"Dobre matki nie istnieją". Rozmowa z Matyldą Kozakiewicz
Nazywa się Złą Matką. Wkurzają ją pytania zadawane kobietom o to, czy ich dziecko było wpadką. Jej zdaniem, do tej pory w głowach wielu ludzi istnieje przekonanie, że piersi nie służą do karmienia, a do podniecania mężczyzny. Na okładce swojej książki występuje jako Matka Boska karmiąca dwuletnie dziecko.
Matylda Kozakiewicz, blogerka "Segritta" i założycielka fanpage'a "Zła Matka" niedawno wydała swoją pierwszą książkę: anty-poradnik "Złe matki są najlepsze". W rozmowie z nami opowiada, dlaczego jest jedną z nich.
Magdalena Bury, Wirtualna Polska: Dlaczego nie jesteś dobrą matką?
Matylda Kozakiewicz, blogerka "Segritta", mama Kociopełka: Bo nie da się taką być. Nie ma dobrych matek. Po prostu nie istnieją. Nie da się w macierzyństwie dokonać wyboru, który przez wszystkich zostałby nazwany dobrym. Zawsze będzie ktoś, kto cię skrytykuje i posądzi o robienie krzywdy dziecku.
Matki czułe i tulące rozpieszczają dzieci. Matki dbające o siebie na pewno te dzieci zaniedbują. Matki karmiące piersią i "chustujące" to ekowariatki. Matki karmiące mieszanką to cholerne egoistki. Wszyscy są chętni do krytykowania matek. Brakuje głosu wsparcia i zwykłego "wiem, że robisz, co możesz. I to wystarczy".
Zostałaś mamą dopiero po trzydziestce. Kociopełek był planowany i oczekiwany z wytęsknieniem czy po prostu... tak wyszło (śmiech)?
Będę z tobą szczera. Wkurzają mnie takie pytania zadawane matkom. Bo to, czy ktoś planuje dziecko, to bardzo intymna, prywatna decyzja. No i w naszym społeczeństwie - pomimo jakiegoś dziwnego, niezrozumiałego dla mnie sprzeciwu wobec edukacji seksualnej i planowanego rodzicielstwa - jest wielkim faux pas przyznać się do wpadki.
Idzie za nią podejrzenie, że i związek nie był w pełni stabilny i że być może oboje lub jedna ze stron nie chciała dziecka. My chcieliśmy. Ale to wciąż jest nasza prywatna sprawa.
Zobacz również:
Czy każda matka jest Złą Matką?
Na fanpage’u "Zła Matka" na Facebooku, czyli w miejscu, gdzie to wszystko się zaczęło, zebrała się całkiem spora grupa świadomych Złych Matek. Czyli takich, które wiedzą, że nie sprostają społecznemu ideałowi macierzyństwa i umieją się z tego nabijać. Bo w sumie to nam zawsze zostaje - dystans i poczucie humoru.
Złą Matką jest tam każda mama, która akceptuje samą siebie i jednocześnie nie próbuje innym matkom narzucić swoich wyborów. Jesteśmy niedoskonałe, jesteśmy prawdziwe, naturalne i próbujemy przekonać resztę świata, że nic mu do tego. To my wiemy najlepiej, jak opiekować się naszymi dziećmi, jak je wychowywać, ubierać i karmić. Niezależnie od tego, którą z metod wybierzemy.
Okładka poradnika przedstawia cię przebraną za Matkę Boską. I do tego karmisz (na oko) dwuletnie dziecko. O co chodzi?
Karmienie piersią jest lwią częścią macierzyństwa w pierwszym roku życia dziecka. Problemy z tym związane stanowią chyba większość problemów, z którymi musimy się mierzyć. Począwszy od trudności z laktacją, bólem, pękającymi brodawkami sutkowymi, zapaleniem piersi, lękiem o odpowiednią ilość pokarmu - przez dezinformację i mnóstwo mitów wciąż funkcjonujących w instytucjach medycznych - aż po aspekt kulturowy i barierę wstydu, którą trzeba pokonać, by karmić dziecko w miejscu publicznym.
Bo niestety w głowach wielu ludzi piersi nie służą do karmienia, tylko do podniecania mężczyzny i do reklamowania różnych produktów na billboardach i plakatach. Nawiązanie do Matki Bożej było celowym zabiegiem, na który się zdecydowałam w trakcie sesji zdjęciowej do okładki książki.
Chciałam tym wszystkim krytykantom przypomnieć, że jedna z najsłynniejszych matek też karmiła piersią swoje dziecko. I uwiecznili to na obrazach artyści z całego świata. Dlaczego my, współczesne matki, nie miałybyśmy iść tą samą drogą?
Sprawdź również:
Co o angażowaniu się partnera w wychowanie dziecka mówi twój anty-poradnik?
Roli taty jest poświęconych wiele fragmentów w książce. Namawiam mamy do tego, żeby angażowały partnerów w opiekę nad dzieckiem od pierwszych dni jego życia. Żeby nie bały się mu powierzać nawet wymagających zadań. I żeby ten ojciec wyręczał też matkę, która biologicznie jest już i tak bardzo obciążona nową funkcją.
Nikt za nią nie będzie chodził w ciąży, nie będzie też karmił piersią. Ale już tata może z powodzeniem wziąć na siebie przewijanie dziecka, kołysanie do snu lub kąpiele. I nie że czasem, od święta, lub "gdy kobieta poprosi".
Dzielmy się tymi obowiązkami na pół. Tak, by każdy z rodziców miał codziennie czas dla siebie, bo tylko wtedy nie zwariujemy z przemęczenia.
Zawsze, gdy rozmawiam ze świeżo upieczonymi matkami, słyszę: "Marzę o wyjściu z domu. Bez dzieciorów koło nogi". Co im poradzi Zła Matka?
Żeby wyjść. Właśnie dlatego jest dwoje rodziców, żeby każde z nich znalazło też czas na swoje egoistyczne przyjemności. Od tego też są dziadkowie, którzy najczęściej bardzo chętnie opiekują się wnuczętami.
Współcześnie nie ma blogera, który nie wydałby swojej książki. Dlaczego też dałaś ponieść się tej modzie?
Dałam się ponieść tej samej modzie, za którą poszedł Hemingway i Umberto Eco (śmiech). Blogerzy właśnie na pisaniu zdobywają popularność, więc jeśli jakiś bloger zdobywa dużą publiczność, to najwyraźniej umie pisać. Mam oczywiście na myśli tych blogerów, którzy publikują głównie teksty, a nie zdjęcia.
Internet - najbardziej demokratyczne medium sprawdzające umiejętności twórcy - bardzo skutecznie informuje wydawnictwa, czy jest sens wydawać danego autora. I nic dziwnego, że wybór pada akurat na blogerów.
O czym "Matki-Polki" na pewno nie dowiedzą się z twojej książki?
To nie jest poradnik medyczny, w którym matka dowie się, co jej dziecko powinno umieć w danym wieku. To też nie jest kompendium wiedzy, jak sobie radzić z gorączką u noworodka. To raczej taka odtrutka na chaos informacyjny, z którym styka się każda młoda mama. Mama, która często boi się swojej nowej roli i nie wie, czego się spodziewać.
Usłyszałam, że "Złe Matki są najlepsze" (tytuł książki blogerki – przyp. red.) powinno się dodawać do zestawu próbek, jaki wiele mam dostaje w szpitalach po porodzie. Bo faktycznie - to właśnie do nich adresowana jest ta książka.
Ona uspokaja, pozwala złapać dystans i wyrobić sobie taką fajną pewność siebie we własnych rodzicielskich wyborach. Wiele kobiet napisało mi, że książka przekonała ich do zajścia w ciążę. A inna dziennikarka, która przeprowadzała ze mną wywiad, powiedziała, że jestem lepsza niż 500+. To bardzo miłe (śmiech).
Który "rodzaj" matek spotykany na placach zabaw denerwuje cię najbardziej?
Żaden - pod warunkiem, że nie są to matki krytykujące inne kobiety. Bo chyba na to jestem najbardziej uczulona - na to, co kobiety potrafią powiedzieć sobie nawzajem, właściwie bez zastanowienia, czy nie zrobią nikomu przykrości. A matkę łatwo zranić, bo wystarczy sprawić, by pomyślała, że robi jakąś krzywdę własnemu dziecku.
Piętnujmy przemoc, piętnujmy te wszystkie klapsy, obraźliwe słowa, straszenie i podkopywanie pewności siebie u dziecka. Z tym trzeba walczyć. Ale decyzję o sposobie karmienia dziecka, o ubieraniu, kąpaniu i noszeniu - zostawmy matce. To ona wie najlepiej, co robić.
Macierzyństwo i kariera. Czy takie połączenie ma szansę przetrwać w dobrym stanie?
Ma. Tak samo jak ojcowie mogą jednocześnie pracować i opiekować się dziećmi. A jeśli wyrównamy trochę (no dobra, bardzo - a nie trochę) proporcje i sprawimy, by mniej więcej równa liczba ojców i matek pracowała, brała urlopy rodzicielskie i zajmowała się dziećmi, to już wszystko będzie proste i wszystko się da.
Dlaczego my - kobiety, tak bardzo boimy się zmian związanych z nowym członkiem rodziny? Czy naprawdę dziecko w domu oznacza tylko wspólne siedzenie w toalecie z maluchami na dywaniku i codzienne picie zimnej kawy?
Boimy się, jeśli obserwowałyśmy takie wzorce we własnej rodzinie i otoczeniu. Jeśli u nas to zawsze matka poświęcała się dzieciom i rodzinie. Wtedy nic dziwnego, że same bronimy się rękami i nogami przed takim kieratem.
Ale możemy tworzyć własny model rodziny, nawet jeśli wyrośliśmy z innego. Tylko trzeba sobie uświadomić, jak to działa i jak to powinno wyglądać. Musimy zdać sobie sprawę, że to, jaką rolę przyjmą mama i tata w naszej rodzinie, wpłynie też na to, jakie rodziny założą nasze dzieci.
A jaki styl wychowania panuje w waszym domu?
Nie chciałabym, żeby moja córka była jedyną osobą w domu, która zajmuje się potomstwem, sprząta i gotuje, więc sama nie będę tak postępować. Nie chciałabym, żeby mój syn był tym gościem, który wraca do domu o godz. 16, siada na kanapie i z łaski je przygotowany mu obiad, więc mój partner nie będzie dawał takiego przykładu.
Chcę, żeby moje dzieci wyrosły na samodzielnych, samowystarczalnych ludzi. Żeby każde z nich potrafiło i chciało samo o siebie zadbać, ugotować obiad, uprać ubrania i zachować wokół siebie porządek. Niezależnie od płci.
Chcę, żeby moje dzieci były szczęśliwe, więc sama też dbam o własne szczęście. To tak właśnie działa. Bądź takim człowiekiem, jakim byś chciał, żeby zostało twoje dziecko.
Dziękuję za rozmowę.