Trwa ładowanie...

Gosia i Marcin wychowują dzieci w Australii. "Najdroższa jest edukacja"

 Ewa Rycerz
Ewa Rycerz 18.12.2020 14:36
Charęzińscy mieszkają w Australii ponad 2 lata
Charęzińscy mieszkają w Australii ponad 2 lata (Archiwum prywatne)

Choć w Polsce żyło im się całkiem nieźle, postawili wszystko na jedną kartę. Gosia i Marcin Charęzińscy z dziećmi wyemigrowali do Australii nie dla zarobku. To miała być przygoda, ale życie tam coraz bardziej ich wciąga. - Tu wszystko jest inne od tego, co w Polsce, ale jedna z największych różnic dotyczy edukacji. Wysłanie dziecka do żłobka lub przedszkola porównywalne jest nawet z kosztami wynajmu mieszkania – podkreślają zgodnie.

spis treści

1. Szybka decyzja

To była dla nich duża i nagła zmiana. Gosia i Marcin Charęzińscy mieszkali w Krakowie, on miał całkiem niezłą pracę, ona wychowywała dzieci i robiła doktorat z psychologii. A potem przyszła atrakcyjna propozycja pracy dla Marcina w Australii. "Ahoj, przygodo!" - pomyśleli oboje i niemalże z dnia na dzień zostawili swoje dotychczasowe życie i wyjechali. Od tego momentu minęło 2,5 roku. W tym czasie Marcin zmienił pracę, Gosia urodziła trzecie dziecko, a cała ich rodzina kilkukrotnie zmieniała miejsce zamieszkania, by osiąść w niewielkiej miejscowości na wschodnim wybrzeżu Australii, w Grafton.

- Życie tutaj jest zupełnie inne - przyznaje Gosia. - To, co pierwsze mnie tutaj uderzyło, to nie standard materialny, ale czyste powietrze. Jest ogromna różnica między tym tu a w Polsce. Oczywiście na plus wychodzi Australia - dodaje.

2. Ciąża i poród w Australii

Do Australii wyjeżdżali w czwórkę. W trzecią ciążę Gosia zaszła już mieszkając w Sydney.

- Prowadzenie ciąży w Australii różni się nieco od tego w Polsce. Przede wszystkim kobiety, których ciąża przebiega prawidłowo, nie są poddawane tak częstym badaniom. Krew miałam pobieraną 2 razy w ciągu 9 miesięcy, badanie ginekologiczne robiono mi dopiero przy przyjęciu na porodówkę, nie miałam robionego KTG, ginekologa nie widziałam ani razu – relacjonuje młoda mama.

Podkreśla, że w Australii odchodzi się od medykalizacji ciąży i porodu, a warunki samego porodu określa status mieszkańca.

- My nie mamy obywatelstwa, nie jesteśmy także rezydentami. Mamy wykupione ubezpieczenie zdrowotne i koszty porodu zostały mi zwrócone przez ubezpieczyciela – wyjaśnia.

Poród? Odbył się szybko i sprawnie. Gosia została wypisana ze szpitala już kilkanaście godzin po rozwiązaniu. Do dziś pamięta, jak bardzo czuła się tam zaopiekowana. – Posiłek zaraz po porodzie będę wspominać do końca życia – śmieje się. I podkreśla, że jej doświadczenia z Polski są zupełnie inne. – Ciągle mam w głowie ten pośpiech i kolejki – dodaje.

3. Wychowanie dziecka

Gosia i Marcin zaczynali swoje australijskie życie w Sydney. Kilkukrotnie zmieniali mieszkanie, Marcin zmieniał pracę. Gosia przez cały ten czas zajmowała się wychowywaniem – najpierw dwójki, a teraz trójki dzieci.

Przez 2 lata Gosia z mężem i dziećmi mieszkała w Sydney
Przez 2 lata Gosia z mężem i dziećmi mieszkała w Sydney (Archiwum Prywatne)

Jak wygląda wychowywanie w Australii? Różnic jest mnóstwo i wynikają one z wielu kwestii. Główną jest pogoda. W Australii nie ma mroźnych zim, przez 12 miesięcy w roku jest podobna pogoda, a to rodzicom ułatwia wiele spraw. Rodzice nie mają potrzeby kupowania mnóstwa ubrań.

- Moje dzieciaki mają kilka bluzek i spodenek. Najmłodszy preferuje bieganie tylko w pieluszce. Na jesień i zimę mamy cieplejsze bluzy. I to tyle - podkreśla Gosia. I dodaje, że dzieci w Australii spędzają na zewnątrz dużo więcej czasu niż ich rówieśnicy w Polsce.

- Tutaj akurat system jest podobny do polskiego. Istnieje instytucja lekarza pierwszego kontaktu, który konsultuje lekkie przypadki i jest bezpłatny. Jeśli chciałabym pójść do pediatry, muszę poprosić o specjalne skierowanie. Z tym, że specjaliści są tutaj płatni - wyjaśnia Gosia. Jak się jednak okazuje, zazwyczaj dzieci nie mają zbyt wielu okazji do wizyt u lekarza. Pomijając sytuacje losowe, są po prostu zdrowsze.

4. Edukacja w Australii

Płatny dostęp do specjalistów medycznych to niejedyne ograniczenie finansowe dla Polaków w Australii. Kolejnym jest edukacja dzieci. – Żłobki i przedszkola są tutaj płatne. Dzienny koszt pobytu dziecka w takiej placówce to ok. 100-200 dolarów - mówi Gosia.

W Australii przyszedł na świat Stefan, najmłodszy syn Gosi i Marcina
W Australii przyszedł na świat Stefan, najmłodszy syn Gosi i Marcina (Archiwum prywatne)

Żłobki oferują opiekę nad dzieckiem poniżej 3 lat w godzinach 7-17 (wraz z wyżywieniem). Starszaki powyżej 3 lat mogą chodzić do placówek przedszkolnych. One również są płatne, tylko za jeden dzień uczestnictwa dziecka rodzic musi zapłacić ok. 100 dolarów. – Generalnie jedną z najdroższych rzeczy w Australii, zaraz po wynajmie mieszkania, jest właśnie koszt żłobków i przedszkoli. Być może dlatego część kobiet decyduje się na wysłanie dziecka np. na 1 lub 2 dni, a sama w tym czasie idzie do pracy. Taki model jest tutaj bardzo popularny – wyjaśnia Gosia.

Dość duża część rodziców decyduje się na edukację domową dla swoich dzieci, szczególnie tych młodszych, właśnie po to, żeby nie płacić za placówki. Tak też zrobili Gosia i Marcin. Ich najstarszy syn Staś poszedł do przedszkola w wieku 5 lat, wcześniej uczył się w domu. Tak, jak teraz jego 3,5-letnia siostra Zosia. – Dla mnie to fajne rozwiązanie, bo ja nie czuję presji na to, żeby wysyłać dzieciaki szybko do przedszkola na cały tydzień – podkreśla Gosia. – Tutaj z kolei rodzice mają taką presję na szkoły. Obowiązuje rejonizacja, jeśli chodzi o szkoły podstawowe, więc rodziny często zmieniają miejsce zamieszkania tylko po to, by ich dziecko chodziło do dobrej podstawówki. - dodaje.

5. Życie na prowincji

Po niespełna 2 latach życia w stolicy stanu Nowa Południowa Walia małżeństwo zdecydowało o przeprowadzce. Spakowali swoje rzeczy i wyruszyli na północ stanu. Teraz mieszkają w niewielkim miasteczku Grafton, położonym pomiędzy Sydney a Brisbane. Choć miejsce jest spokojniejsze, nie ma w nim dostępu do wielu kwestii. Na wizytę u lekarza pierwszego kontaktu trzeba czekać ok. tygodnia.

- Ale nie jest to jakiś palący problem. Dla mnie najgorsze są koszty życia. Naprawdę, pochłaniają one znaczącą część pensji. Drogie są warzywa, owoce i dobry chleb. Tania jest żywność przetworzona, ale my nie chcemy jej jeść, więc szukamy promocji. Mamy też wspaniałych sąsiadów i przyjaciół, dzięki którym żyje nam się tu przyjemnie – podkreśla Gosia.

- Urzekło mnie tu przede wszystkim czyste powietrze - mówi Gosia.
- Urzekło mnie tu przede wszystkim czyste powietrze - mówi Gosia. (Archiwum prywatne)

I to właśnie z przyjaciółmi spędzą święta Bożego Narodzenia. – Koleżanki przywiozą pierogi i barszcz, może będzie bigos. Nie wiem, czy uda nam się to zjeść, bo panują niemiłosierne upały, a w taką pogodę mamy ochotę jedynie na kąpiel w morzu. I tak to się pewnie skończy, zjemy coś i pójdziemy na plażę. Jak większość Australijczyków – podsumowuje.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Zobacz także:

Polecane dla Ciebie
Pomocni lekarze