Trwa ładowanie...

Jak wygląda pobyt dziecka i rodzica w szpitalu?

 Ewa Rycerz
27.02.2017 18:55
Pobyt w szpitalu z dzieckiem to wyzwanie - uważa Lady GuGu.
Pobyt w szpitalu z dzieckiem to wyzwanie - uważa Lady GuGu. (123RF)

"Mam wrażenie, że w Polsce system leczenia to system uśmiercania. Przychodnie mają zdaje się jasny przekaz: nie przyjmujcie chorych, niech sami padną. W szpitalach wyleczą cię z jednego, ale przez nieludzkie warunki bytowe wpędzą w coś innego" – pisze na swoim blogu Lady GuGu. - "Gdyby nie lekarze i pielęgniarki, którzy kompensują przerażające braki systemowe swoim profesjonalizmem, chyba sama skończyłabym u psychiatry" – dodaje. Blogerka wbiła swoim tekstem kij w mrowisko. Posypały się komentarze. Co ciekawe, z blogerką zgadzają się także lekarze.

1. Z dzieckiem w szpitalu

W swoim wpisie autorka zwraca przede wszystkim uwagę na to, że na oddziałach znajduje się za dużo dzieci. „Wyobraźcie sobie: sala ok. 20 m2. W nim 3-4 dzieci, wszystkie w pokaźnych łóżeczkach. Do każdego malucha doczepiony jakiś rodzic, najczęściej matka, więc łącznie 8 osób na tak małej przestrzeni. Klimat w sali nie dość, że grobowy, to jeszcze tropikalny. Kaloryfery grzeją jak szalone – wiem, to środek zimy, ale nie jestem pewna, czy 29 stopni Celsjusza sprzyja zdrowieniu.

Wszędzie roznosi się zapach… nie, nie leków. Śmieci. Kosze zapchane do granic możliwości. Nie to, że nikt nie sprząta: personelu jest tak mało, że zwyczajnie nie nadążają. Na podłodze paprochy i kurz, a pomiędzy tym wszystkim matki próbujące ułożyć się do snu. Te bardziej obyte ze szpitalem inwestują w leżaki plażowe albo karimaty. Te, które myślą, że lada dzień ich wypiszą, montują prowizoryczną leżankę z koców albo śpią na krześle. Jeśli już jakieś mają: dla mnie w pierwszym dniu pobytu zabrakło.

Zobacz film: "Codzienna pielęgnacja zdrowej skóry niemowląt i małych dzieci"

Zobacz także:

Zresztą o prawdziwym spaniu nie ma tu mowy – ten pobyt to czysta wegetacja, odliczanie godzin do rana i minut pomiędzy kolejnymi zakrztuszeniami mojego niemowlaka, porami posiłków, wolnej toalety. Bo na tą trzeba się niemal zapisywać – na oddziale jest tylko jedna łazienka i nie ma mowy o pobycie dłuższym niż 3 minuty.”

Ten fragment wpisu Lady GuGu działa na wyobraźnię. Nawet dla osób, które nie były z dzieckiem w szpitalu, takie realia wydają się nie do pomyślenia. A są smutną rzeczywistością polskich oddziałów dziecięcych. Na większości z nich pracuje za mało osób, a obłożenie jest bardzo duże.

- Szczególnie teraz, w szczycie sezonu grypowego - przyznaje Agnieszka Osińska, rzecznik prasowy Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Lublinie. - Staramy się jednak jakoś sobie radzić, rozlokowujemy pacjentów tak, by nigdzie nie zabrakło wolnych miejsc, ale jednocześnie nie było ścisku - zaznacza.

- Leżę właśnie z moim rocznym synkiem na oddziale w jednym z wrocławskich szpitali. Obok dwójka dzieci, dwuletnie i czteroletnie. Oboje mają zapalenie oskrzeli, właściwie nie śpią. Ale to nic – nie śpię także ja, ponieważ zabrakło dla mnie łóżka. Radzę więc sobie drzemiąc na łóżku córki – opowiada w rozmowie w WP Parenting Joanna, mama Stasia.

Poród w domu kontra poród w szpitalu
Poród w domu kontra poród w szpitalu [5 zdjęć]

Jeszcze na początku XX wieku kobiety ciężarne rodziły w domu i nikt się temu nie dziwił. Dzisiaj, gdy

zobacz galerię

Okazuje się, że nie jest jedyna. W ostatnich tygodniach liczba zachorowań wśród dzieci wzrosła, w szpitalach na oddziałach dziecięcych jest coraz ciaśniej. Szczególnie narzekają mamy, które nie mogą zostać z dzieckiem na noc. Osińska zaznacza, że choć prawo zezwala na pobyt rodzica w szpitalu, to do jego noclegu muszą być spełnione pewne warunki.

- Przede wszystkim lokalowe. Jeśli nie ma miejsca, matka nie powinna przebywać przy łóżku dziecka nocą - mówi rzeczniczka. Wygląda więc na to, że takie zezwolenia są dobrą praktyką placówek.

- Niektóre szpitale dysponują specjalnymi hotelami dla rodziców. Pobyt tam może być opcją dodatkową - podsumowuje Osińska.

Z kolei doktor Aneta Górska-Kot, pediatra ze Szpitala Dziecięcego im. prof. Jana Bogdanowicza w Warszawie, dodaje, że wszystko zależy od tego, kiedy zbudowany był szpital.

- W nowych placówkach sytuacja rodziców jest dużo lepsza niż w tych starych, gdzie jest ogólnie mało miejsca i rodzic z wielu przysługujących mu praw skorzystać nie może - twierdzi Górska-Kot.

Okazuje się też, że winny jest też system. Narodowy Fundusz Zdrowia płaci szpitalom tylko za leczenie i pobyt małego pacjenta. Koszty, jakie generuje rodzic pokrywane są już z budżetu szpitala.

- Oczekuje się więc, że prawa będą respektowane, ale fundusz o to nie dba. Dlatego wiele placówek wprowadza opłaty dla rodziców. Ci przecież generują koszty - muszą jeść, umyć się, zrobić sobie kawę - zaznacza pediatra.

Jakie jest wyjście z sytuacji? Albo NFZ powinien płacić szpitalom również za pobyt rodziców, albo należałoby usankcjonować ich opłaty.

- Nie możemy wiecznie udawać, że problemu nie ma, bo on istnieje i jest coraz bardziej denerwujący - podsumowuje lekarka.

Polecane dla Ciebie
Pomocni lekarze