiada.
- Z perspektywy czasu myślę, że nie jest to zawód dla mężczyzn. Jeszcze nie teraz. Jednak absolutnie nie żałuję, że wybrałem tę drogę - dodaje.
Pierwszego porodu, w którym uczestniczył, nie pamięta wcale. Był zbyt wystraszony. Podobne wspomnienia ma Denis.
- Pierwszy poród pamiętam jak przez mgłę. To było podczas praktyk na drugim roku studiów. Byłem wtedy tylko obserwatorem. Najbardziej zwróciłem uwagę na emocje ojca, zapamiętałem jego wzruszenie. Aż sam się wtedy wzruszyłem - mówi.
W praktyce obu panów zdarzyły się jednak takie porody, których zapomnieć się nie da.
- Pacjentce w szpitalu w Wadowicach odchodziły wody płodowe. Po zbadaniu wewnętrznym okazało się, że wypadła jej pępowina i zakleszczyła się między kośćmi miednicy a napierającą główką dziecka. Nie mogłem wtedy usunąć swoich placów z pochwy, bo doszłoby do całkowitego zamknięcia pępowiny i dziecko by nie przeżyło. Trzeba było szybko zrobić cesarskie cięcie. Kobietę posadzono więc na wózek i tak z nią jechałem przez cały oddział, cały czas trzymając jej palce w pochwie, aż zrobiono jej znieczulenie i rozpoczęto cięcie. Nie mogłem potem pisać przez tydzień, bo tak bolały mnie palce - wspomina ze śmiechem Chajdaś.
- W zeszłym roku przyjmowałem poród odbywający się w wannie, który bardzo mnie wzruszył. Gdy pojawiła się główka dziecka, kobieta zaczęła ją dotykać i mówić do malucha w bardzo ciepłych słowach. Jej partner zaczął płakać i ja też się bardzo wzruszyłem, oczy miałem zalane łzami - opowiada Tonn.
2. "Naprawdę, mężczyzna położny? Pierwszy raz słyszę!"
Mimo tego, że ich praca jest przez rodzące doceniana, wciąż zdarza się, że panowie położni budzą na bloku porodowym ogromne zdziwienie.
- Niektóre pacjentki śmieją się, widząc mnie, położnego, na sali porodowej. Mówią: "Ojej, koleżanki mi nie uwierzą!". Inne dziwią się: "Pan położny? OK, no dobra…", a potem po porodzie przyznają, że początkowo były sceptyczne, ale ostatecznie wszystko było super - mówi Tonn.
- Gdy wchodzę na salę, pacjentki zawsze myślą, że jestem lekarzem. Jak mówię, kim jestem, dopytują: "Naprawdę, mężczyzna położny? Pierwszy raz słyszę!" - śmieje się Chajdaś.
Czy zdarzyło im się, że kobiety wprost odmówiły ich pomocy? Denis przypomina sobie tylko jeden taki przypadek, gdy chciał nauczyć pacjentkę przystawiania noworodka do piersi.
- Powiedziała, że woli, aby pomogła jej inna kobieta, bo się wstydzi - mówi.
- Niektóre kobiety mówią, że się mnie krępują. Pytam je wtedy, czy były kiedyś u mężczyzny ginekologa. Odpowiadają, że tak. To dlaczego krępuje je facet położny? Mówią, że nie wiedzą - opowiada Chajdaś.
Co innego partnerzy rodzących. Jak mówi Chajdaś, zwykle są tak wystraszeni, że jest im obojętne, czy poród przyjmie położna czy położny.
- Tylko raz mi się zdarzyło, że jakiś pan nie chciał, żebym się opiekował jego rodzącą żoną. Poprosił o położną kobietę. Dla mnie to nie stanowiło problemu, ale wolałbym, aby to była decyzja tej pani. Ona była natomiast bardzo cicha i wcale tego nie skomentowała - opowiada Tonn.
Położny dodaje, że nigdy nie doświadczył negatywnego feedbacku (informacja zwrotna - przyp. red.) po porodzie.
- Pomaga mi to, że jestem osobą nieheteronormatywną i mam dobry kontakt z kobietami. Panie wyczuwają moją energię. Biorą mnie za swojego i czują się przy mnie bezpiecznie - opowiada.
Przyznaje jednak, że nie zawsze było mu łatwo odnaleźć się w mocno sfeminizowanym środowisku położnych.
- Dla facetów to nie jest łatwy zawód. Muszą znać swoją wartość, bo przyjdzie im często udowadniać, że płeć nie ma znaczenia - najważniejsza są empatia i chęć niesienia pomocy - dodaje.
Chajdaś wspomina natomiast, że to położne miały początkowo problem z nim, mężczyzną.
- Jak zaczynałem pracę w szpitalu Żeromskiego, moje koleżanki na oddziale największy problem miały z tym, o czym będą ze mną rozmawiać. Teraz jestem już tak zasymilowany, że znam przepisy na placki, wiem, co to jest haftka, a niedługo będę chyba miesiączkował - śmieje się.
Pytany o to, co w zawodzie położnego najbardziej mu doskwiera, bez zastanowienia wspomina o zarobkach.
- Na rękę za pełny etat mam 5400 zł. Wiem, że w porównaniu z pracą w fabryce to dużo, ale biorąc pod uwagę, jaką mam w swojej pracy odpowiedzialność, to są to małe pieniądze - mówi.
Tonn dodaje, że trudne jest także to, że nie zawsze może odciąć się od pracy po skończonym dyżurze.
- Ciężkie są szczególnie te porody dzieci, które zmarły w brzuchu mamy. Nie zawsze po nich dostajemy pomoc psychologiczną. Potem wraca się do domu i nie jest łatwo to przetrawić - opowiada.
Przyznaje, że zanim rozpoczął pracę w zawodzie, wyobrażał sobie, że porody są doświadczeniem czysto fizjologicznym. Przeszkadza mu to, że współcześnie są bardzo zmedykalizowane. Niezależnie jednak od przebiegu porodu, za najpiękniejszy moment swojej pracy nasi rozmówcy uznają ten, w którym na świat przychodzi żywe dziecko.
- Uwielbiam tę satysfakcję, wzruszenie i spokój po porodzie. Gdy maluch jest już na świecie, czuję się zmęczony, ale i naładowany dobrą energią - mówi Tonn.
- Drugi akt porodu jest piękny: najpierw są przekleństwa, cierpienie, a potem ten wyraz zmęczonej twarzy rodzącej, gdy pierwszy raz widzi swoje dziecko. To rekompensuje wszystko - dodaje Chajdaś.
Marta Słupska, dziennikarka Wirtualnej Polski
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl