Wakacje na SOR. Ratowniczka ostrzega przed największymi zagrożeniami dla dzieci
Dla ratowników medycznych pracujących w szpitalnych oddziałach ratunkowych letnie miesiące to szczególnie trudny i intensywny okres. Gdy tylko temperatura wzrasta, puszczają hamulce i często zapominamy o zdroworozsądkowym myśleniu. Jakich obrażeń doznają najczęściej dzieci i jakie zachowania najmłodszych spędzają sen z powiek medykom? Ratowniczka medyczna odsłania przed nami kulisy wakacyjnej pracy na SOR.
1. Lato na SOR
Lato to czas relaksu i "sezon ogórkowy". Na pewno z takim stwierdzeniem nie zgodzą się pracownicy szpitalnych oddziałów ratunkowych. Letnie miesiące porównują do rollercoastera - czasami nie dzieje się nic, a czasem cały dyżur mija jak jedna chwila - pacjentów jest tak dużo.
To właśnie w wakacje zdarza się najwięcej urazów. Brawura nastolatków, a także niefrasobliwość dorosłych są w tym czasie szczególnie widoczne. Dzieci trafiają na pogotowie z rozmaitymi ranami na całym ciele. Nic dziwnego, jest ciepło, więc większość czasu spędzają na zewnątrz. Te spokojniejsze maluchy obdzierają kolana, jeżdżąc rowerem, te bardziej kreatywne skaczą ze skał lub ćwiczą akrobacje na elektrycznych hulajnogach.
- Jeśli miałabym wymienić najpopularniejsze letnie obrażenia u dzieci, to są to złamania kończyn, okolicy twarzoczaszki, otarcia, rany cięte i szarpane, urazy głowy, wstrząśnienia mózgu czy podtopienia. Te obrażenia wynikają najczęściej z jazdy na rowerze i hulajnodze czy zabaw nad wodą. Dzieci jeżdżą bez kasku, są pozostawione same sobie i dochodzi do wypadków - wyjaśnia w rozmowie z WP Parenting Natalia Twarduś, ratowniczka medyczna, która prowadzi na Instagramie konto "@propofolek".
2. Niebezpieczne hulajnogi elektryczne
Hulajnogi elektryczne stają się coraz popularniejszym środkiem transportu. Wprawdzie istnieją przepisy, które regulują korzystanie z tych urządzeń, ale niewiele osób je zna, a jeszcze mniej stosuje.
Przepisy stanowią, że kierujący hulajnogą elektryczną może korzystać głównie z drogi dla rowerów lub pasa ruchu dla rowerów - z prędkością dopuszczalną 20 km/h.
Osoby, które nie ukończyły 18 lat, muszą mieć kartę rowerową lub prawo jazdy kategorii AM, A1, B1 lub T. Dzieci w wieku do 10 lat mogą jeździć hulajnogą elektryczną jedynie w strefie zamieszkania, pod opieką osoby dorosłej.
Jak wyglądają realia? Zdarza się, że kierujący (w tym dzieci) pędzą nawet 50 km/h po chodniku, stanowiąc olbrzymie zagrożenie dla pieszych.
- Pamiętajmy, że wynajęcie takiej hulajnogi jest banalnie proste. Dziecku, które korzysta z aplikacji, do której podłączona jest karta rodzica, zajmie to mniej więcej dwie minuty, w związku z czym wystarczy znaleźć w mieście hulajnogę, odpalić aplikację i gnać na złamanie karku bez żadnego nadzoru - mówi ratowniczka.
- Producent zaleca, by hulajnogi osiągały prędkość do 20 km/h. Ale jak wiemy, może być ona zdecydowanie większa poprzez stosowanie różnego rodzaju modyfikacji, np. ściąganie blokad na prędkość. Jeśli dziecko poruszające się na hulajnodze bez żadnego zabezpieczenia, z tak dużą prędkością zderzy się z samochodem, rowerzystą, pieszym czy innym uczestnikiem ruchu - zderzenie to będzie można porównać do zderzenia z betonową ścianą - dodaje.
3. Rodzic prawdę ci powie?
Natalia Twarduś przekonuje, że obrażenia, które powstają w wyniku wypadku, do którego doszło podczas jazdy na elektrycznej hulajnodze, są dość typowe. Jednak często rodzice nie chcą zdradzić, jak naprawdę doszło do zdarzenia i okłamują medyków.
- Myślę, że robią to, bo boją się konsekwencji wynikających z zaniedbania i niedopilnowania dziecka. Ale należy jasno zaznaczyć, że zatajanie prawdy w sytuacji, gdzie chodzi o zdrowie i życie danego człowieka, jest bardzo głupim i nieodpowiedzialnym zachowaniem. My jako personel medyczny musimy wiedzieć, co tak naprawdę się wydarzyło, aby móc wdrożyć odpowiednie leczenie. Jeśli rodzic powie nam, że dziecko tylko się przewróciło i na pierwszy rzut oka ma jedynie kilka siniaków, a my w to uwierzymy i zbagatelizujemy sprawę, to może dojść do tragedii - tłumaczy Natalia Twarduś.
- Niektórych obrażeń nie widać, są to przykładowo obrażenia wewnętrzne jamy brzusznej czy krwawienie wewnątrzczaszkowe. Przez co, bez informacji jak naprawdę doszło do zdarzenia, lekarz może zrezygnować ze zlecenia wykonania badania obrazowego, tj. tomografii, rezonansu itp. To potem może doprowadzić do sytuacji krytycznej. Dziecko skończy albo w bardzo ciężkim stanie, albo w ostateczności umrze. Dlatego tak ważny jest wywiad, który przeprowadzamy na miejscu zdarzenia, a następnie w placówce medycznej - dodaje.
