Dziecko na mszy. Co robić, gdy krzyczy?
- Jeśli pani dziecko nie potrafi zachowywać się w kościele jak człowiek, proszę z nim tutaj nie przychodzić – te słowa sprawiły, że osłupiałam. Powiedziała je ok. 70-letnia kobieta chwilę po tym, gdy tłum ludzi opuścił świątynię. Nie bardzo wiedziałam, jak zareagować.
1. Niegrzeczne dziecko?
Niedziela, południe, w jednej z podlubelskich parafii trwa właśnie msza święta. - Ja nie chcę! Chcę do domu! Już koniec tego cyrku! - słychać nagle rozdzierający krzyk. Pewnie nie zwróciłabym na to uwagi, gdyby nie fakt, że krzyczało moje dziecko. Sparaliżowało mnie.
Nie wiedziałam jak się zachować, zaczęłam więc tłumaczyć mojemu trzylatkowi, że kościół to dom Boga i zachowujemy się w nim cicho. To nie pomagało, a wręcz przeciwnie – rozjuszyło mojego małego rozmówcę. Odwróciłam więc jego uwagę i szeptałam mu do ucha, co akurat robi ksiądz na ambonie.
To jednak nie był koniec. Mały spacerował po świątyni, zaczepiał dzieci, dyskutował z nimi. Z jednej strony – zachowywał się jak typowe dziecko, które nie zna jeszcze miejsca, do którego przyszło: zaspokajał swoją ciekawość.
Przeczytaj także:
Z drugiej jednak – był obiektem zainteresowania wielu rodziców, a to sprawiało mi kłopot. Czułam na sobie setki spojrzeń, w których wyczytać można było ocenę: "nie potrafi wychować syna", "co za matka!". Postanowiłam jednak dotrwać do końca mszy.
Gdy wyszliśmy z kościoła, spokojnie stanęłam z synem przy budynku i zaczęłam mu wykładać, co mi się podobało w jego zachowaniu, a czego nie mogę zaakceptować. I w tym właśnie momencie podeszła do nas starsza kobieta z uśmiechem na ustach. - Pani syn zachowywał się karygodnie – zaczęła. - Kto to widział, by tak biegać, krzyczeć i zaczepiać inne dzieci w kościele? - denerwowała się. - Jeśli dziecko nie potrafi tutaj zachowywać się jak człowiek, proszę z nim do kościoła nie przychodzić – zdążyła jeszcze rzucić, bo chwilę później podszedł do nas ksiądz.
- Rozumiem pani zdenerwowanie, ale to była msza dla dzieci – mówił wikariusz spokojnie. - Maluchy nie potrafią jeszcze spokojnie stać, chodzą więc i się rozglądają. To dobrze, ponieważ dzięki temu poznają Dom Boży – tłumaczył łagodnie duchowny. - Każdy modli się jak umie – zakończył, pogłaskał moje dziecko po głowie i odszedł, pozostawiając mnie i starszą panią w szoku. Po chwili odeszłam i ja, uprzejmie się żegnając. Nadal nie wiedziałam, co powiedzieć.
2. Problem rodziców czy księży?
Udział małego dziecka w mszy świętej jest stresem dla niejednego rodzica. A co jeśli będzie rozmawiać, chodzić, zaczepiać inne dzieci lub komentować to, co robi kapłan? A co jeśli ksiądz zwróci nam uwagę na forum lub otwarcie powie do dzieci, by były cicho. No właśnie, co się wtedy stanie? Czy ksiądz powinien upominać dzieci na mszy przeznaczonej właśnie dla nich?
Przeczytaj także:
Problem jest stary jak świat. Przyznajmy jednak: nie jest możliwe, by dziecko dwu- lub trzyletnie wytrzymało godzinę bez ruchu. To nierealne z punktu widzenia wiedzy o rozwoju takiego malca. Dla dziecka w tym wieku ruch jest czymś naturalnym, czymś, co prowadzi do zaspokajania ciekawości świata. Chodząc po świątyni dziecko po prostu się uczy.
Kościół jest miejscem publicznym, a w każdym z takich miejsc panują określone zasady. I to właśnie przestrzegania tych zasad rodzice powinni nauczyć swoje potomstwo. Można dzieciom szeptem wyjaśniać, co w danym momencie ksiądz robi, dlaczego ludzie wstają, dlaczego klękają i co śpiewają.
Z drugiej strony – donośny płacz i krzyk mogą po prostu rozpraszać księdza. Nawet na mszy dla dzieci. Do skupienia potrzebne są bowiem odpowiednie warunki, co nie znaczy, że dzieci nie mogą mówić szeptem.
- Aby msza przebiegła pomyślnie dla rodziców, dzieci, księdza i innych jej uczestników, potrzebna jest przede wszystkim współpraca pomiędzy kapłanem a rodzicami. Dzieci najlepiej przyprowadzać na nabożeństwo dla nich przeznaczone, wtedy jest zielone światło dla swobody i poruszania się po kościele. Na mszach dla dorosłych takie zachowania faktycznie mogą przeszkadzać i będzie to uzasadnione - mówi ks. Mariusz Górniak, nauczyciel w Gimnazjum im. Jana III Sobieskiego w Lublinie.
- Nie może być tak, że zrezygnujemy z chodzenia na mszę, bo dziecko rozmawia. W ten sposób nie nauczy się ono zachowania w świątyni. Tak, jak nie nauczymy się pływać bez wejścia do wody - dodaje duchowny.
Częściej niż od samych księży złośliwe spojrzenia kierują na rodziców inni uczestnicy mszy. Widać w nich brak zrozumienia, empatii, tolerancji. Bo jak przecież dziecko może spacerować po kościele i szeptać z innymi dziećmi? Cóż. Dokładnie tak, jak dorośli kaszlą, kichają, opróżniają "efektownie" nosy. Bez skrępowania.