Co denerwuje rodziców w przedszkolankach?
"Czuć od nich fajki, a syn dopiero w przedszkolu dowiedział się, co znaczą pogaduszki. Jak? Usłyszał to od pań, kiedy poprosił, żeby poukładały z nim puzzle". Niedawno pisaliśmy o tym, co irytuje przedszkolanki. Teraz czas na głos rodziców.
Dzieci w przedszkolu przebywają średnio osiem godzin dziennie. Przez ten czas bawią się, jedzą i... naśladują zachowania swoich wychowawczyń. To właśnie panie przedszkolanki są ich ukochanymi "ciociami", które przytulą i wytrą łzy, kiedy kolega po raz kolejny zabierze ulubioną zabawkę. Albo, gdy po prostu tęsknią za rodzicami.
Nauczycielki nie są jednak bez skazy. Doskonale wiedzą o tym rodzice. Co najbardziej irytuje ich w przedszkolankach?
- Przyprowadzam córkę do przedszkola na 7:00. Wtedy dzieci z wszystkich grup są w jednej sali. I co robi nauczycielka? Powie "dzień dobry" i wraca do kawy. W nosie ma to, co robią dzieci. A robią wiele. Sandra przyszła ostatnio z sali z podbitym okiem. Kolega rzucił w nią klockiem – mówi Karol, ojciec 5-letniej Sandry.
To, że nauczycielki siedzą za biurkiem i nic nie robią, to tylko jeden z zarzutów. Co jeszcze irytuje?
- Mamy 15:00, więc odbieram syna tak, jak zwykle. Rzuca mi się na szyję. Czuję fajki. I to tak, jakby wyszedł właśnie z jakiejś palarni. To, że nauczycielki palą mnie chyba najbardziej denerwuje. Skoro już jest tą przedszkolanką, to chyba mogłaby się postarać i rzucić? - opowiada Krzysiek, ojciec 3,5-letniego Adriana.
Mężczyzna dodaje, że ostatnio zauważył u syna znajomość nowego słowa - "pogaduszki".
- Podszedł do nas i spytał, czy urządzamy sobie pogaduszki. Dzieci w jego wieku łapią dużo słów, ale coś mnie podkusiło. Zapytałem, kto tak mówi. Adrianek odpowiedział, że panie w przedszkolu. I że nie wolno wtedy przeszkadzać. Syn chciał poukładać z nimi puzzle. A w efekcie został odesłany – komentuje.
Co dalej? Rodzice mówią wprost – denerwuje ich to, że dzieci chodzą z niewytartym nosem i pełną pieluchą.
- Maja ma 2,5 roku. Musi chodzić do przedszkola, bo ja wróciłam do pracy. I co? Odbieram córkę, a z pieluszki się wylewa. Już nie wspomnę o rękawach. Wszędzie zaschnięte smarki. Nie winię Majki, przecież musiała w jakiś sposób pozbyć się tego kataru. Ale to chyba obowiązek przedszkolanek? Tak trudno podłożyć dziecku chusteczkę i powiedzieć, żeby wyczyściło nosek... - mówi Aleksandra.
Kolejna pytana przeze mnie mama odpowiada: - Zosia ma problem z takimi dziecięcymi natręctwami. Skubie nosek, wkłada palce do buzi, czasami się boleśnie gryzie. Robi to nieświadomie. Jednak jeśli robi to w domu, wraz z mężem prosimy, żeby przestała. Zajmujemy ją czymś. Tak samo robi w przedszkolu. Ostatnio jednak córka przyznała mi się, że pani – owszem – zwróciła jej uwagę. W jaki sposób? Powiedziała, że tak to sobie może robić w domu, a nie w przedszkolu. I to jest psychologiczne podejście do dziecka? - mówi Karolina.
Sprawdź również:
Okazuje się też, że problemem jest nieodpowiednie ubieranie dzieci na spacer.
- Ada ma w szatni dwie pary spodni, ciepłą bluzę i w razie czego kurtkę. Nauczycielka może sobie wybrać, w co ją ubrać. Przecież widzi, jaka jest pogoda. I zawsze jest problem. Moja córka wraca do domu i mówi: "Mamo, a na spacerze było mi zimno!" - opowiada Gabriela.
Co jeszcze irytuje? Rodzice skarżą się, że chociaż dodatkowo płacą za obiady, dzieci ich nie jedzą. Nauczycielki nawet nie próbują namówić maluchów do skosztowania ziemniaków czy mięsa.