A co robią medycy w sytuacji, gdy rodzic mimo dodatkowych pytań pracowników SOR nadal twierdzi, że "to było przecież tylko drobne stłuczenie", a obrażenia ewidentnie na to nie wskazują?
- Najpierw staramy się opanować sytuację, zająć się dzieckiem, żeby czuło się jak najbardziej komfortowo i bezpiecznie - często mamy bowiem do czynienia z tzw. strachem przed białym fartuchem. Jednak jeśli widzimy, że obrażenia nie są adekwatne do tego, co rodzice przedstawiają, to staramy się sprawę wyjaśnić. Jeśli dziecko ma otarcia na pół twarzy, wybity ząb, złamanie ręki, deskowaty, twardy brzuch, a opiekun twierdzi, że maluch tylko się przewrócił, to umówmy się, nie ma takiej możliwości, żeby mówił prawdę - relacjonuje autorka profilu "@propofolek".
Niestety czasami takie wypadki nie kończą się tylko drobnymi otarciami. Kolejna przytoczona przez ratowniczkę historia dowodzi, że potrącenie dziecka przez osobę poruszającą się na hulajnodze elektrycznej może skończyć się tragicznie.
- Jedna taka mała pacjentka, sześcioletnia dziewczynka, szczególnie zapadła mi w pamięć. Na SOR przywiozła ją karetką, towarzyszyła jej mama. Rodzina wyszła na popołudniowy spacer, szli całą szerokością ścieżki rowerowej. W dziewczynkę uderzył poruszający się rozpędzoną hulajnogą nastolatek. Doszło do krwotoku wewnętrznego, złamania wieloodłamowego przedramienia, jak i pojawiły się charakterystyczne objawy krwawienia wewnątrzczaszkowego, wystąpił obrzęk mózgu. Mimo najlepszych starań lekarzy nie udało się uratować tego malucha. Czyja to wina? Wydaje mi się, że po części rodzica. Przykład, jak wiemy, idzie z góry. Musimy wreszcie nauczyć się, że ścieżka rowerowa jest drogą dla rowerów, a nie dla pieszych - przestrzega ratowniczka.
- Później okazało się, że nastolatek nie miał uprawnień do prowadzenia tej hulajnogi. Nie posiadał karty rowerowej, próbował podejść do egzaminu, jednak nie udało mu się jej uzyskać. Z wywiadu wynikało, że ten 14-letni chłopiec zabrał hulajnogę pełnoletniemu bratu i ruszył nią na drogę, co skończyło się tragicznie. Z tego co wiem, rodziców tego chłopca pociągnięto do odpowiedzialności karnej - dodaje.
4. Mali bogowie
Kolejną piętą Achillesa, jeśli chodzi o bezpieczeństwo dzieci w lecie, jest jazda rowerem bez kasku. W tym przypadku najczęstszymi gośćmi SOR są nastolatkowie. Młodzi myślą, że są nieśmiertelni, chcą żyć szybciej, przeżyć więcej.
- Jeśli chodzi o to zagadnienie, to zauważyłam tutaj pewną zależność. Gdy z roweru korzysta małe dziecko, tak do dziesiątego roku życia, to rodzice jeszcze sprawują nad nim jakąś kontrolę i są gdzieś w pobliżu. Bardziej lub mniej dbają o to bezpieczeństwo. Jednak dzieci starsze, pozostawione same sobie już tej kontroli i opieki nie mają. Jeżdżą bez kasku, bez zabezpieczeń, odpowiedniego oświetlenia. Często przeceniają swoje możliwości. To prowadzi do niebezpiecznych sytuacji - wyjaśnia Natalia Twarduś.
Czy kask może uratować nasze życie? Odpowiedź jest jasna i jednoznaczna - tak.
- Kilka dni temu na SOR została przywieziona nastolatka. Jechała na rowerze bez kasku. Z naprzeciwka, rozpędzony rowerzysta, mający kask wjechał nią. Dziewczyna spadła z roweru i uderzyła głową w krawężnik. Doszło do krwotoku wewnątrzczaszkowego i zmarła. Czy gdyby miała kask, to by przeżyła? Prawdopodobnie tak. Jeśli chodzi o sprawcę wypadku, to skończyło się na wybitym barku, otarciach okolicy dłoni, kolan i pękniętym kasku - opowiada ratowniczka.
Jednak to nie tylko rowerzyści są sprawcami takich wypadków. Coraz częściej piesi korzystają z drogi dla rowerów, bo "jest im tak wygodniej". To prawda, że często gładsza rowerowa droga jest wygodniejsza niż brukowany chodnik, ale czy bezpieczniejsza? Z tym można polemizować.
5. Bezpodstawne wizyty na SOR
Wakacje to również "złoty czas" nieuzasadnionych wezwań karetek i wizyt na szpitalnych oddziałach ratunkowych.
Zdarza się, że pacjenci zgłaszają się na oddział z trywialnymi problemami, niezagrażającymi życiu.
Zamiast skontaktować się np. z lekarzem rodzinnym, szukają pomocy na oddziale zajmującym się ratowaniem życia i zdrowia. Powód? Ich przychodnie w wakacje działają w ograniczonym zakresie z powodu urlopów personelu, a pacjenci ci nie chcą czekać na wizytę.
Pamiętajmy też, że SOR to nie ''szybka konsultacja z lekarzem i to jeszcze bez skierowania''.
Nie zabierajmy szansy na życie komuś, kto potrzebuje natychmiastowej pomocy. Jeśli jednak istnieje choć cień podejrzenia, że dziecko, ktoś bliski czy nieznajomy mijany na ulicy, czuje się źle i jest w stanie zagrożenia zdrowia lub życia, reagujmy!
Anna Klimczyk, dziennikarka Wirtualnej Polski
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl