Toksyczne relacje, przemoc i więzienie. Klaudia Tokarz-Laska o piekle, jakie przeszła w rodzinnym domu
Jako nastoletnia dziewczyna musiała radzić sobie sama, opiekując się nie tylko sobą, ale także swoim młodszym bratem. Matka w ogóle się nią nie interesowała, a ojciec siedział w więzieniu. Mimo przeszkód Klaudii udało się stworzyć szczęśliwą rodzinę, a ponadto wkrótce zostanie psychoterapeutką. Napisała dwie książki i założyła własne wydawnictwo. Klaudia Tokarz-Laska swoją historią chce dodać otuchy wszystkim tym, którzy wychowują bądź wychowywali się w przemocowej rodzinie. Jej przykład dowodzi, że dopiero w dorosłym życiu można zrozumieć błędy popełnione przez rodziców.
1. Trudne dzieciństwo. Choć winę zrzucono na ojca, to nie on zranił ją najbardziej
- Najgorsze było to, że brak pieniędzy, kłótnie rodziców i związane z tym kłopoty były przez moją rodzinę sprowadzane do problemów z alkoholem mojego ojca. A one były sporadyczne. Ja już jako dziecko widziałam w tym dużą prowokację ze strony mojej mamy. Wydaje mi się, że to było najbardziej dotkliwe. Pojawiała się przemoc ze strony mojego taty, ale ja mając 5 i więcej lat widziałam, jaką mama ma satysfakcję z tego, że dochodzi do takich scen - rozpoczyna swoją historię Klaudia Tokarz-Laska, dorosłe dziecko z rodziny dysfunkcyjnej.
Kobieta przyznaje, że choć problemami za rodzinną przemoc obwiniano jej ojca, ona jako mała dziewczynka myślała, że więcej krzywdy doznała ze strony matki. Dziś ma świadomość, że ojciec nie był bez winy, ale odczuwa niesprawiedliwość w podejściu do niego przez bliskich, którzy nie umieli dostrzec, że jego zachowanie jest wynikiem przede wszystkim choroby.
- Miałam bardzo dobrą relację z moim ojcem, bo mimo tego, że miał problemy z używkami, agresją i dziś to potrafię nazwać - chorobą dwubiegunową - nigdy nie denerwował się na mnie. Mama za to była bardzo nerwowa, odwracała się ode mnie, nie dawała mi wsparcia i nie darzyła zainteresowaniem. Zawsze czułam taki żal, że moi bliscy widzą, co się dzieje, ale nie reagują i nie chcą mi pomóc. To było bardzo trudne, że jedyną osobą, która cokolwiek dla mnie robi, był mój tata, który potrafił na 2 tygodnie zniknąć z domu i na moich oczach uderzyć matkę. Mimo tej brutalności, przy nim czułam się najbezpieczniej. To była rzecz, z którą trudno było mi się zmierzyć już w dorosłym życiu - przynaje Klaudia.
Była dzieckiem, nie rozumiała agresji i przemocowego postępowania chorego ojca. Mężczyzna był przez nią idealizowany, chciała wierzyć, że miał powody, dla których tak się zachowywał. Obraz kochającego taty był bardzo silnie zakorzeniony w jej świadomości, że długo nie potrafiła obiektywnie ocenić jego działań. Nie umiała dostrzec krzywdy jaką wyrządził jej matce. Nad swoim stosunkiem do ojca musiała długo pracować.
- Wybielałam jego błędy, nie chciałam ich widzieć. Broniłam przed moim młodszym bratem Danielem, który prawie wcale ojca nie znał. Kiedy brat miał 7 lat, mój tata trafił do więzienia na 15 lat. Opowiadałam mu różne historie, jaki to ojciec nie jest wspaniały, tworząc miłość brata do taty - opowiada.
Kiedy mężczyzna wyszedł z więzienia, gdzie trafił za oszustwa finansowe, stosunek syna i córki do ojca nie był jednak taki, jaki wyobrażała sobie początkowo Klaudia. To właśnie wtedy - jako dojrzalsza już kobieta - zaczęła dostrzegać negatywne cechy ojca. Uświadomiła sobie jak wiele zła wyrządził matce i że to z jego powodu rozpadła się jej rodzina.
- Ojciec po wyjściu z więzienia nie potrafił się odnaleźć. Wtedy zaczęłam zauważać jego destrukcyjne zachowania i postanowiłam się zmierzyć z rzeczywistością. Dotarło do mnie, że popełnia błędy - wspomina kobieta.
2. Matka podżegała do przemocy
Także matka Klaudii była toksyczna. Swoje zachowania wyniosła z rodzinnego domu, w którym nie otrzymała dostatecznie dużo ciepła i miłości, które umiałaby przekazać swoim dzieciom.
- Jej matka też była nerwowa, nie umiała okazywać uczuć i do dziś nie powiedziała nikomu, że go kocha. Wydaje mi się, że moja mama w dorosłym życiu swoim zachowaniem chciała w jakiś sposób zamanifestować swoją obecność, pokazać, że jest. Ja to teraz rozumiem, ale dla mnie jako dziecka było to niezwykle trudne - opisuje Klaudia.
Dlatego w dzieciństwie nie było jej nigdy żal matki. Nie rozumiała dlaczego mama czerpie satysfakcje z prowokowania ojca do przemocy. Później o ten brak zrozumienia zaczęła się obwiniać.
- Nie miałam z nią żadnej relacji, czułam się tak, jakbym jej przeszkadzała. Zaszła w ciążę bardzo młodo i nigdy nie była dla mnie ciepła, ani miła. Zawsze była zdenerwowana, zapatrzona w pieniądze. A ja od taty dostałam dużo spokoju i inne podejście do życia. Czerpałam radość z prostych rzeczy, jak chociażby wspólny spacer do parku. Jej zachowanie mnie odpychało. Wkrótce zaczęłam się obwiać za to, że jej nie pomagam - wyjaśnia.
Jak dodaje, ingerowała w kłótnie rodziców. Miała nadzieje, że uda jej się coś zmienić.
- Mama zaczynała jeszcze bardziej krzyczeć, mówić przykre rzeczy. Tata się uspokajał, kiedy płakałam i błagałam, żeby przestali. On się potrafił powstrzymać, ona bardzo rzadko. Chciała, żeby ludzie dookoła słyszeli, że jest źle, że coś się u nas dzieje. W tym wszystkim nie zwracała na mnie uwagi. Później lekceważyła też obecność o 7 lat młodszego brata - dodaje Klaudia.
To właśnie wtedy w rodzinie 30-latki doszło do klasycznego odwrócenia ról. To Klaudia wzięła na swoje barki odpowiedzialność za brata, któremu pragnęła stworzyć chociaż namiastkę normalności.
- Czułam ogromną odpowiedzialność. Dzieciństwo mojego brata było dla mnie ogromnym ciężarem, bo nie byłam w stanie jako dziecko zająć się drugim dzieckiem. I do 25. roku życia także się tym obwiniałam. Przez długi czas nie umiałam sobie poradzić. Próbowałam uciec w alkohol, chciałam zwrócić na siebie uwagę, żeby usłyszeć, że cokolwiek fajnego we mnie jednak jest. Alkohol nie dawał mi ulgi, nie potrafiłam dzięki niemu zapomnieć o swoich problemach - mówi Klaudia.
Wkrótce zaczęła wikłać się w toksyczne związki, w których także doznawała przemocy i była źle traktowana.
- Czułam się potrzebna, chciałam ratować ludzi, którzy byli w podobnej sytuacji do mojej. Byłam w związkach, które były pełne przemocy i w których doświadczałam krzywdy. Bałam się ludzi opiekuńczych, uciekałam od nich, bo takie zachowanie było dla mnie obce. Przyzwyczaiłam się do krzywdy, troski nigdy nie doznałam, więc wybierałam to, co było mi znane - wyznaje Klaudia.
3. Jak wyglądają relacje dzisiaj?
Przyzwyczajenie do patologicznych relacji, które zostało wyniesione z domu udało się jednak zmienić. Dziś Klaudia ma kochającego męża, z którym tworzy szczęśliwą rodzinę, która wkrótce się powiększy. Ale jak podkreśla kobieta, początki nie należały do łatwych.
- Udało mi się zmienić towarzystwo. Pomógł mi też mój mąż. Początkowo chciałam od niego uciec i skrzywdzić go jak najmocniej, aby nigdy więcej do mnie nie wrócił. A on mimo to przyszedł i powiedział, że mnie nie zostawi i że będzie dobrze. Wtedy uwierzyłam, że zasługuje na to, żeby być kochaną i żeby kochać. A on się mnie nie wystraszył - wyjaśnia kobieta.
Klaudia przyznaje, że w trosce o swoje zdrowie psychiczne ograniczyła kontakt z mamą, która próbowała obarczyć córkę winą za panujące między nimi chłodne relacje. Jej mama wyjechała za granicę. Dziś nie ma między nimi żadnej zażyłości.
- Relacja z mamą jest dzisiaj prawie żadna. Widzimy się sporadycznie, ale dopóki widzę, że nie krzywdzi moich dzieci, pozwalam im na kontakt z babcią. Mama czytała moje książki, ale nigdy nie okazała mi żadnej skruchy. Powiedziała "przepraszam", ale dalej zachowywała się tak samo. Nie mogę liczyć na wsparcie ani zrozumienie. Może nie chce nad sobą pracować, może nie potrafi. Ja już nie potrafię do niej dotrzeć. Za dużo mnie to kosztowało, więc z tego zrezygnowałam - mówi kobieta.
Relacja z tatą jest nieco lepsza. Mężczyzna dzwoni do córki codziennie, jest też akceptowany przez dzieci, które lubią spędzać czas z dziadkiem.
4. Droga ku szczęściu
Klaudia jest też szczęśliwą mamą dwójki dzieci, a trzecie jest w drodze. Kształci się w zawodzie psychoterapeuty i jak mówi, to głównie sobie zawdzięcza miejsce, w którym się dziś znajduje.
- Zdrowa do końca jeszcze nie jestem i myślę, że to długi proces, żeby z tej dysfunkcji doświadczonej w dzieciństwie wyjść. Ale na pewno jestem bardzo świadoma tego, jakie konsekwencje to za sobą niesie i udaje mi się pracować nad nimi, mam wrażenie z dużym efektem - tłumaczy Klaudia.
Klaudia Tokarz-Łaska swoje doświadczenie chce wykorzystać po to, by móc zrozumieć i okazać wsparcie tym, którzy tego potrzebują. W najbliższym czasie odbierze wymarzony dyplom i otworzy swój gabinet psychoterapii.
- Prowadzę dużo rozmów, staram się pomagać i wiem, że kilku osobom już udało mi się pomóc - kończy.
Klaudia wie, że to co przeżyła, bardzo ją ukształtowało. Dziś już nie wstydzi się swojej historii i ma nadzieję, że dzieląc się nią, pomoże innym osobom, którym przyszło wychowywać się w rodzinie dysfukcyjnej. Jej opowieść, to perspektywa dziecka, które ma prawo nierozumieć skomplikowanych relacji między dorosłymi - lgnie do tego, przy kim czuje się bezpiecznie i kto okazuje troskę.
Z historii Klaudii płynie jeszcze jeden, ważny morał. Nawet najtrudniejsze dzieciństwo nie przekreśla naszych szans na stworzenie w przyszłości własnej, ciepłej rodziny. Ważne tylko, by nie zatracić się w tym, co nas niszczy.
Klaudia Tokarz-Łaska to autorka książek "Oczami dziecka" i "Najpierw głowa, później dom", założycielka wydawnictwa Kłębek uczuć. Wkrótce odbierze dyplom z psychoterapii.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl